"Chciałam przyjrzeć się mitowi hollywoodzkiej kobiecości": Gwendoline Christie o „Wednesday” [WYWIAD]

Gwendoline Christie opowiada nam o pracy nad serialem Tima Burtona „Wednesday”. Dlaczego aktorka oglądała stare filmy Alfreda Hitchocka i co sądzi o projektach fantasy, w których w ostatnich latach coraz częściej występuje? Na te i inne pytana uzyskacie odpowiedź w wywiadzie dla Antyradio.pl.
Gwendoline Christie najlepiej znana jest z roli Brienne z Tarthu w hicie HBO „Gra w tron”. Niedawno widzieliśmy ją także jako Lucyfera w serialu „Sandman”. Teraz wciela się w rolę dyrektorki Nevermore Academy, szkoły z nowego serialu Tima Burtona, „Wednesday”. Z gwiazdą serialu rozmawialiśmy o pracy z legendarnym reżyserem, sile kostiumów, inspiracjach do roli oraz o archetypie „hitchocowskiej kobiety”.
Michał Kaczoń: W swojej karierze miałaś szansę pracować z dwoma z najbardziej charakterystycznych reżyserów, którzy posiadają bardzo szczególną wizję i świetnie operują wyrazistym, konkretnym stylem artystycznym. Mowa o Timie Burtonie i Terrym Gilliamie, z którym pracowałaś na początku swojej kariery. Jaki styl charakteryzował pracę obu na planie? Czy te doświadczenia bardzo się od siebie różniły?
Gwendoline Christie: Były całkowicie różne. Oni są diametralnie innymi osobami. Rany, to było tak dawno temu, kiedy pracowałam z Terrym. To dzięki niemu otrzymałam szansę wystąpić na dużym ekranie, więc będę mu na zawsze za to wdzięczna. [Christie wystąpiła w dwóch filmach reżysera – „Parnassus” z 2009 i „Teoria Wszystkiego” z 2013 roku – przyp. red.]. Tim jest zupełnie innym typem reżysera. Ja też jestem w zupełnie innym momencie mojego życia i kariery. Jestem bardzo wdzięczna za rodzaje ról, które mogę teraz grać, a rola w „Wednesday” jest znacząco większa niż moje występy kilkanaście lat temu.
Pierwszym, co przychodzi mi do głowy, myśląc o stylu pracy Tima, to jak bardzo ceni sobie pracę zespołową. Naprawdę chce wiedzieć, co sądzisz, jakie masz pomysły i jak widzisz daną scenę. A równocześnie sam dokładnie wie, czego chce i jest w stanie przekazać ci bardzo konkretną, dokładną informację zwrotną. Jest bardzo silnie skupiony na detalach i wie, jak wielkie mogą mieć znaczenie. Równocześnie jego plany charakteryzują się wyluzowaną atmosferą. Nawet wtedy, gdy goni nas czas (śmiech). Stanowi to pewien paradoks, gdyż te elementy wydają się stać ze sobą w pewnej opozycji, ale w rękach Tima świetnie ze sobą współgrają i zwyczajnie działają. Wszyscy czują się swobodni i zrelaksowani, co jest wspaniałym doświadczeniem. Bardzo polubiłam jego styl pracy.
W ostatnich latach świetnie odnajdujesz się w projektach fantasty i science-fiction: „Gra o tron”, „Gwiezdne wojny”, „Sandman”, a teraz „Wednesday”. Co pociąga cię w tych gatunkach, że tak chętnie uczestniczysz w tego rodzaju produkcjach?
To bardzo miłe, co mówisz. Szczerze mówiąc – takie projekty same mnie znajdują (śmiech). Jako aktorkę bardzo pociąga mnie szerokie spektrum projektów i gatunków. Bardzo się cieszę, mogąc grać w różnorodnych produkcjach. Nawet takich, które nie zdobywają największej popularności. Nie przestanę tego robić i jestem ogromnie wdzięczna, że mogłam pracować z takimi wspaniały autorami kina, jak dotychczas. Sama zresztą nie mogę uwierzyć, że w ostatnich latach miałam szansę pracować z takimi ludźmi, jak George R.R Martin, David Benioff i Dan Weiss, George Lucas, J.J. Abrams, Kathy Kennedy, Rian Johnson czy Neil Gaiman i Alan Heinberger. A teraz jeszcze Tim Burton. Takim ludziom zwyczajnie się nie odmawia, bo są niesamowici. Mam wielkie szczęście, że dostrzegli mój aktorski potencjał i pozwalają mi na tak swobodną artystyczną eksplorację. Jestem wielce wdzięczna Timowi za to, że dokładnie przedyskutował ze mną pomysł na tę rolę i chciał poznać moje podejście do postaci Larissy Weems. Budowanie tej postaci to był zresztą projekt grupowy. Wraz z Timem i autorką kostiumów, niezawodną Colleen Atwood, mieliśmy w głowie archetyp hitchocowskiej kobiety. Z tą zmianą, że Larissa nie jest ofiarą swojej sytuacji, a osobą, która ma bardzo silne poczucie kontroli.
