Zdaniem reżysera remake „Ghostbusters” mógł zostać hitem. Przeszkodziła mu tylko jedna rzecz...

Paul Feig postanowił podzielić się swoją teorią na temat tego, co przeszkodziło filmowi „Ghostbusters” z 2016 roku stać się światowym przebojem.
Moda na remake'i, rebooty i sequele trwa w najlepsze od ładnych kilku lat. Niczym zaskakującym nie było więc to, że ktoś postanowił zabrać się za realizację nowej wersji kultowej komedii z 1984, opowiadającej o przygodach nowojorskich pogromców duchów. Nie dziwiła też specjalnie decyzja, by zamiast postaci granych przez Billa Murray'a, Dana Aykroyda, Harolda Ramisa i Erniego Hudsona w filmie wystąpiły kobiety. Żyjemy wszak w czasach, w których feminizm jest w cenie i skoro słynny Ocean zbierający różne liczby współpracowników nie będzie już Georgem Clooney'em, tylko Sandrą Bullock, dr Who może być kobietą, a we „Władcy much” chłopców mają zastąpić dziewczynki, to dlaczego panie nie miałyby też poskramiać duchów? Do pewnego momentu cały pomysł z odświeżaniem „Pogromców duchów” brzmiał całkiem sensownie, jednak właśnie w tym pewnym momencie okazało się, że jest źle. Bardzo źle. Momentem tym był dzień premiery nowego „Ghostbusters”.
Reżyser filmu, Paul Feig, który na swoim koncie ma produkcje takie jak „Druhny”, „Agentka” czy „Gorący towar”, postanowił w końcu podzielić się z (wszystkimi pięcioma) fanami filmu swoją teorią na temat tego, dlaczego kobieca wersja „Ghostbusters” nie zachwyciła ani widzów, ani krytyków, ani miłośników oryginału z 1984 roku, ani fanów komedii... itp., itd. W jednym z ostatnich wywiadów powiedział:
Myślę, że w pewien sposób hamowało nas to, że film stał się taką wielką sprawą. Myślę, że dla pewnej grupy naszych odbiorców to było coś na zasadzie "What the fuck?! Nie chcemy przychodzić do kina dla sprawy. Chcemy po prostu obejrzeć pieprzony film." (...) Było mi strasznie żal, że film nie poradził sobie lepiej, bo naprawdę go uwielbiam. To nie jest idealny film. Żaden z moich filmów nie jest idealny. Podobało mi się to, co z nim zrobiliśmy. Miał trafić do kin tylko po to, by bawić ludzi.
Skoro Paul Feig naprawdę lubi swój film o pogromczyniach duchów i słaby odbiór produkcji zrobił mu taką przykrość, nie ma powodów, by dołować go ponownie ponad rok po premierze „Ghostbusters”. Mimo to, ktoś powinien mu chyba powiedzieć, że pogromczynie duchów nie zrobiły zawrotnej kariery nie dlatego, że film stał się elementem debaty na temat feminizmu, tylko dlatego, że nie spełnił właśnie tej naczelnej roli, o której wspomniał reżyser. Po prostu nikogo nie bawił.
Oceń artykuł