"Przebudzenie Mocy" było złe, bo za bardzo czerpało z oryginalnej trylogii. "Ostatni Jedi" był tragedią, bo przecież Johnson napluł w twarze fanów i zaskoczył wszystkich swoją fabułą i zerwaniem z tradycją. A "Skywalker. Odrodzenie"? Cóż, z jednej strony ma około 20 minut samych nawiązań i scen żywcem wyciętych z poprzednich części, a z drugiej uderza sporą ilością ciekawych rozwiązań, które jednak w przeciwieństwie do niespodzianek Johnsona raczej nie spotkają się z krytyką fanów. Ale po kolei.
Skywalker. Odrodzenie - warto iść na nowe Gwiezdne wojny do kina?
Fabuła jest osadzona kilka miesięcy po wydarzeniach z końca "Ostatnich Jedi". Rebelia/Ruch Oporu wciąż stara się przegrupować i odzyskać siły po wydarzeniach z dwóch ostatnich części, a Najwyższy Porządek dalej sieje terror na terenie całej galaktyki. Najwyższy wódz Kylo Ren jest zafiksowany na punkcie Rey, którą pragnie odnaleźć i włączyć w swoje szeregi. Dziewczyna natomiast szkoli się za pomocą starych ksiąg Jedi i szykuje na ostateczny pojedynek z liderem złego ugrupowania. Więcej szczegółów nie zdradzę, bo:
- Disney usunąłby mnie z planety
- Nie chcę wam psuć zabawy z poznawania historii
Jeśli można opisać fabułę bez zdradzania jej szczegółów, to określiłbym ją jako nieco zagmatwaną. Pojawia się sporo nowych postaci, które nie wnoszą do historii właściwie nic, a same wydarzenia wymyślone przez J.J-a i spółkę są dość... proste, by nie powiedzieć prostackie. Owszem, "Gwiezdne wojny" nigdy nie były majstersztykami fabularnymi, bo w końcu to proste opowieści dla dzieci o walce dobra ze złem. W trakcie seansu można jednak odnieść wrażenie, że nawet jak na te niskie standardy ekipa odpowiedzialna za scenariusz po prostu przekombinowała i chciała upchnąć zbyt dużo rzeczy w jednym filmie.
Działa to na szczęście pozytywnie na tempo "Skywalkera", bo od początku do końca trudno jest się nudzić. Każda scena jest pełna energii, a nawet wolniejsze fragmenty sprawiają, że wciąż się dobrze bawimy. A to wszystko dlatego, że twórcy zadbali o różnorodność- jest to bowiem jednocześnie najbardziej "przerażająca" część "Gwiezdnych wojen", a zarazem "największa". Momentami naprawdę można poczuć wewnętrzny niepokój, a design niektórych miejsc i postaci przyprawia o gęsią skórkę. Z drugiej strony, otrzymujemy też piękne sceny akcji, które spowodują u każdego fana przyspieszone bicie serca. Dzięki temu, nie mamy prawa się nudzić.
Niewątpliwie największą zaletą filmu jest chemia między głównymi bohaterami. Finn, Rey i Poe nareszcie są tercetem, a pierwszą połowę filmu spędzamy właśnie w towarzystwie całej trójki. Widać, że ich relacje ewoluowały w ciągu ostatnich kilku miesięcy, ale wielka szkoda, że stało się to poza oczami widzów. Żarty i dialogi między postaciami są dość zabawne, a J.J. na całe szczęście nie starał się upchnąć marvelowego humoru w swoim nowym filmie. W końcu nie wszyscy muszą być Tonym Starkiem, czy innym Star-Lordem.
Zarzutów nie można mieć też do warstwy dźwiękowej "Skywalkera", bo ta jak zwykle w "Gwiezdnych wojnach" jest oszałamiająca. Po raz pierwszy w nowej trylogii można mieć jednak sporo do zarzucenia w części wizualnej. Duża część drugiej połowy filmu odbywa się w szaro-burej części galaktyki, a na ekranie czasami widzimy jedynie czarną papkę.
Rozumiem artystyczny powód, dla którego tak się stało (mocno powiązane z fabułą, dlatego nie zdradzę szczegółów), ale twórcy przesadzili z mrokiem - czasami wyglądało to tak, jakby "Skywalker. Odrodzenie" został wyreżyserowany przez Zacka Snydera. Zaznaczę jednak, że może to być też efekt uboczny ekranów IMAX i okularów 3D, bo właśnie taki typ seansu przygotowano dziennikarzom. Oprócz tego efekty specjalne (i praktyczne, i komputerowe) nie pozostawiają nic do życzenia.
Jak zwykle największa część zarzutów do nowej odsłony "Gwiezdnych wojen" będzie kierowana w stronę scenariusza. Ten trudno omówić bez wchodzenia na terytorium spoilerów, więc mogę jedynie napisać, że nie podobało mi się sporo decyzji dotyczących niektórych bohaterów, ich czynów i ich losów, a z drugiej strony niektóre z pomysłów uważam za najlepsze w całej sadze. Wy swoje decyzje podejmiecie sami.
W ogólnym rozrachunku, "Skywalker. Odrodzenie" to niestety tylko porządny film i nawet niezłe zakończenie sagi o Skywalkerach.
Ocena: 6,5/10
Oceń artykuł