Disney skrytykowany za przyciemnianie skóry białym statystom w aktorskim filmie „Aladyn”

Aktorski „Aladyn” po raz kolejny oberwał za kontrowersje związane z kolorem skóry osób występujących w filmie.
Wydawało się, że czasy kina, w którym białym aktorom malowano twarze, by wcielali się w czarnoskóre bądź śniade postaci minęły bezpowrotnie wraz z ostatnim klapsem „Faraona” Jerzego Kawalerowicza w latach 60. Okazuje się jednak, że nie i że jest to trend, któremu nadal hołdują niektórzy filmowcy.
Choć żyjemy w globalnej wiosce, w której informacja o castingu do wysokobudżetowego, amerykańskiego filmu na podstawie słynnej baśni może dotrzeć do wszystkich krańców świata, a już na pewno do mieszkańców Wielkiej Brytanii o ciemnym kolorze skóry, ekipa filmowa pracująca nad aktorskim „Aladynem” w Longcross Studios pod Londynem jako statystów postanowiła częściowo zatrudnić białych aktorów i przyciemnić ich skórę.
O sprawie doniósł mediom stand-in jednego z głównych bohaterów, Kaushal Odedra, który twierdzi, że na planie „Aladyna” widział co najmniej 20 aktorów o bardzo jasnej skórze, którzy czekali w kolejce do charakteryzatorni, by przyciemniono ich cerę przed rozpoczęciem zdjęć. Po tej wieści, jak można się było spodziewać, w mediach zawrzało. Wytwórnię, która zdecydowała się na taki zabieg, krytykowały wszystkie największe portale brytyjskie, w tym Deadline i Daily Mail.
Disney odniósł się do tych zarzutów, nie dementując ich i nie wypierając się „przemalowywania” aktorów, jednak tłumacząc całe zajście:
Ogromny wysiłek został włożony w to, by skompletować jedną z największych i najbardziej różnorodnych obsad, jakie kiedykolwiek pojawiły się na ekranie. Zróżnicowanie naszej obsady i statystów było absolutnym wymogiem i tylko w nielicznych przypadkach, kiedy było to kwestią specjalnych umiejętności, bezpieczeństwa i kontroli (efektów specjalnych, występów kaskaderów czy pracy ze zwierzętami) zdecydowaliśmy się na umalowanie ekipy, by wtopiła się w tłum.
Wytwórnia dodatkowo zaznaczyła w swojej odpowiedzi, że 400 na 500 statystów, tancerzy czy opiekunów wielbłądów to Hindusi, Afrykanie, Azjaci bądź osoby pochodzące z Bliskiego Wschodu. Tylko 100 osób zostało zaangażowanych lokalnie z Londynu.
To nie pierwsze kontrowersje związane z kolorem skóry obsady „Aladyna”. Wcześniej oburzenie wywołało zatrudnienie Naomi Scott - aktorki o brytyjsko-indyskich korzeniach - do roli księżniczki Jasminy, gdyż jej skóra według niektórych jest za jasna. Innym przykładem „whitewashingu” w filmie było to, że w miejsce księcia Achmeda wstawiono księcia Andersa z Norwegii, który nigdy nie pojawił się w baśni o Aladynie.
Mimo licznych zarzutów stawianych filmowi z uwagi na rasę aktorów i statystów, możemy spodziewać się świetnego widowiska o zawrotnym tempie. Reżyserem aktorskiego „Aladyna” jest bowiem Guy Ritchie, twórca o bardzo charakterystycznym stylu, który w brawurowy i uwspółcześniony sposób przeniósł już na ekran „Sherlocka Holmesa” czy legendę o Królu Arturze. Ritchie jest też współtwórcą scenariusza, który napisał wraz z Vanessą Taylor i Johnem Augustem. W filmie, poza Naomi Scott w roli Jasminy, zobaczymy m.in. Menę Massouda w tytułowej roli, Marwana Kenzariego jako Jafara oraz Willa Smitha w roli Dżina.
„Aladyn” to kolejna po „Królewnie śnieżce”, „Śpiącej królewnie”, „Pięknej i Bestii” czy „Królu Lwie” klasyczna animacja Disney'a, która zostanie przeniesiona na ekran w nowej, aktorskiej wersji. Premiera filmu jest planowana na 2019 rok.
Oceń artykuł