Captain Tsubasa: Rise of New Champions: spotkanie nostalgii [RECENZJA]

Jeśli pamiętasz boiska tak wielkie, że bramki wyłaniały się zza horyzontu, jeżeli miło wspominasz szaleńcze i łamiące prawa fizyki i logiki supertechniki strzałów nie do obrony, to Captain Tsubasa: Rise of New Champions. Dostaniesz to wszystko w tak potężnym stężeniu, że mniej fanatyczni gracze mogą odczuć nawet efekty przedawkowania.
Czasami wystarczy jedno słowo, żeby wywołać lawinę wspomnień. W przypadku „Kapitana Jastrzębia” to Nankatsu – nazwa szkoły i drużyny piłkarskiej, której losy śledzimy obserwując rodzącą się gwiazdę japońskiej piłki, Tsubasę Ozarę.
W anime towarzyszyliśmy mu od podstawówki, gra (przynajmniej na razie) omija najwcześniejsze lata i pozwala poprowadzić Tsubasę do zwycięstwa w ostatnim roku szkoły średniej. Historia znana z serialu (a co niektórym także z mangi) jest jednak tylko wstępem do prawdziwej przygody: możliwości stania się nowym Kapitanem Jastrzębiem, który będzie sukcesywne piął się po szczeblach piłkarskiej kariery.
Daje to grze, po której można spodziewać się ujmującej prostoty rozgrywki, zaskakującej głębi. W uwielbianej przez wielu fanów serialu świecie można przeżyć własną przygodę i a własnej skórze przekonać się, że możliwość odpalenia na zawołanie super-strzału nie jest prostym sposobem na zwycięstwo. Najpierw trzeba się nieźle napocić, i nawet mimo że topografia boiska nie przesadza w żaden sposób z pokazywaniem krzywizn naszej planety, dotarcie w okolice pola karnego i użycie spektakularnej rozgrywki jest trudniejsze, niż można się spodziewać.
Captain Tsubasa: Rise of New Champions: możesz zostać nowym Tsubasą
Captain Tsubasa: Rise of New Champions oferuje dwa fabularne scenariusze do rozegrania. Pierwszy z nich, pełniący przy okazji rolę wprowadzenia do gry, to historia mistrzostw Japonii, w których udział bierze Tsubasa wraz z całą z drużyną Nankatsu.
To prawdziwa uczta dla duszy dla miłośników serialu, jako że własnoręcznie można przeżyć spotkania znane z ekranów telewizorów. Twórcy umieścili w spotkania wiele smaczków w postaci animacji, które uruchamiają się gdy zostanie spełniony określony warunek. Jeśli więc odpowiedni piłkarz znajdzie się w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu, zobaczymy scenkę żywcem wyjętą z anime i pokazującą, co stało się w danym momencie w serialu. Odblokowane scenki można później oglądać do woli – dostęp do galerii jest dostępny z poziomu menu gry.
Ciekawostką jest to, że część z animacji możemy odblokować tylko wtedy, jeśli damy w grze ciała: super-zagrania przeciwników zobaczymy tylko wtedy, gdy popełnimy mniej lub bardziej świadomie błędy, które dadzą im możliwość skarcenia nas golem, albo i kilkoma.
Captain Tsubasa: Rise of New Champions w efektowny sposób pokazuje zarówno zagrania Kapitana Jastrzębia i członków jego drużyny, jak i przeciwników z którymi przyjdzie im się zmagać. Gra jest przy tym bezlitosna i chętnie przypomina, że zabawa zabawą, ale nie ma tu miejsca na najlżejsze rozluźnienie i w każdej chwili trzeba dać z siebie wszystko.
Captain Tsubasa: Rise of New Champions: przerywamy mecz, żeby nadać nostalgię
Sceny specjalne są bowiem nie do uniknięcia, a już na samym początku rozgrywki spotykamy drużynę, która praktycznie każde dośrodkowanie w pole karne zamienia na pewną bramkę. Rozwiązaniem jest oczywiście przeniesienie ciężaru gry na połowę boiska należącą do oponenta i bombardowanie bramkarza strzałami, jednak gra i tutaj potrafi zaskoczyć: wystarczy, że piłka trafi do określonego obrońcy, by ten natychmiastowo ekspediował piłkę przez całe boisko wprost do czyhających na gola napastników. Nostalgia po kilku seansach sceny strzelania gola potrafi zmienić się w lekką irytację.
To niemiłe uczucie może być wzmacniane tym, że spora część tego co dzieje się na boisku zależy bardziej od szczęścia, niż naszych umiejętności. Każdy drybling to rzucenie monetą: jeśli wybraliśmy inny wariant, niż przeciwnik, wygraliśmy; jeśli nie, tracimy piłkę i musimy jak najszybciej ją odzyskać, zanim zostanie podana do napastnika, którego super-strzał może przepchnąć bramkarza razem z piłką.
Przygotowanie do użycia specjalnej techniki trochę trwają; Tsubasa musi w tym czasie bezbłędnie dryblować i dobiec w okolice pola karnego rywali, żeby odpalić prawdziwą petardę. Jeśli myślicie, że to wystarczy żeby przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, jesteście zbytnimi optymistami. Początkowo bowiem wszystkie, nawet te najbardziej kąśliwe uderzenia na bramkę są bez trudu wyłapywane przez bramkarzy.
Trzeba sporej kanonady, żeby pozbawić go energii i czujność (ta spada po każdym obronionym strzale) i móc w końcu zadać cios, który trafi do siatki. Od tego momentu zabawa zaczyna się na nowo, gdyż golkiper po puszczeniu bramki lub przerwie w meczu zaczyna grę z pełnym paskiem energii.
Odpowiednio ugotowany i urobiony bramkarz potrafi nagle nabytą nieporadnością nieźle zaskoczyć. Zobaczcie zresztą sami.
Captain Tsubasa: Rise of New Champions – opinia o grze
Captain Tsubasa: Rise of New Champions to gra o dwóch obliczach. Z jednej strony pozwala znów poczuć się jak nastolatek, śledzący w wypiekami piłkarską karierę Tsubasy przed telewizorem. Z drugiej strony jednak potrafi także przypomnieć, że młodość zostawiło się już za sobą i refleks ma się już nie ten co kiedyś: naprawdę wystarczy chwili nieuwagi, żeby losy meczu błyskawicznie odmieniły się na naszą niekorzyść.
Mimo tego Captain Tsubasa: Rise of New Champions wywołuje w większości pozytywne wrażenia, pozwalając na powrócenie do młodości podczas rozpamiętywania wspomnień wywoływanych przez animacje. Ten wehikuł czasu warto mieć przy sobie, żeby od czasu do czasu odjąć sobie te 30 lat.
Oceń artykuł