Potwór z zamku Glamis. Mroczna tajemnica brytyjskiej rodziny królewskiej

Przez dziesięciolecia bliscy krewni monarchów Zjednoczonego Królestwa strzegli przerażającego sekretu, związanego ze szkockim zamkiem.
Wielka Brytania to kraj wielu tajemnic. Malownicze wyspy pełne są miejsc, które uważane są już od czasów celtyckich druidów za magiczne. Miłośnicy spirytyzmu uważają Anglię i Szkocję za najbardziej „nawiedzone” kraje świata – niemal każde stare domostwo, a o takie tam nietrudno, ma jakiegoś ducha, grasującego na strychu.
Nie inaczej jest oczywiście w przypadku starych zamków, którymi usiana jest Wielka Brytania. Najbardziej malownicze można zobaczyć w Szkocji i stamtąd pochodzą również najbardziej niesamowite opowieści o duchach.
Tajemnicze historie o sąsiadach z zaświatów przekazuje sobie z pokolenia na pokolenie niejedna rodzina z Wysp. Wiele sekretów skrywa również ród Windsorów, czyli brytyjska rodzina królewska. Jednym z nich jest zapewne prawda o przerażającej tajemnicy zamku Glamis.
Potwór z zamku Glamis
Zamek Glamis mieści się w hrabstwie Angus w Szkocji. Zbudowano go w XVII wieku, ale już kilka stuleci wcześniej na jego miejscu znajdowała się siedziba rodu Lyon. Jego członkowie nosili tytuły Lordów Glamis i Earlów Strathmore i Klinghorne. Połączeni byli więzami rodzinnymi z wieloma znakomitymi rodami Szkocji i Anglii. Thomas Lyon-Bowes, żyjący w latach 1801-1834 był prapradziadkiem królowej Elżbiety II ze strony jej matki, Elżbiety Bowes-Lyon.
To właśnie z Thomasem związana jest makabryczna tajemnica zamku Glamis. 21 października 1821 roku urodził mu się pierwszy syn, który na chrzcie otrzymał imię po ojcu. Niestety, dziecko zmarło jeszcze tego samego dnia. Tak przynajmniej mówiła oficjalna wersja.
Od tej pory w Glamis zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Pracownicy obsługi zamku wyczuwali obecność jakiejś osoby w miejscach, gdzie nikt nie miał prawa przebywać, a w korytarzach słyszeli dziwne dźwięki. Jak to w Wielkiej Brytanii, niektórzy zrzucili to na karb nawiedzenia budowli przez duchy, ale szybko zaczęli to sobie tłumaczyć w inny, nie mniej przerażający sposób. Szkocję obiegła plotka o zamieszkującym zamczysko potworze.
Lokaj Andrew Ralston pewnego dnia ujrzał w zamku coś tak potwornego, że nigdy później nie zgodził się już w nim nocować. W 1865 jeden z robotników pracujących na zamku odkrył ukryty korytarz. Wiedziony ciekawością poszedł nim, a na jego końcu zobaczył coś, co go do głębi przeraziło. Aby nikomu o tym nie rozpowiadał, został zmuszony do emigracji aż do Australii.
Stwora, który miał zamieszkiwać Glamis, opisywano jako „człowieka-żabę”, „człowieka-beczkę” albo „jajo bez rąk i nóg”. Miał mieć klatkę piersiową wielką jak beczka, głowę wyrastającą prosto z ramion i ręce i nogi jak u lalki, a także gęste owłosienie.
Potwór żyć miał w ukrytej w zamku komnacie. Już w 1830 roku słynny pisarz, Walter Scott (autor „Ivanhoe”), który odwiedził Glamis pisał o tym, że w zamczysku takowa się znajduje, ale wie o tym tylko earl i kilku jego podwładnych. Nie wiedziały o nim nawet żony dziedziców. Pewnego dnia jedna z nich pod nieobecność męża postanowiła poszukać komnaty – przy każdym oknie, na jakie się natknęła, zawiesiła chusteczkę lub serwetkę. Gdy obeszła później zamek dookoła z zewnątrz, zauważyła, że nie we wszystkich oknach powiewają chustki. Gdy earl się o tym dowiedział, wpadł w szał.
Tajemnica stwora, czy też ducha z zamku Glamis była skrzętnie ukrywany przed światem przez męskie głowy rodziny Lyon. Claude Bowes-Lyon, który odziedziczył Glamis w 1865 roku, miał mówić: „Gdybyście poznali ten sekret, uklęklibyście i podziękowali Bogu, że nie jest wasz”. Claude zawsze był pogrążony w smutku – kiedy biskup Brechin zaoferował mu duchową wsparcie odparł, że w jego sytuacji nikt nie może mu pomóc.
Historia fascynowała Brytyjczyków przez dziesięciolecia, ale na początku XX wieku panowie zamku nagle przestali być skryci i tajemniczy. W 1904 roku czternasty earl wystawił do wynajęcia niektóre zamkowe pokoje. Wyglądało na to, że Glamis nie ma już nic do ukrycia. Szesnasty z kolei dziedzic przyznał szczerze, że nie zna żadnej tajemnicy zamku.
Kim był potwór z Glamis?
Wszystko zaczęło się układać w spójną całość. Przypomniano sobie o zmarłym natychmiast po narodzinach dziedzicu i zwrócono uwagę, że nie posiada nigdzie nagrobka. Jeśli chłopiec urodził się straszliwie zdeformowany, wówczas rodzina mogła postanowić ukryć go przed światem. Mimo swojego potwornego wyglądu, Thomas pozostawałby bowiem legalnym dziedzicem Glamis, a do tego maniakalnie dbająca o pozory – jak przystało na brytyjską arystokrację – rodzina Bowes-Lyon nie mogła dopuścić. Sfingowała zatem śmierć Thomasa i ukryła go w sekretnej komnacie.
Co jakiś czas żyjącego w dzikości dziedzica odwiedzał służący, ale nikt poza nim nie miał prawa oglądać jego szpetnego oblicza. W takich warunkach lord-potwór miał przeżyć długie lata – jeśli około 1904 roku panowie na Glamis przestali być pogrążeni w permanentnej depresji, to może to wskazywać, że właśnie wtedy ich wyrzut sumienia dokonał żywota gdzieś w zamku.
Opowieść ta brzmi całkiem wiarygodnie, ale do dziś nie wiemy, czy tak było naprawdę. Ród Lyon nigdy oficjalnie jej nie potwierdził. Brytyjskie rodziny wciąż potrafią strzec swoich sekretów. Ciekawe, czy po ślubie księcia Harry’ego i Meghan Markle nowa członkini rodziny Windsorów pozna tajemnicę ich krewnych sprzed dziesięcioleci?
Oceń artykuł