Walt Disney i jego fabryka kontrowersji

Przy okazji premiery filmu „Vaiana: Skarb oceanu” przedstawiamy Wam momenty w historii animacji studia Walta Disneya, które wzbudzały wśród odbiorców kontrowersje.
Angielski tytuł wymienionej bajki to „Moana”. Tytuł już kilka miesięcy temu zdążył oburzyć widzów, gdyż Polinezyjczycy uznali, że ich nacja została pokazana przez twórców w krzywdzący sposób. Z kolei we Włoszech Disney musiał zmienić tytuł filmu, bo kojarzył się z tamtejszą gwiazdą porno. Podobne historie to nie nowość w animowanym świecie sygnowanym przez studio z Myszką Miki, która przez lata zdążyła być nie tylko symbolem rozrywki dla najmłodszych, ale też symbolem rasizmu czy seksizmu.
Kaczor Donald był faszystą...
Z oczywistych względów w czasie działań na frontach II wojny światowej rozwijał się film propagandowy. Nie było wątpliwości co do tego, jak ważnym medium może być kino, stąd rozkwit kariery Leni Riefenstahl w III Rzeszy. Jednak siłę przekazu X Muzy widział także Franklin Roosevelt oraz Walt Disney i Warner Bros.
Tak powstała nagrodzona Oscarem animacja z 1942 roku, „Twarz Führera” z Kaczorem Donaldem na pierwszym planie. Dziś zobaczenie odzianego zwykle w niebieski kubraczek bohatera, który zamienił go na mundur ze swastyką może budzić kontrowersje, ale wówczas był to animowany cios wymierzony w Adolfa Hitlera.
Bajka pokazywała jak okrutny jest świat III Rzeszy, gdzie pracuje się 48 godzin na dobę mając na karku ostrza bagnetów, a przy śniadaniu obowiązkowo trzeba poczytać „Mein Kampf”. Animacja miała tez udowodnić społeczeństwu słuszność zaangażowania Stanów Zjednoczonych w trwająca wojnę. Średnio 2/3 obywateli Ameryki odwiedzało wówczas sale kinowe przynajmniej raz na tydzień, zatem krótkometrażowy film miał szanse dotrzeć do całego ogromu odbiorców.
Nie każdy jednak kupił tę koncepcję i ze współpracy ze studiem zrezygnował rysownik Carl Barks. Bohaterami filmów propagandowych byli również inni bohaterowie Disneya:
Po podobne środki sięgało także Warner Bros., m.in. w „The Ducktators”, gdzie sparodiowano Hitlera, Mussoliniego i cesarza Hirohito):
... a Walt Disney rasistą
Wątków rasistowskich można się dopatrzyć w całym szeregu disneyowskich przebojów. Samego szefa studia zaczęto posądzać o rasizm oraz niechęć do Żydów. Było to wywołane kilkoma faktami. Geniusz animacji zaangażował się w działalność w prawicowej organizacji Motion Picture Alliance for the Preservation of American Ideals. Jej członkowie dbając o ochronę amerykańskich idei poszukiwali zwolenników komunizmu wśród rodzimych twórców filmowych.
Disney gościł też wspomnianą wcześniej Leni Riefenstahl, która zawitała do Stanów Zjednoczonych, by promować swoją propagandową „Olimpiadę” zrealizowaną na życzenie Hitlera. Takimi posunięciami wychowany w ubogiej rodzinie farmerów z Chicago wizjoner zapracował sobie na nadszarpnięcie reputacji. By jednak oddemonizować wizerunek człowieka z wąsem, który zarobił miliony, warto dodać, że chętnie w swoim studiu zatrudniał osoby pochodzenia żydowskiego.
Niemniej do dziś w animacjach widzowie dostrzegają wiele kontrowersyjnych treści. „Piotruś Pan” stereotypowo pokazuje Indian, za krzywdzącą uznano też piosenkę „What Makes The Red Man Red?”:
Podobnie postrzegane są koty syjamskie z „Zakochanego kundla”, który ukazują stereotypy związane z Azjatami, zaś małpy z „Księgi dżungli” interpretowane są jako przedstawienie czarnoskórych. W przypadku „Aladyna” pod naciskiem osób arabskiego pochodzenia zmieniono początek filmu. A to ze względu na linijkę z tekstu piosenki, gdzie można było usłyszeć „Where they cut off your ear if they don’t like your face”, czyli tyle co „Tam gdzie ucinają ci ucho, jeżeli nie spodoba im się twoja twarz”. Wszystkie późniejsze wydania filmu pozbawione są tego tekstu, jednak w pierwotnej wersji brzmiał on tak:
Zauważono również, że Aladyn i Dżasmina, czyli pozytywni bohaterowie, mają jaśniejszy kolor skóry i ogólnie jest w ich przedstawieniu mniej naleciałości etnicznych w porównaniu do czarnych charakterów.