Chciałem więc zapytać o wizualny styl serialu. Jak bardzo otoczenie, w którym grałaś i stroje, które nosiłaś wpłynęły na twój sposób budowania postaci?
Środowisko zawsze silnie wpływa na sposób mojej gry. Otoczenie oraz kostiumy odgrywają wielką rolę w sposobie, w jaki będę grać daną postać. Kocham zwiedzać plany filmowe, bo one bardzo silnie informują mnie o tym, jaki jest dany bohater i jak rezonuje w konkretnej przestrzeni – dowiaduję się, jak ją odbiera, w jaki sposób „ją ogrywa”. Mam poczucie, że postać nie jest nigdy w pełni zbudowana, do chwili gdy nie pojawię się na planie. Mogę mieć już makijaż i ubranie, ale dopiero gdy rzeczywiście znajdę się fizycznie na planie, postać jest zbudowana do końca.
W tym kontekście muszę przyznać, że jestem zakochana w biurze Larissy. Jest spektakularne. Ten niesamowity kominek i krzyczący gargulec? To niesamowita przestrzeń. Zwłaszcza gdy dodamy do tego te wszystkie brutalistyczne obiekty, które się w nim znajdują. Ten plan dał mi mnóstwo informacji na temat Larissy. W szczególności to, że jego skala, rozmach i wielkość podkreślają jej samotność. Ona znajduje się w tym miejscu sama. Otoczona przedmiotami, które nie są ani miłe, ani miękkie, ani nie dają się przytulić. Są raczej brutalne i posiadają twarde krawędzie. Ta przestrzeń przytłacza i onieśmiela, a to bardzo silnie wpłynęło na mój odbiór i budowanie postaci.
Wisienką na torcie była współpraca z Collen Atwood, której pomysły i kunszt zwyczajnie wgniotły mnie w fotel. To był ogromny przywilej móc z nią pracować. Do dziś nie mogę uwierzyć, że zaznałam tego zaszczytu. Zwłaszcza, że była bardzo otwarta na moje pomysły. Bardzo zależało jej też, aby uchwycić wszystkie moje mocne strony i sprawić, żebym czuła się świetnie we wszystkich 360 stopniach. Każdy aspekt ubioru Weems był przemyślany i przygotowany z niezwykła pieczołowitością. Każdy element jej stroju dodawał historii do tej postaci i informował o jej charakterze. Collen włożyła ogromne serce, by wszystko idealnie do siebie pasowało. Wszystko było przemyślane i celowe. Razem z Markiem Sutherlandemrobili wszystko, aby każdy, nawet najmniejszy detal, miał znaczenie. Bardzo zależało mi, aby w jej strojach coś się nie zgadzało – by były w nim elementy, które nie do końca pasują do reszty, ale na pierwszy rzut oka nie umiemy uchwycić, co dokładnie się nie zgadza. Tak na przykład zrobiliśmy z kolczykami. Larissa nosi takie kolczyki, jakie Tippi Hedren miała w „Ptakach”. Z tą różnicą, że jedna perła jest większa od drugiej – z przodu jest mniejsza, a z tyłu większa. To sprawia, że te kolczyki wydają się dziwne, osłupiają oglądającego. Gdy Collen przedstawiła mi gotowy projekt, było to dokładnie to, czego oczekiwałam. To jest siła prawdziwej współpracy. Byłam też wniebowzięta, mogąc nosić biżuterię Schiaparelli, którą Daniel Roseberry przygotował specjalnie dla nas. Wszystkie te elementy dodały surrealistycznego rysu tej postaci i pozwoliły mi patrzeć na nią w bardziej abstrakcyjnych kategoriach. To była naprawdę świetna i owocna współpraca. Bez tego moja Larissa mogłaby być zupełnie inną postacią.
Larissa Weems jest dyrektorką szkoły. Czy budując tę postać sięgnęłaś pamięcią do własnych wspomnień o nauczycielach z podstawówki? Jakiego rodzaju przygotowania poprzedziły twój proces budowania tej roli?
