Animator „Gwiezdnych wojen”: Przy „Powrocie Jedi” brałem LSD

Robert Skowronski
07.03.2016 13:06
Animator „Gwiezdnych wojen”: Przy „Powrocie Jedi” brałem LSD Fot. kadr z wideo + niezły odlot

Uniwersum „Gwiezdnych wojen” to wiele przedziwnych postaci i stworów. Czy trzeźwy umysł byłby w stanie je wykreować? Okazuje się, że nie.

Narkotyki są złe i w żaden sposób nie zachęcamy do eksperymentowania z nimi, jednak zarówno świat muzyki, jak i filmu pokazał, że wiele dzieł wyglądałoby inaczej, gdyby twórcy ich nie zażywali. Tak też było podczas kręcenia „Gwiezdnych wojen: Części VI - Powrotu Jedi”.

Animator dzieła, Phil Tippet, wyznał, że podczas prac nad filmem wspomagał swoją kreatywność za pomocą nielegalnych substancji:

Brałem LSD podczas prac nad „Powrotem Jedi” i było w porządku. Bardzo mnie to uspokajało. Kiedy wchodziłem na plan z blue screenem pomyślałem sobie: „Wziąłem chyba za dużo”.

Bez względu na moralną ocenę tego typu zachowań zaprocentowały one otrzymaniem przez animatora i jego kolegów Oscara w 1984 roku za specjalne osiągnięcia. W późniejszych latach twórca pracował też przy takich kasowych hitach, jak „Park Jurajski”, „Robocop” i „Indiana Jones”.

To właśnie Phil Tippet odpowiedzialny jest za znany z ekranu wizerunek Jabby The Hutta, przestrzeni kantyny Mos Eisley, wyglądu maszyn kroczących AT-AT czy potwora Rancora. Twórca przyznał, że inspiracje do rozpoczęcia pracy w przemyśle filmowym zaczerpnął przy seansie „Siódmej podróży Sindbada” z 1958 roku:

Czułem jakby uderzył mnie piorun. Spowodowało to, że zaczęło się coś dziać w mojej głowie. Od tej chwili pokochałem wszystkie potwory i dinozaury. Nie wiedziałem jednak jak osiągnąć taki efekt jak na ekranie. To co widziałem nie było prawdziwe, ale z pewnością miało w sobie magię. Oszczędziłem trochę pieniędzy, kupiłem kamerę 8 mm i mogłem już uchwycić poszczególne klatki. W tym czasie weszły na rynek figurki G.I. Joe, więc rozpocząłem aranżowanie scen i kręcenie animacji - były naprawdę do niczego.

Upór animatora jednak nie ustawał, był wręcz obsesyjny - na tyle, że rodzice młodego Phila Tippeta postanowili zapisać go do psychologa. Ten jednak nie wybił twórcy pasji z głowy, który zaczął zdobywać kolejne szlify zawodowe poprzez lekturę magazynu „Monsters”. Tippet poznał ostatecznie Raya Harryhausena, poklatkowego animatora - ten wprowadził młodego zapaleńca w pożądany przez niego świat. Znajomość doprowadziła do poszerzenia kontaktów o kolejne osoby - w tym przyszłych twórców „Gwiezdnych wojen: Części IV - Nowej nadziei”. Jak Tippet wspomina działanie nad obrazem George'a Lucasa?

To było niczym cud, w końcu to pierwszy film, przy którym pracowałem. Zmienił on oblicze kultury. George nie był początkowo zadowolony ze sceny w kantynie, więc złożył zespół z nowych animatorów. Było nas czterech. W sześć tygodni stworzyliśmy mnóstwo masek. Lucas wracał każdego tygodnia, żeby zobaczyć jak nam idzie - ostatecznie wpadł na pomysł stworzenia animacji.

Pełen zapis rozmowy Phila Tippeta na temat bycia częścią filmowego uniwersum „Gwiezdnych wojen” znajdziecie poniżej:

Bywa też tak, że to bohaterowie przedstawieni w danym filmie zażywają narkotyki. Nie oznacza to wcale, że aktorzy przyjmują nielegalne substancje. Hollywood znalazł odpowiednie substytuty dla każdej z używek.

Ruszyły już prace nad „Gwiezdnymi wojnami: Epizodem VIII”, których reżyserem jest Rian Johnson. Jeżeli narkotyki mają mieć pozytywny wpływ na twórców, to być może reżyser powinien rozważyć ich zażywanie - tak na wszelki wypadek. Przypominamy, że pierwsze klapsy na planie filmu padły jeszcze w 2015 roku, kiedy to Johnson i Mark Hamill wybrali się na skalistą irlandzką wyspę Skellig Michael. Premiera działa odbędzie się 15 grudnia 2017 roku.

Podobały Wam się animacje w „Powrocie Jedi”?

Robert Skowronski Redaktor antyradia
CZYTAJ TAKŻE
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.