"Potwór z bagien" - [RECENZJA]

18.12.2020
Aktualizacja: 18.12.2020 15:42
Potwór z bagien Fot. materiały prasowe/Egmont

"Potwór z bagien" autorstwa Scotta Snydera z rysunkami Yanicka Paquette'a to nowa pozycja z serii DC DELUXE. Czy warto sięgnąć po reboot klasycznej postaci z mokradeł rodem?

Potwór z bagien nigdy nie miał szczęścia, a już szczególnie w naszym kraju. Kiedy kilka lat temu Scott Snyder dostał ambitne zadanie opowiedzenia historii tego dziwacznego stwora na nowo w ramach rebootu The New 52, pojawiła się szansa, że Alec Holland ma kolejną szansę na zaistnienie w świadomości konsumentów kultury popularnej. Przez myśl mogła nwet przebiec szalona myśl, że może Swamp Thing doczeka się nawet własnego filmu DCEU. Dziś wiemy, że stwor otrzymał jedynie serial skasowany po pierwszym sezonie. Jak jednak jest, jeśli chodzi o komiksowy świat?

Polscy odbiorcy chyba najbardziej kojarzą Potwora z bagien dzięki serialowi z lat 90. i słynnemu komiksowi autorstwa Alana Moore'a, Stephena Bissette'a i Johna Totlebena. Korzenie postaci sięgają jednak o wiele głębiej i na przestrzeni prawie 50 lat istnienia w uniwersum DC, heros doczekał się wielu różnych historii. Snyder postanowił dokonać rzeczy trudnej i o wiele bardziej rozbudować i tak już zagmatwaną mitologię Potwora z bagien.

Polecamy

Z tego powodu oprócz Zieleni (której częścią jest Potwór z bagien) i Czerwieni (reprezentowanej między innymi przez Animal Mana, którego seria jest ściśle powiązana z recenzowanym komiksem) wprowadzono nową elementarną siłę - Czerń zwaną również Zgnilizną. Jej awatar zaburzył naturalną równowagę, decydując się na przejęcie pełnej kontroli na siłami życia i śmierci. Tylko Potwór z bagien może ocalić świat przed mocami rozkładu, które zaczynają powoli toczyć Ziemię.

Problem jednak w tym, że Alec Holland, który powrócił do życia jako człowiek, nie chce mieć nic wspólnego z Potworem z bagien. Stara się zagłuszyć wołającą do niego Zieleń, zaszywając się na odludziu. Chce też uporządkować informacje, które ma w głowie - wspomnienia bagiennego stwora, którym przez lata był po swojej śmierci. Przeznaczenie puka jednak do jego drzwi coraz mocniej i protagonista musi pogodzić się ze swoim losem, by ponownie przeistoczyć się w obrońcę Zieleni.

Zanim do tego dochodzi spotyka na swojej drodze starą dobrą towarzyszkę - Abigail Arcane, która powinna być dobrze znana fanom Potwora z bagien. Alec niby ją doskonale zna, ale wie, że wspomnienia na jej temat nie należą do niego. Mimo to, cały czas ciągnie go do białowłosej kobiety, która szybko staje się ogniwem łączącym Potwora z bagien ze Zgnilizną.

Potwór z bagien Fot. materiały prasowe/Egmont

Snyder zdecydował się na lekki reboot postaci Aleca i Abby, tworząc uwspółcześnione wersje tych bohaterów. Podobnie jest z innymi bohaterami pojawiającymi się w "Potworze z bagien", wpisanymi w standardy świata The New 52. Często pojawiają się jednak odniesienia do komiksowej przeszłości protagonisty, więc w pewien sposób scenarzysta wchodzi w dialog z tradycją Potwora z bagien. Czasem kontynuuje wytyczoną wcześniej ścieżkę, czasem kompletnie z niej zbacza, a czasami jedynie podważa pewne idee, które do niedawna były status quo mitologii tytułowego bohatera.

Wydana przez Egmont zbiorcza wersja przygód Potwora z bagien zawiera nie tylko pierwsze 19 zeszytów historii zapoczątkowanej w 2011 roku, ale również "Swamp Thing Annual" #1, a także dwunasty i siedemnasty numer "Animal Mana", także czytania jest dużo, bo aż 520 stron. Niestety im dalej w las, tym fabuła traci na jakości. Pierwsze sześć zeszytów czyta się bardzo dobrze. Akcenty są odpowiednio rozłożone, klimat z pogranicza horroru i starego science fiction wciąga, podobnie jak fabuła. Bohaterów zarysowano w taki sposób, że jesteśmy ciekawi, co dalej się z nimi stanie. Całość została podlana parafilozoficznym sosem poruszającym tematy biologii, botaniki i zasad działania wszechświata, a także pytania o istotę bohaterstwa, przeznaczenia i prawdziwej miłości.