Właściwie to miałam bardzo długą i angażującą rozmowę z dyrektorką pewnej bardzo dobrej szkoły i zarzuciłam ją pytaniami o to, jakie są jej doświadczenia, w szczególności z trudnymi uczniami. Oczywiście od razu powiedziała mi, że takich w jej szkole nie ma (śmiech). Potem jednak powiedziała coś niezwykle ciekawego, co bardzo mi się spodobało i znacząco wpłynęło na to, jak zaczęłam postrzegać Larissę oraz jej relację z Wednesday. Dowiedziałam się bowiem, że często najbardziej niepokorni, najbardziej niegrzeczni uczniowie, są tymi najciekawszymi, najinteligentniejszymi i niekonwencjonalnymi. Zrozumiałam wtedy, że to właśnie dlatego Weems tak silnie przypatruje się Wednesday – dostrzega w niej cały ten ukryty potencjał i skrywane talenty. Zaczyna dostrzegać, że pod tą zasłoną wrogości i przemocy może kryć się wiele innych warstw i skrytych umiejętności.
Drugą osobą, która znacząco pomogła mi w budowaniu mojej postaci, była moja wpływowa i wytworna przyjaciółka, która pracuje w rządzie. Jest niezwykle elegancka, porusza się z gracją i ma nadzwyczajny strategiczny umysł. Bardzo silnie inspirowałam się jej sposobem bycia, podkradając od niej najlepsze cechy. W szczególności zależało mi na uchwyceniu czegoś bardzo specyficznego – siły, którą czerpie z delikatności. Takiej prawdziwej delikatności – ciepła i serdeczności, a nie pokorności czy skrytości. Ona jest niezwykłą kobietą, bardzo dynamiczną i pełną wigoru. W mojej interpretacji można znaleźć wiele z jej sposobu bycia.
Dodatkowo bardzo mocno inspirowałam się filmami Alfreda Hitchocka i rolami Tippi Hendren czy Kim Novak. Oczywiście mowa nie tylko o „Vertigo” i „Ptakach”, ale ogólnie o idei kobiecości, którą proponował Hitchock i „stare Hollywood”. Zależało mi na przyjrzeniu się mitowi hollywoodzkiej kobiecości. Czułam, że kobieta jak Larissa Weems, która całe życie była w cieniu kogoś innego, będzie chciała zbudować siebie na bazie mitu, który jest powszechnie rozpoznawany i uwielbiany. Bardzo zależało mi więc, żeby te hitchocowskie elementy wybrzmiały w mojej kreacji.
Larissa jest bardzo silnym autorytetem, a jej rola w tej historii jest bardzo znacząca. Im dalej wchodzimy w tę opowieść, tym większe ma znaczenie. Chciałem w związku z tym zapytać, co jest twoim ulubionym aspektem tej postaci i jak oceniasz jej rolę w tej opowieści?
Tym, za co kocham Larissę Weems najbardziej, to fakt, jak skonfliktowaną wewnętrznie jest bohaterką. Jest jednocześnie osobą, która na pierwszym miejscu stawia dobro szkoły i jej studentów. W tym aspekcie jest więc pewnego rodzaju gospodynią bezpieczniej przystani dla uczniów, którzy w innych miejscach mogliby czuć się wyrzutkami. Równocześnie zależy jej na jak największej integracji szkoły z lokalną społecznością i uczynieniem z placówki miejsca, które będzie świetnie na siebie zarabiać. Widzę ją więc równocześnie jako drapieżną bizneswoman, jak i osobę o altruistycznych pobudkach. Mam do tego poczucie, że Larissa napędzana jest poczuciem, że musi się sprawdzić. Stale czuje, że musi się wykazać, coś udowodnić – sobie i innym. Wychowała się w Akademii Nevermore, ale zawsze była w cieniu Mortici Addams. Teraz to ona jest u władzy i może rozstawiać pionki, i skrzętnie to wykorzystuje. Uwielbiam grać postaci skonfliktowane wewnętrznie, targane różnymi emocjami i nie wiedzące, jaką ścieżkę obrać, dlatego świetnie grało mi się tę postać.
To na koniec luźniejsze pytanie: każdy z bohaterów serialu identyfikuje się z inna grupą mniejszościową. Niektórzy są wilkami/wilkołakami, inni zmieniają kształt ciała, a Wednesday ma wizje. Do której grupy sama chciałabyś należeć i dlaczego?
Bardzo podoba mi się grupa bohaterów, którzy nie mają twarzy. Nie pamiętam jak dokładnie się nazywają, ale niezmiernie mi się podobają. Dzięki temu, że ich twarze pozbawione są oczu i ust, pozwala im to uniknąć jakichkolwiek definicji. Czuję, że znajdowanie się w takiej przestrzeni daje ogromną wolność i pozwala wieść spokojne życie.
Serial „Wednesday” jet już dostępny na platformie Netflix.
Czytaj także: „Z Wednesday mamy pasję okaleczania”: Jenna Ortega o serialu Tima Burtona
Oceń artykuł