„Tomb Raider”, reż. Roar Uthaug [RECENZJA]

Kilka tygodni po światowej premierze „Tomb Raidera”, film nareszcie trafił do polskich kin. Jak wypadła filmowa Lara Croft w wersji 2.0?
Fabuła najnowszego „Tomb Raidera” czerpie garściami z dwóch ostatnich części gier, które pełniły rolę rebootu serii. Młoda Lara Croft (Alicia Vikander) jest kurierką rowerową (ogromny minus za porzucenie przez twórców jej archeologicznych korzeni), która nie może pogodzić się z tym, że jej ojciec (Dominic West) kilka lat wcześniej zaginął. Przez duży przepadek, kobieta odkrywa zagadkę, której rozwiązanie naprowadza ją na trop Crofta Seniora. Dziennik papy Richarda doprowadza postać Vikander na wyspę Yamatai u wybrzeży Japonii.
Tomb Raider grobowcami stoi
Ogólnie rzecz biorąc, fabularnie „Tomb Raider” wypada naprawdę blado - jest luźnym połączeniem wielu klisz i motywów znanych doskonale nie tylko z gier o Larze, ale także z innych filmów przygodowych. Źli ludzie (tzw. Trójca) chcą zdobyć kontrolę nad potężną mocą nadprzyrodzoną, przy okazji wykorzystując jako niewolników rybaków i marynarzy, a powstrzymać ich mogą tylko i wyłącznie Lara Croft i jej kolega/kapitan łajby, Lu Ren (Daniel Wu).
Zawodzą też momentami efekty specjalne, które w niektórych scenach wyglądają jakby były żywcem wyciągnięte z jednej z gier z serii „Tomb Raider”, tylko takiej, która została wydana najpóźniej w 2006 roku. Zaznaczam jednak - tylko czasami, bo w ogólnym rozrachunku pod tym względem jest całkiem znośnie. Zostając przy wizualnym aspekcie produkcji, ciekawa jest praca kamery w niektórych (zwłaszcza tych dłuższych) ujęciach, które bardzo przypominają sekwencje z gier, co niewątpliwie będzie dodatkowym pozytywem dla fanów pani archeolog w wersji komputerowej, a i na niezaznajomionych z tematem mogą one zrobić wrażenie. Jednak oprócz tego nie spodziewajcie się cudów - technicznie jest najwyżej poprawnie.
Co zagrało w filmie Tomb Raider?
Definitywnym plusem jest sama Alicia Vikander, która na tle innych aktorów wypada zdecydowanie najlepiej. Laureatka Oscara jest naturalnie charyzmatyczna, jej postać potrafi być zabawna, a także dobrze sprzedaje emocjonalne wątki przedstawione w filmie. Kroku dość dzielnie dotrzymuje jej Walton Goggins, wcielający się w „głównego złego” Matiasa Vogela, w czym za bardzo nie pomaga mu scenariusz, przez co postać bardzo cierpi, a szkoda, bo był potencjał. W pamięci zostaje również epizodyczna rola Nicka Frosta, który wciela się w właściciela lombardu. W jego miejscu pracy rozgrywa się również scenka po napisach, po zobaczeniu której (jako fan starszych gier o Larze) pierwszy raz w trakcie seansu naprawdę się mocno uśmiechnąłem.
Niestety, ani akcja, ani akrobacje panny Croft, ani też zagadki, które musiała rozwiązać, nie wbijały w fotel i z niezadowoleniem muszę przyznać, że chyba najlepszą i najbardziej przepełnioną adrenaliną sekwencją jest pościg rowerowy z początku „Tomb Raidera”. Jest zdecydowanie lepiej nakręcony i bardziej przemyślany niż późniejsze walki w dżungli. Chociaż i tutaj znajdzie się wyjątek, o którym nie chcę dużo opowiedzieć, bo owa scena jest dość ważna dla fabuły filmu.
Podsumowując - „Tomb Raider” jest kolejnym przeciętnym blockbusterem opartym na serii popularnych gier. W 2016 roku były „Warcraft” i „Assassin's Creed”, teraz padło na przygody Lary Croft. Najjaśniejszą częścią produkcji jest Alicia Vikander w roli tytułowej i szczerze mówiąc chętnie zobaczyłbym ją w tej roli jeszcze raz, ale w filmie przygotowanym przez innych scenarzystów. Przydałby się również odrobinę większy budżet, tak, aby efekty wizualne nie odstawały od hollywoodzkich standardów. Nie zmienia to jednak faktu, że „Tomb Raider” to typowy przeciętniak, więc ocena również będzie przeciętna.
OCENA: 5/10
Oceń artykuł