Twórcy „Ostatnich Jedi” zdradzili, jak powołano do życia klasyczną postać z sagi „Star Wars”

W VIII epizodzie „Gwiezdnych Wojen” pojawia się ikoniczna postać z oryginalnej trylogii stworzonej przez George'a Lucasa. Twórcy nowego filmu zdradzili, jak udało się im stworzyć bohatera.
UWAGA! Artykuł zawiera spoilery. Czytasz na własną odpowiedzialność!
Film „Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi” jest laurką złożoną produkcji, którą czytelnicy Antyradio.pl okrzyknęli najlepszą częścią kosmicznej sagi. Mowa o „Imperium kontratakuje”, gdzie po raz pierwszy pojawia się jeden z największych mistrzów Jedi - Yoda. Niepozorny, zdziwaczały kosmita posiada ogromną wiedzę, dzięki której młody Skywalker zaczyna rozumieć tajniki posługiwania się Jasną stroną Mocy. Nic dziwnego, że w filmie Riana Johnsona również pojawia się Yoda.
O powrocie jednej z najpopularniejszych postaci w uniwersum „Star Wars” było wiadomo wcześniej, dzięki przeciekom puszczonym do sieci przez firmę oświetleniową współpracującą z Lucasfilms. Twórcy jednak nie odnieśli się w żaden sposób do informacji, która wypłynęła tuż przed pierwszymi pokazami „Ostatnich Jedi”. Każdy, kto był na filmie, na pewno pamięta moment, w którym Yoda pojawia się jako duch i karci swojego dawnego ucznia.
Neal Scanlon - człowiek odpowiedzialny za kosmiczne istoty występujące w VIII epizodzie „Star Wars”, został zapytany przez magazyn Nerdist o kulisy powstawania Yody. W sequelach „Gwiezdnych Wojen”, by powołać mistrza Jedi do życia, posługiwano się efektami komputerowymi. W tym przypadku posłużono się jednak tradycyjnymi metodami. Do pracy zaproszono człowieka, który wcielił się w Yodę w pierwszej trylogii - słynnego lalkarza Franka Oza.
Wiedząc, że w filmie pojawi się Yoda, wspólnie stwierdziliśmy coś w stylu: Musimy wrócić do „Imperium kontratakuje”, musimy zobaczyć, jak Stuart [Freeborn - słynny charakteryzator] stworzył Yodę, ponieważ to jest najczystszy kukiełkowy moment. To Frank Oz, który jest jednym z największych lalkarzy w historii, wiedzieliśmy, że Frank będzie w stanie to odtworzyć. Po prostu czuliśmy, że to całkowicie słuszne i właściwe, żeby stworzyć kukiełkę jak najbardziej podobną do oryginału i dać Frankowi dokładnie to, co miał za pierwszym razem.
Stworzyliśmy tę scenę w bardzo podobny sposób: Frank był pod podłogą, a kukiełka nad nim. Miał asystentów do obsługi oczu, uszu, a dodatkowa ręka i stópki były na patykach.
Pamiętam, że powiedziałem do Riana [Johnsona], że jeśli mamy to zrobić, nie możemy ukazać go za bardzo jako ducha, ponieważ to mogłoby zaburzyć odebranie go jako istniejącego w naszym świecie i prawdziwego. Potem przyszła ekipa, która dodała naprawdę fajną poświatę, która, jak sądzę, przypomina nam, że Yoda istnieje jako duch, ale jest go na tyle dużo, że nie czujesz się oszukany.
Użycie tradycyjnej kukiełki jedynie wspomaganej efektami komputerowymi było strzałem w dziesiątkę. Może i stary Yoda z oryginalnej trylogii w dzisiejszych czasach już trochę śmieszy, ale przynajmniej posiada duszę, w przeciwieństwie do stworzonego przez maszyny kosmity z trylogii sequeli. Dzięki temu zabiegowi powrócił duch starych „Gwiezdnych Wojen”.
Yoda to nie jedyne stworzenie, które powstało dzięki utalentowanym lalkarzom. Scanlon wyjawił niedawno, jak do życia zostały powołane kosmiczne krowy morskie, których mlekiem żywił się Luke Skywalker. Czy Yoda powróci jako duch w IX części „Star Wars”? Przekonamy się pod koniec grudnia 2019 roku.
Oceń artykuł