"Dragon Ball Z" to animacja pornograficzna? Tak twierdzi jeden z polityków

Na serialu "Dragon Ball Z" wychowało się nie jedno pokolenie. Pojawiają się jednak głosy, że słynne anime jest niewłaściwe dla młodych odbiorców ze względu na rzekome pornograficzne treści.
Seria "Dragon Ball" należy do jednego z najpopularniejszych anime na świecie. Ustępuje chyba tylko "Pokemonom", ale nie zmienia to faktu, że charakterystyczny wygląd głównych bohaterów i okrzyk "Kamehameha!" na stałe wpisały się do popkultury. Pewien polityk stwierdził jednak, że produkcja nie powinna być pokazywana dzieciom. Doszukał się w niej bowiem treści pornograficznych.
"Dragon Ball Z" to porno?
Co jakiś czas pojawiają się głosy oburzenia skierowane w kierunku różnego rodzaju animacji - od produkcji dla naprawdę małych dzieci, po tytuły dla nieco starszych odbiorców. Czasem zażalenia są jak najbardziej słuszne, ale w wielu przypadkach krytyka jest podyktowana jedynie ideologicznym podejściem osoby, które doszukują się w danej animacji ukrytych szkodliwych treści.
Jak podaje portal CBR, kandydatowi do kongresu z 18. dystryktu Florydy KW Millerowi nie podoba się, że młodzi widzowie mogą oglądać serial "Dragon Ball Z". Według polityka anime jest pełne treści pornograficznych.
Wprowadzają teraz wielkie zagrożenie porno anime do matrycy internetu. "Dragon Ball Z" jest w tej kwestii jednym z największych problemów. Seksualizacja postaci z kreskówek, by przepchnąć swoje zdeprawowane poglądy na nasze dzieci. Co będzie następne? Gdzie jest tego koniec?
Niestety Miller nie podał żadnych konkretów. Nazwał jedynie "Dragon Ball Z" "porno anime" oskarżając twórców serialu sprzed ponad 30 lat o "zdeprawowane poglądy", kompletnie nie biorąc pod uwagę kontekstu kulturowego Japonii, z którego pochodzi kultowa animacja. Oczywiście w całym "Dragon Ball" pojawiają się dwuznaczne aluzje, ale nazywanie serii pornografią to gruba przesada. Warto też zaznaczyć, że "Dragon Ball Z" to nie jest tytuł na miarę "Boba Budowniczego". To produkcja przeznaczona dla starszych odbiorców.
Miller to niezależny kandydat do kongresu z Florydy, który opisuje się jako "konstytucjonalista i zbalansowany konserwatysta". W swojej kampanii obiecuje między innymi "ograniczony zasięg rządu ingerujący w życia wyborców i blokowanie globalistycznej ekspansji scentralizowanej władzy".
Zobacz też: Nie Tylko "Plusk". 9 słynnych filmów ocenzurowanych przez Disneya
Oceń artykuł