Jak powstawały bąki Daniela Radcliffe'a?

Odpowiedź na pytanie postawione w tytule wydaje się banalnie prosta, jeżeli wykorzystamy wiedzę z lekcji biologii. Jednak świat filmu rządzi się innymi regułami.
Zajrzenie do trzewi Daniela Radcliffe'a w przypadku omawiania filmu „Swiss Army Man” jest rzeczą w pełni naturalną, a nawet niezbędną. To dlatego, że aktor w produkcji wyreżyserowanej przez Dana Kwana i Daniela Scheinerta gra pierdzące zwłoki ze wzwodem. O tej kreacji mogliśmy się przekonać poprzez zwiastun filmu, jak i jego musicalowy fragment.
Dzieło przedstawia Hanka (Paul Dano) - człowieka, który rozbija się na wyspie i postanawia w akcie desperacji popełnić samobójstwo. Próba odebrania życia kończy się porażką i wówczas oczom bohatera ukazują się wyrzucone na brzeg zwłoki Manny'ego (Daniel Radcliffe). Mężczyzna i trup zaprzyjaźniają się tworząc parę na miarę Chucka Nolanda i piłki Wilsona z „Cast Away - poza światem”.
Nietypowy komediodramat, wpisujący w kategorię buddy movie, poprzez zastosowane rozwiązania zmusza do poruszenia śmierdzącego tematu. Gwiazda serii o Harrym Potterze została spytana o proces nagrywania dźwięków puszczanych gazów:
Już na początku na planie reżyserzy powiedzieli, że w tym filmie będzie dużo pierdnięć i jeżeli ktoś ma ochotę ofiarować coś od siebie, to musi tylko udać się do Steve'a Nelsona, naszego eksperta od dźwięku. On nagra to co trzeba i postara się umieścić w filmie.
Ciężko oszacować ile było tych „podarków” od ekipy i aktorów, ale Daniel Radcliffe jest w stanie wskazać kilka należących do konkretnych osób:
Nie było aż tak dużo nagrań jakby się można spodziewać. Jedno to z pewnością dzieło Paula Dano. Mieliśmy właśnie iść kręcić scenę, kiedy nagle się zatrzymał, powiedział żebyśmy poczekali i ofiarował bąka do filmu. Wydaje mi się też, że Matthew Hannam, nasz montażysta, ma też jedno swoje pierdnięcie w „Swiss Army Man”. To są dwa, o których wiem. Co do reszty? Mam wrażenie, że musiała się odbyć jakaś sesja nagraniowa w specjalnie przygotowanej budce.
Film wypełniony jest też muzyką stworzoną przez Andy'ego Hulla i Roberta McDowella z zespołu Manchester Orchestra. Duet stworzył aranże, ale same kompozycje zostały wykonane przez aktorów, gdyż obraz wypełniony jest utworami a cappella. Twórcy filmu nie chcieli, aby w ich dziele został wykorzystany jakikolwiek instrument poza strunami głosowymi.
Dźwięków puszczanych gazów widzowie w Stanach Zjednoczonych będą mogli posłuchać na wielkim ekranie od 1 lipca 2016 roku. Wtedy „Swiss Army Man” ma tam swoją premierę przy okazji czego odbyła się nietypowa akcja promocyjna. Nam pozostaje zadowolić się grą polegającą na przerzucaniu ciała Manny'ego - kliknięcie kursorem myszy w tyłek postaci powoduje wydobycie się z niego odpowiedniego dźwięku.
Oceń artykuł