Puszczacie muzykę do seksu?

18.03.2016 16:47
|north Fot. East News

Są dwie drużyny: fani seksu w ciszy i łóżkowi rockowcy, których muzyka stymuluje. W którym zespole gracie?

To miał być tekst o tym, że dziewczyny nie lubią muzyki, gdy się kochają. Sama znam takich wiele i ma to sens. Bo seks i muzyka bazują na rytmie. Wybieramy jakąś frazę i się do niej nastrajamy. Kiedy w czasie łóżkowych zabaw w tle gra muzyka, automatycznie ją słyszymy i próbujemy się zsynchronizować. A to dekoncentruje i przeszkadza - trudno przecież robić dwie rzeczy jednocześnie.

Królowa jest jedna

I to jest komplement dla rocka. Pochłania tak, że nie daje szansy innym sprawom. - Nie potrzebuję muzy, czasem mi wręcz przeszkadza. Wpływa na zmiany nastrojów, pozaustrojowo. Albo muzyka albo kobieta – mówi kolega. A więc faceci też tak mają. - Wolę pulsujący, zmieniający tempo oddech partnerki. Rocka mogę sobie puścić w każdej innej chwili.

Nie wszyscy myślą podobnie. Niektórzy muzyki po prostu nie zauważają, inni traktują czysto przedmiotowo. – Słyszałem teksty, że ktoś słucha wtedy „tylko rytmu serca” i inne takie. Dla mnie to bez znaczenia czy coś gra czy jest cicho. Tak w każdym razie było w poprzednim mieszkaniu. Teraz mamy takie ściany, że puszczamy głośno cokolwiek, najczęściej radio, na szybko. Bo inaczej sąsiedzi wszystko słyszą. A ekshibicjonistami nie jesteśmy – śmieje się Wojtek.

Szósty zmysł

- To jest zawsze jakiś wybór i trzeba o tym pamiętać. Fakt, że kiedyś podczas seksu puściłem Tori Amos zepsuł mi zupełnie późniejszą możliwość spokojnego, merytorycznego słuchania tego albumu. Już zawsze czuję tamtą temperaturę, zapach kosmetyków tej nocy. To jak jakiś szósty zmysł, muzyczny. I w ten sposób jedna z moich ulubionych płyt poszła się szczekać już chyba na zawsze – przyznaje znajomy. - Ale na przykład Rammsteina nigdy bym nie do seksu nie zapodał, nie ta energia.

Vinyl

- Oglądasz „Vinyl”? Ten serial daje mi takie przyśpieszenie, jak niektóre kawałki. Dzięki niemu łatwo zrozumieć, dlaczego rock tak świetnie łączy się z seksem. To jest czysta moc, która cię napędza. Wyczuwasz ją i masz ochotę iść w miasto i szukać przygód. Energia i chaos – nakręca się Karolina.

Wiadomo, że porządny utwór rockowy jest jak stosunek. Zaczyna się od zagajania, potem wchodzimy w jakiś rytm, nakręcamy się, pozwalamy, żeby napięcie rosło aż do rozładowania, na które czekamy.

Co w muzyce działa podobnie? Poprosiłam o rekomendacje znajomych. Najwięcej poleciło Slayera i Massive Attack, szczególnie utwór „Paradise Circus”. Niewiele mniej głosów poszło na album Merzbow „Pulse Demon” – na pierwszy rzut ucha przypomina może trochę zakłócenia na linii telefonicznej, ale faktycznie, słuchając go czuje się, że można pozwolić sobie na wszystko i będzie nam wybaczone. Komunikat prawie podprogowy. Padło też hasło AC/DC „Thunderstruck” i zespoły Kreator, Testament oraz Sex Pistols. Ja bym dodała jeszcze moje ulubione Rage Against the Machine.

Mistrzyni drugiego planu

Rytm – istota tych spokojniejszych kawałków. To jak ze świeczkami i celebracją seksu – jedni ją lubią, innych nudzi. Dla tych pierwszych ma być nastrojowo, ale nie stricte relaksacyjnie, bo przecież nie chodzi o to, żeby zasnąć. Więc zadanie nie jest łatwe.

Son Lux „Easy” – ktoś wrzuca link do teledysku. Klip sam w sobie jest erotyczny. Koronki, wiązania i te rzeczy. Przyśpieszający oddech, gra między kobietą a facetem. Inna osoba dorzuca Fionę Apple „Red, Red, Red”, czyli rytm, rytm i rytm. Akua Naru „Poetry: How Does It Feel Now???” – gdzie rytm i napięcie powoli rosną. Angelo Badalamenti „Audrey's Dance” i w ogóle cały soundtrack z „Miasteczka Twin Peaks”.

Seksowny chaos jest też w utworze „Go Get Some”, który współtworzył sam David Lynch - jako element ścieżki dźwiękowej do „Mulholland Drive”. Na innym soundtracku, z filmu „Miami Vice”, świetny jest „Sinnerman” Niny Simone – powtarzalne, rytmiczne dźwięki sprawiają, że prawie czuje się ruchy partnera. I jeszcze cover Archive V-Sag Feat. Kelly Kaltsi „Again”.

I dla tych, którzy lubią wolniejsze kawałki: oczywiście Touch and Go „Let's Go Straight To Tumber One”, The XX „Stars” – nieśmiała erotyka, jakby od niechcenia. Tak czasem też jest fajnie. Zawsze zadziała Sade. I Serge Gainsbourg, album „Histoire De Melody Nelson” – jeśli kogoś podnieca francuski...

Gra w porno

Kiedy muzyczna funkcja erotycznego napędzacza przestaje działać albo nigdy nie lubiliście jej w tej roli, pograjcie nią w inny sposób. Niektórzy artyści traktują seks nie jako inspirację, ale wręcz temat utworu. Czyli można mieć porno na półce, w majestacie sztuki.

Posłuchajcie „Wakka Chikka Wakka Chikka - Porn Music For The Masses Volume 1 By Various Artists” - klimatyczne, w idealnym rytmie. I Pornosonic „Cramming For College”, klipem nawiązujący do niemieckich erotyków z lat 70., z całym tym lekko obleśnym klimatem zaślinionych panów z wąsem i taniego disco. I płyta Lovage „Music to Make Love to Your Old Lady By” - lekka, trochę hiphopowa. Przyjemna. I przede wszystkim świetny pretekst, żeby samemu pobawić się w plan filmu dla dorosłych.

Aleksandra Różdżyńska Redaktor antyradia
CZYTAJ TAKŻE
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.