Dzieci, zasłońcie oczy
Historia miłości Małej Syrenki wzbudziła szum wśród rodziców po wydaniu na kasetach wideo. Poszło o okładkę, na której doszukano się fallicznych symboli:
Przesada czy też nie, to pomimo tłumaczeń artysty odpowiedzialnego za grafikę, że nie takie były jego intencje, to sporny element zniknął z kolejnych wznowień filmu na domowych nośnikach. Studio otrzymało tak dużo skarg od rodziców, że nie miało większego wyboru przy podjęciu takiej decyzji.
Inną nadinterpretacją jest zapewne scena z „Króla Lwa”, gdzie rzekomo pojawia się słowo SEX (sekwencja została zmieniona w późniejszych wydaniach filmu):
Jednak w przypadku „Bernarda i Bianki” nie ma już jednak mowy o nadinterpretacji:
Film miał premierę w 1977 roku, a mimo to odkrycie kontrowersyjnych klatek zajęło aż 22 lata i to nie widzom, a samemu studiu Disneya, które później twierdziło, że musiały się one pojawić, na którymś etapie postprodukcji.
Księżniczko, do garów
W zasadzie od zawsze animacje, ale i fabularne filmy Walta Disneya pokazywały kobiety jako spełniające swoje genderowe powinności. Miłość od pierwszego wejrzenia i znalezienie męża, to główne cele ich egzystencji, co wpisywało się skądinąd w koncepcję „Morfologii bajki” opracowanej przez Władimira Proppa, gdzie rosyjski formalista dokonał analizy struktury baśni. Z czasem „żyli długo i szczęśliwie (w swoim dziewiczym uczuciu)” zaczęło być traktowane jako przejaw seksizmu i odmawiania kobietom ich indywidualnych potrzeb.
Być może wciąż niemrawo, ale Disney zaczął odchodzić od takiego wizerunku swoich księżniczek. Przykładem film „Zaplątani” z 2010 roku, gdzie księżniczka stwierdza, że książę z bajki nie jest mężczyzną, z którym wiązałaby się na resztę swoich dni. Roszpunka nie żyje tez myślą o znalezieniu właściwego partnera, gdy takowy pojawia się w jej wieży to delikwenta traktuje przyłożeniem patelnią w głowę. Anna z „Krainy lodu” także nie wybiera nikogo z wyższych sfer. Początkowo mająca wyjść za księcia wybiera ostatecznie prostego chłopaka. Idea pierwszej miłości zostaje wyśmiana.
Prawdziwą rewolucję wprowadziła „Merida Waleczna” z 2012 roku. Bohaterka w swoim poszukiwaniu indywidualności w świecie nie godzi się na rolę, którą wyznaczył jej świat mężczyzn. Według niektórych to pierwsza feministka u Disneya. Merida z burzą rudych włosów jest niezależna i odważna - sama pakuje się w tarapaty i sama się z nich wydostaje. Faceci? Nie są jej potrzebni do szczęścia zarówno w codziennym życiu, jak i tym uczuciowym - w końcu przewyższa ich swoją inteligencją, a także zaradnością i umiejętnościami. Patriarchat zostaje zmieszany z błotem średniowiecznej Szkocji. Mimo to Jaclyn Friedman, autorka feministycznego bloga Yes Means Yes, pytała „Czy dziewczyna musi być księżniczką, żeby dostać główną rolę?”.
Bohaterki nie muszą już być naiwne i zdane na mężczyzn, nie muszę też być piękne - wystarczy, że będą... urocze. Były już czarnoskóre, żółtoskóre i czerwonoskóre księżniczki, mamy też dostać latynoską księżniczkę, a być może doczekamy się także tej o odmiennej orientacji seksualnej. Jeżeli tak się stanie, to zapewne możemy liczyć na kolejne kontrowersje, które rozpętają się wokół animacji Disneya.
Oceń artykuł