W latach 80. i 90. hasło "Terminator" było synonimem nowatorskiego kina akcji z elementami science fiction. Z czasem dwie pierwsze części serii stworzonej przez Jamesa Camerona weszły do klasyki kinematografii. Niestety wraz z kolejnymi sequelami marka podupadała i traciła wiernych fanów. Ten stan rzeczy miała zmienić znaczna zmiana - powrót Jamesa Camerona (w roli producenta) i całkowite odcięcie się od wszystkich filmów, rozgrywających się po "Terminatorze 2". Tą zmianą miał być "Terminator: Mroczne przeznaczenie" w reżyserii Tima Millera. Czy rzeczywiście udało się przywrócić dobre imię serii?
Film rozpoczyna się małą rewolucją w historii o Terminatorach, która jest podstawą głównej osi fabularnej filmu. Potem od razu przechodzimy do akcji. Bez zbędnych ceregieli zostajemy wprowadzeni do rzeczywistości, która dzieje się prawie 30 lat po zakończeniu "Buntu maszyn". W Nowym Meksyku pojawia się dwóch podróżników w czasie - Grace (Mackenzie Davis) i REV-9 (Gabriel Luna). Ich celem jest młoda dziewczyna imieniem Dani (Natalia Reyes). Udoskonalona żołnierka ma na celu ochronić dziewczynę przed śmiertelnym niebezpieczeństwem - nowym modelem Terminatora, który jest groźniejszy niż maszyny, które widzieliśmy do tej pory. Na ich drodze staje Sarah Connor (Linda Hamilton), która postanawia pomóc Grace i Dani. Wkrótce dołącza do nich T-800 (Arnold Schwarzenegger). Wspólnymi siłami próbują pokonać cyborga z przyszłości.
Historia opowiedziana w szóstej (a w zasadzie trzeciej) części "Terminatora" nie jest zbyt skomplikowana i w zasadzie bazuje na tym, co widzieliśmy w dwóch poprzednich filmach. Jeśli jesteście fanami dwóch oryginalnych części, raczej nic Was nie zaskoczy, jeśli chodzi o fabułę. Powtarzają się te same sprawdzone i dziś już trochę wyświechtane pomysły. Z jednej strony można to uznać za pokłon w kierunku dwóch pierwszych "Terminatorów", z drugiej, za pójście na łatwiznę przez scenarzystów. Mimo że było ich trzech - Justin Rhodes, David S. Goyer i Billy Ray, w kilku momentach historia zawarta w filmie jest koszmarnie głupia. Nawet w filmie science fiction wypada przedstawić świat w taki sposób, żeby wydawał się prawdopodobny. Tutaj, szczególnie pod koniec tak niestety nie jest.
Cała fabuła też niestety działa na niekorzyść. W zasadzie jest bezsensowna, większa część filmu to zabawa w kotka i myszkę w towarzystwie wybuchów, pościgów, strzelanin, niesamowitych scen walki i innych cech konstytutywnych kina akcji. Widzowie stawiający na pierwszym miejscu te elementy powinni być usatysfakcjonowani, cała reszta może poczuć znużenie.
Na szczęście uniknięto pretensjonalnych nawiązań do dwóch pierwszych części. Oczywiście odniesień do klasyki jest całe mnóstwo i pojawiają się w najmniejszych detalach oraz bardziej oczywistych kwestiach, ale twórcy nie wepchnęli ich do filmu w sposób nachalny. No może poza pewnymi wyjątkami, ale w ogólnym rozrachunku pod tym względem nie jest źle. Wręcz przeciwnie. Fani "Terminatora" będą zadowoleni.
Najmocniejszym punktem nowego "Terminatora" są główni bohaterowie, a szczególnie przemiana, jaką przeszli Sarah Connor i oryginalny Terminator. Hardcorowi fani filmów Camerona mogą być jednak niepocieszeni metamorfozami, ale cała reszta raczej doceni twórców za dystans do klasyki. Nie są to jednak tak głębokie portrety psychologiczne, jak w przypadku "Logana", czy nawet nowego sequala "Halloween". Tym razem Hamilton i Schwarzenegger grają drugie skrzypce, więc z tego powodu można czuć pewien niedosyt.
Nowe bohaterki to ciekawe uzupełnienie serii, szczególnie Grace, która stała się Sarah Connor ery superbohaterów. REV-9 to z kolei interesujący upgrade zabójczych maszyn. Chociaż w przypadku robota nie można mówić raczej o ewolucji charakterologicznej, nowy Terminator został wyposażony nie tylko w jeszcze bardziej śmiercionośne umiejętności, ale też bardzo dobrą imitację ludzkich zachowań. Na uwagę zasługują też choreografie walk i efekty specjalne, które (poza pewnymi bolesnymi dla oczu wyjątkami) robią spore wrażenie.
Czy to oznacza, że "Terminator: Mroczne przeznaczenie" jest filmem złym? Nie, to średniak, który może się z początku wydać kompletnie zbędny. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że dwa oryginalne filmy Camerona nie tylko zestarzały się wizualnie, ale też są mocno anachroniczne, jeśli chodzi o budowanie postaci, relacji i ich zachowań. W nowej produkcji rozwinięto wątek feministyczny, któremu oryginalne "Terminatory" przetarły szlaki postacią Sarah Connor. Poza tym całość osadzono w amerykańskiej rzeczywistości ostatnich lat, przez co film jest bardziej czytelny dla młodszych odbiorców. Najbardziej uderzającą cechą nowego "Terminatora" jest jednak fakt, że przesłanie, które w 1985 roku wydawało się fikcją, dziś jak nigdy dotąd nabiera coraz bardziej realnych kształtów. Nowy "Terminator" to również domknięcie historii oryginalnych protagonistów, którego do tej pory nie dostali.
Dla kogo jest "Terminator: Mroczne przeznaczenie"? Przede wszystkim dla fanatyków oryginalnej serii, miłośników kina akcji i osób lubiących rzucić pod nosem "Kurła, kiedyś to było!". Cała reszta może odpuścić sobie najnowszy film Tim Millera.
Ocena: 6/10
Oceń artykuł