Wiele z tych wątków zostaje z czytelnikiem do ostatniej strony "Potwora z bagien", ale znaczna część wytraca się wraz z rozwojem akcji. To, co początkowo wydaje się niezwykle fascynujące, z czasem okazuje się dość miałkie i najzwyczajniej w świecie nudne. Czytając "Potwora z bagien" naprawdę można się zmęczyć monotonią pewnych wątków, które można było z powodzeniem skrócić lub wspomnieć o nich raz. Boli też pewna dosłowność ubrana w szaty ambitnego komiksu. Tym bardziej że wielokrotnie fabuła jest jedynie pretekstem do ukazywania niekończących się walk pomiędzy dobrem i złem.

Polecamy

Oczywiście trzeba brać pod uwagę, że "Potwór z bagien" to przede wszystkim komiks superbohaterski wydawany w ramach komercyjnej serii tworzonej przez jedno z największych wydawnictwa na świecie, więc elementy typowej popkulturowej papki są jak najbardziej wskazane. Po prostu w dwóch trzecich tego komiksu brakuje ambitniejszego klimatu zarysowanego na samym początku. Tak jakby Snyder za szybko wyprztykał się ze wszystkich efekciarskich zabiegów, które przygotował, a potem tylko je do znużenia powtarzał, licząc na to, że zachwyci tym odbiorcę. Sama fabuła też nie jest jakoś specjalnie zaskakująca, więc od samego początku można przewidzieć, dokąd zmierza nowa historia Potwora z bagien. Problemem dla niektórych czytelników może być też wszechogarniająca powaga. Klimat jest tak patetyczny, że nużący staje się także ten aspekt komiksu. Czasem pojawi się jakaś wstawka humorystyczna, ale można policzyć je na palcach jednej ręki. Warto jednak pamiętać, że Snyderowi w "Potworze z bagien" pomagali inni scenarzyści - Jeff Lemire i Scott Tuft, więc być może w pewnych momentach zmiana klimatu wynika z ingerencji współtwórców historii.

Ponarzekaliśmy, więc czas na największe pozytywy "Potwora z bagien". Na pewno nie można przyczepić się do oprawy wizualnej nowych przygód Swamp Thinga, a przede wszystkim pięknych, szczegółowych rysunków Yanicka Paquette'a, które bardzo często wpadają w bardzo psychodeliczny klimat. Tutaj na pochwałę zasługują też koloryści (szczególnie Nathana Fairbairna), którzy zrobili kawał świetnej roboty. Jaskrawe, żywe barwy powodują, że w wielu momentach narysowana przez ilustratorów natura wydaje się być rzeczywiście żywa. Paquette nie jest jedynym twórcą, który pracował nad nowym "Potworem z bagien", ale większość jego kolegów i koleżanek po fachu poszła w bardzo podobnym kierunku kreowania świata przedstawionego.

Niemalże cały komiks jest narysowany tak, by podbijać koncepcję scenarzystów, czasami ją nawet przysłaniając. Nawet jeśli zmęczymy się nudnawą fabułą, pozostaj nam oglądanie przepięknych rysunków, chociaż w tym wypadku pojęcie piękna to rzecz bardzo względna, gdyż odnosi się zarówno do bardzo biologicznych motywów roślinnych widocznych nie tylko w przedstawieniach natury i głównego bohatera, ale również zabiegach formalnych, takich jak linie rozdzielające poszczególne kadry, jak i całego plugastwa reprezentującego Zgniliznę, na które składają się naprawdę pokręcone obrazy rodem z kina grozy. Estetycznie niemal cały komiks stoi na naprawdę wysokim poziomie i jest zdecydowanie największym plusem nowego "Potwora z bagien".

Potwór z bagien Fot. materiały prasowe/Egmont

Jedynie zastrzeżenie można mieć jedynie do rysunków Andrew Belangera, którego maniera nie do końca pasuje do o wiele bardziej realistycznej kreski Paquette'a, wpisującej się w ponurą i poważną atmosferę fabuły. Kreskówkowe przedstawienie postaci, znacznie zubaża komiks i powoduje, że na wierzch wychodzą wszystkie niedociągnięcia scenariuszowe, ponieważ kiedy pewne niedorzeczne sytuacje poda się je w mniej werystycznej formie, stają się one jeszcze bardziej absurdalne i ciężkostrawne. Belanger narysował jeden z finałowych zeszytów składających się na ten tom, a więc moment wielkiej bitwy pomiędzy siłami dobra i zła. Jego styl sprawia, że mimo wielu uproszczeń w panelach często panuje spory chaos, a oko najzwyczajniej w świecie się męczy.

