„Thor: Ragnarok”, reż. Taika Waititi [RECENZJA]

26.10.2017 12:28
„Thor: Ragnarok”, reż. Taika Waititi [RECENZJA] Fot. kadr z wideo

Filmowy świat superherosów umiera. Ale za to w jakim stylu! Taika Waititi serwuje nam najśmieszniejszy koniec świata, po którym nie można już wrócić do tego, co było. Można tylko narodzić się na nowo.

Zrecenzowanie filmu „Thor: Ragnarok” po wszystkim, co zostało już o nim napisane, to zadanie godne superherosa. No bo cóż tutaj napisać? Nazwać nowego „Thora rozrywką na najwyższym poziomie i najlepszym z dotychczasowych filmów należących do uniwersum Marvela? Dodać, że jest przezabawny, bezpretensjonalny i arcybarwny, ścieżka dźwiękowa świetna, a Taika Waititi spisał się na medal, tworząc to fantastyczne widowisko? Jakich słów użyć, żeby tekst nie był wtórny względem wszystkich pozostałych recenzji filmu „Thor: Ragnarok” pełnych tych samych zachwytów?

Najlepiej o poradę w tej kwestii byłoby zapytać samego Taikę Waititi, który odrzucił patos oraz górnolotne deklaracje bohaterów i zdecydował się postawić na oryginalność, w miejsce pompatycznego bohaterstwa wstawiając humor podszyty autoironią. To nie tak, że zupełnie pozbył się wyższych celów, dla których walczą jego superherosi. I nie tak, że poprzednie filmy Marvela nie bywały zabawne. Wiele filmów superbohaterskich zrealizowano z poczuciem humoru, jednak żaden (z wyjątkiem „Deadpoola”) nie został tak konsekwentnie wyposażony w dystans do całego swojego gatunku.

thor recenzja 1 Fot. foto: kadr z wideo

To bardzo dobrze, że gdy kino superbohaterskie przestało walczyć o swą odrębność gatunkową, zaczęło bawić się konwencją i wchodzić w różne związki z innymi, tradycyjnymi gatunkami. „Logan” był trochę westernem, a przede wszystkim dramatem, nadchodzący „The New Mutants” ma być horrorem, zaś „Thor: Ragnarok” jest pełnoprawną komedią. Nie taką, gdzie raz na jakiś czas pada cięta riposta albo żart rozluźniający napiętą atmosferę, lecz taką, podczas której całe kino śmieje się w głos. Nie jest ona oczywiście pozbawiona wad. Część gagów jest naprawdę niskich lotów, rodem ze starych slapstickowych komedii, jednak jest też mnóstwo takich – jak na przykład scena z malowidłami w świątyni – które są po prostu bezbłędne!

thor recenzja 2 Fot. foto: kadr z wideo

Bezbłędni są także aktorzy. Chris Hemsworth po raz kolejny udowadnia, że świetnie radzi sobie w komediowych rolach, a Tom Hiddleston jak zwykle czaruje swoim szelmowskim błyskiem w oku. Jednak na największą pochwałę zasługują tutaj nie – sprawdzeni w poprzednich filmach superbohaterskich aktorzy – a ci, którzy pojawili się w tym świecie po raz pierwszy. Tessa Thompson została obsypana już tyloma zasłużonymi komplementami za rolę Walkirii, że więcej jej nie potrzeba. Podobnie jak Jeff Goldblum, który rolą Grandmastera bezpowrotnie skradł moje serce. Nonszalancja, z jaką wciela się w swoją postać jest totalnie rozbrajająca. Hitem nowego „Thora” jest też wykreowany komputerowo Korg, któremu głosu użyczył sam Taika Waititi. W filmie zobaczymy też kilka zaskakujących epizodów, które na pewno wywołają uśmiech na twarzy wielu widzów, no i oczywiście cudowną Cate Blanchett w roli zjawiskowej Heli, która swoim wyglądem przypomina czarownicę ze „Śpiącej królewny”.

thor recenzja 3 Fot. foto: kadr z wideo

Twórcy „Thor: Ragnarok” sięgnęli oczywiście nie tylko do baśni, lecz przede wszystkim do bogactwa mitologii nordyckiej. Być może nie podeszli do niej z przesadnym pietyzmem i nie byli jej tak wierni, jakbym sobie tego życzyła jako miłośniczka północno-germańskich mitów, ale zaproponowali kilka bardzo sprytnych rozwiązań, które sprawiły, że jestem w stanie wybaczyć im dość duże odejście od korzeni. Poza tym, mam świadomość, że „Thor: Ragnarok” jest przede wszystkim ekranizacją komiksu, a nie mitologii nordyckiej sensu stricto. Skoro więc fabuła trzymała się kupy, a związki przyczynowo-skutkowe zostały zachowane, nie ma powodu, by czepiać się tego, czyją córką tak naprawdę była Hela i jak w rzeczywistości powinien przebiegać Ragnarok.

thor recenzja 4 Fot. foto: kadr z wideo

Ragnarok jest bowiem ostatecznym końcem świata – tym, co chrześcijanie nazywają Apokalipsą. I w nowym „Thorze” taki koniec świata właśnie się dokonuje. Nie tylko w ramach snutej opowieści, ale także w sensie metaforycznym. Wspominany już „Logan” wyprodukowany przez 20th Century Fox był piękną metaforą zmierzchu filmowych superherosów, jakich znaliśmy do tej pory. W filmie „Thor: Ragnarok” kilku Revengerów (nie mylić z Avengerami) ostatecznie miażdży ich świat kilkoma bardzo celnymi ciosami. Od Ragnaroku nie ma już odwrotu i wierzę, że twórcy filmowego uniwersum Marvela są na tyle dobrymi strategami, że mają tego świadomość. Teraz trzeba stworzyć coś nowego lub odejść wraz z umierającą powtarzalnością. Świat nie potrzebuje już Supermana. Potrzebuje statku kosmicznego strzelającego fajerwerkami w rytm muzyki Led Zeppelin; dobrego, zadufanego w sobie Thora, złego (choć nie do końca) Lokiego i brzydkiego Hulka, który wreszcie nauczył się mówić. I Hana Solo w żeńskiej wersji, choć nie w spódnicy, bo wiadomo, że dziś bardzo często to właśnie kobiety noszą spodnie.

thor recenzja 5 Fot. foto: kadr z wideo

„Thor: Ragnarok” jest doskonałą odpowiedzią na potrzeby współczesnej publiczności. Satyrą na klasyczne kino superbohaterskie, które widzom już trochę się przejadło. Nowy „Thor” burzy więc jego struktury, by rozpocząć nową erę „superhero movies”. I w tym przypadku z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że idzie nowe, idzie lepsze! 

Ocena: 10/10

Natalia Hluzov
Natalia Hluzow Redaktor antyradia
CZYTAJ TAKŻE
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.