„Chcę wykopać Stanleya Kubricka i ponownie go zabić” – operator „Matriksa” w ostrych słowach o niepowodzeniu sequeli

Trylogia „Matriksa” zarobiła na całym świecie ponad 1,6 mld dolarów. Pierwszy film jest dziełem kultowym i pod wieloma względami rewolucyjnym. Tego samego nie można jednak powiedzieć o jego dwóch sequelach. Teraz operator wszystkich trzech części, Bill Pope, wypowiedział się na temat pracy nad filmami sióstr Wachowskich. Mężczyzna nie przebierał w słowach.
Pierwszy „Matrix” ukazał się w 1999 roku. Z miejsca stał się dziełem, które zaskarbiło serca widzów i krytyków, którzy chwalili go za innowacyjne rozwiązania technologiczne oraz za ciekawą fabułę, która umiejętnie łączyła film akcji i science-fiction z rozważaniami na temat natury ludzkiej. Produkcja okazała się tak wielkim sukcesem, że niedługo później rozpoczęto prace nad dwoma sequelami.
„Matrix” – sequele
„Matrix Reaktywacja” i „Matrix Rewolucje” kręcono równocześnie, jeden po drugim. Całość procesu produkcji trwała aż 276 dni zdjęciowych. I właśnie w tym elemencie operator Bill Pope dopatruje się głównej zmiany przy pracy nad obydwiema częściami i zdecydowanie niższym poziomem obydwu dzieł.
"Jest coś w kręceniu filmu przez tak długi okres. Takie tempo pracy sprawia, że człowiek jest odrętwiały. Drętwieje głowa, dusza, a przede wszystkim sam film".
"Jak pomyślimy sobie o „Hobbicie” i fakcie, że nakręcili trzy części niemal równocześnie, to należy zauważyć, że one zwyczajnie odbierają człowiekowi czucie. Czytając książkę, tego się nie czuje, bo możemy ją odłożyć i wrócić. W filmie, tak długi proces zdjęciowy jest zwyczajnie za długi. Istnieje limit tego, co możemy wchłonąć".
Bill Pope nieprzychylnie o pracy na planie sequeli
Wypowiedź pochodzi z podcastu „Team Deakins”. Operator był bowiem w ten weekend gościem podcastu operatora Rogera Deakinsa („Skyfall”, „Sicario”, „Blade Runner 2049”), który niedawno założył swój kanał, do którego zaprasza znane osobistości świata filmu. W trakcie rozmowy z Billem Popem, temat zszedł na trylogię „Matriksa”. Jak podaje portal IndieWire, Pope powiedział:
"Wszystko, co było dobre podczas kręcenia pierwszego filmu, było niedobre podczas pracy nad dwoma pozostałymi. Nie byliśmy już wolni. Ludzie ciągle na Ciebie patrzyli. Było niezwykle dużo presji. W moim sercu, nie lubiłem ich. Czułem, że powinniśmy iść w inną stronę".
Operator wspomina, że wprowadziło to nerwową atmosferę na planie i zaczęło dochodzić do różnego rodzaju starć i potyczek między członkami zespołu.
"[Na planie] było wyjątkowo dużo napięcia i personalnych starć, i mam wrażenie że było widać to nawet na ekranie. To nie był mój najbardziej wzniosły moment, tak jak w zasadzie nikogo innego z ekipy".
Częścią problemu byli sami Wachowscy, którzy wydaje się celowo wprowadzili taką, a nie inną atmosferę na planie. Tak przynajmniej twierdzi Bill Pope.
"Wachowscy przeczytali tę cholerną książkę Stanleya Kubricka, w której reżyser napisał: „Aktorzy nie grają w sposób naturalny, dopóki porządnie ich nie zmęczysz”. No więc mówili do ekipy: zaczynamy ujęcie 90. Mam ochotę wykopać Stanleya Kubricka z grobu i zabić go ponownie”.
Powstaje „Matrix 4”
Co ciekawe – w przyszłym roku zobaczymy film „Matrix 4” z oryginalną obsadą oraz Laną Wachowski w postaci współscenarzystki oraz reżyserki dzieła. Na stołku operatora nie wróci jednak Pope. Słuchając jego ostatnich komentarzy, trudno się temu dziwić.
Czytaj także: Brutalna wojna z nowojorską mafią w nowym dokumencie Netfliksa. Zobaczcie zwiastun serialu.
Oceń artykuł