O wiele rozsądniej byłoby powierzyć mu spokojniejszy fragment opowieści, tak jak było to w przypadku Becky Cloonan, której rysunki również charakteryzują się uproszczonym, kreskówkowym stylem. Rysowniczka dostała do stworzenia retrospeckcję, w której akcji jest zdecydowanie mniej, tak samo jak bodyhorrorowych elementów, a więc warsztat artystki został idealnie dopasowany do ilustrowanej przez nią części scenariusza.

No właśnie. Body horror! Z tą bardzo ważną cechą "Potwora z bagien" Belanger również nie poradził sobie tak dobrze, jak pozostali rysownicy. Cały komiks wypełniony jest zdeformowanymi potworami i dziwacznymi formami życia, które ludzie zazwyczaj widzą w najgorszych koszmarach. Twórcy serii stworzyli rysunki, które w wielu miejscach swoją dziwacznością z powodzeniem dorównują sztuce Hieronima Boscha. Na każdym kroku mamy do czynienia z powykręcanymi częściami ciał, które przechodzą w różne biologiczne wynaturzenia. Pojawiają się zarówno hybrydy ludzi i zwierząt, jak i niekształtne potworności, których nie powstydziliby się twórcy takich bodyhorrorów jak "Coś", "Wideodrom", czy "Reanimator". Są też wątki zaczerpnięte z produkcji o zombie, więc fani opowieści grozy pod względem wizualnym powinni być zadowoleni. Bodyhorrowa otoczka jest więc drugim wielkim pluem tego komiksu, o ile odbiorca lubi tego ten podgatunek historii grozy.

Potwór z bagien Fot. materiały prasowe/Egmont

Mimo że "Potwór z bagien" jest rebootem pod względem fabularnym, rysunkowo to hołd złożony oryginalnej serii "Swamp Thing" stworzonej przez legendy komiksu - Lena Weina i Berniego Wrightsona. Powykręcane stwory i postać głównego antagonisty są żywcem przeniesione z kultowego, lecz w szerszym kontekście niedocenionego runu z lat 70. XX wieku. W nowej wersji "Potwora z bagien" możemy dostrzec wizualne niuansy bezpośrednio odnoszące się do historii sprzed niemal 50 lat, co powinno byc dodatkowym walorem dla wszystkich miłośników Potwora z bagien.

Warto wspomnieć też o występach gościnnych innych herosów DC, bo oprócz Animal Mana pojawiają się między innymi Batman, Barbara Gordon, Green Lantern, Superman, Wonder Woman, Flash, Beast Boy, a nawet Frankenstein, którego losy również są nierozeerwalnie związane z pierwotnym pojawieniem się Potwora z bagien. Tuzy DC pełnią jednak role epizodyczne i co najwyżej drugoplanowe, co cieszy, bo pozwala wybrzmieć mniej znanym bohaterom.

Nie wypada nie napisać o polskim wydaniu "Potwora z bagien". Egmont od jakiegoś czasu prezentuje swoim czytelnikom serię DC DELUXE, której recenzowany komiks jest częścią. Jak sama nazwa wskazuje, nie jest to zwyczajne wydanie. Tom posiada obwolutę z pięknym rysunkiem Paquette'a. Właściwa okładka to czarny, skóropodobny materiał z wytłoczonym napisem. Na uwagę zasługuje też rozwiązanie introligatorskie. Mimo że komiks liczy ponad 500 stron, nie ma problemu z rozłożeniem kartek i podziwianiem rysunków w pełnej krasie, niemalże jak w wersji zeszytowej. Wydanie zostało też wzbogacone o przedmowę autorstwa samego Weina, posłowie, a także alternatywne okładki i szkice koncepcyjne, pozwalające przyjżeć się procesowi twórczemu rysowników.

Podsumowując, "Potwór z bagien" na pewno nie jest komiksem dla wszystkich. Nie stanowi zaczhęcającego wstępu dla osób, które wcześniej z tą postacią nie miały styczności. Nie tylko ze względu brak szerszego kontekstu, którego znajomośc pozwala w pełni ciszyć się lekturą, ale również z powodu dość przeciętnego scenariusza. Taką sobie fabułę wynagradzają jednak wspaniałe rysunki, wiec warto sięgnąć po ten tom dla samych przeżyć estetycznych. Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników Potwora z bagien, kolekcjonerów serii DC Deluxe oraz snobów, którzy lubią mieć na półce ładnie wydane komiksy.

Ocena: 7/10

Sergiusz Kurczuk
Sergiusz Kurczuk Redaktor antyradia
TOP 5
CZYTAJ TAKŻE
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.