„Avatar 2” opóźniony

Jak sobie człowiek bierze tyle na głowę, to później nie ma się co dziwić, że się nie wyrabia czasowo.
James Cameron podszedł do zadania ambitnie. „Avatar” ma się rozszerzyć o kolejne 4 części. Twórca utrzymywał, że projektowane są już stwory, postacie i scenografie, a także że dopracowuje scenariusze. Wszystkie sequele miały być kręcone jednocześnie, a plan zdjęciowy miał wystartować latem 2017 roku. Z kolei pierwszych efektów mieliśmy oczekiwać w grudniu 2018 roku. Już wiemy, że ta data premiery stała się nieaktualna.
Głos zabrał James Cameron:
2018 odpada. Jeszcze nie ogłosiliśmy daty premiery. Ludzie muszą zrozumieć, że istnieje pewien rytm wypuszczania filmów. Dlatego nie robimy tylko „Avatara 2”, robimy też „Avatara 3”, 4 i 5. To wielkie przedsięwzięcie. Wiem co mnie czeka przez najbliższe osiem lat życia. To nie są nierozsądne ramy czasowe, jeżeli się o tym pomyśli. Zrobienie jednego filmu zajęło nam 4,5 roku, a teraz kręcimy aż cztery. Ta praca stanie się dla mnie czymś wykonywanym 24 godziny na dobę. Chciałbym się już czymś podzielić ze światem, ale gdy nadejdzie czas, to opuścimy kurtynę.
Przy pisaniu scenariuszy reżyser został wsparty przez sztab ludzi. Pomagali mu Josh Friedman, Shane Salerno, Rick Jaffa oraz Amanda Silver. Nie znamy jednak szczegółów fabuły. Wiemy za to, że na ekran mają powrócić gwiazdy pierwszej części, czyli Sam Worthington, Zoe Saldana, Sigourney Weaver i Stephen Lang.
Reżyser ujawnił także, że pracuje z szeregiem specjalistów, aby przenieść swoją wizję na ekran:
Współpracuję z topowymi designerami na świecie, aby wykreować świat „Avatara”. Środowisko, nowe kultury - wszystko, co pozwoli ożywić to uniwersum. Do tej pory, z tego co widzę oczami wyobraźni, wykraczam daleko poza pierwszy film. Brak mi słów. Kiedy ma się już bohaterów kochanych przez widzów, wspaniale jest zaskakiwać publiczność zwrotami akcji, których nikt się nie spodziewa. Nie trzeba też poświęcać tyle czasu na ekspozycję, bo ludzie pamiętają poprzedni film.
Na plan zdjęciowy wybrano Nową Zelandię.
Oceń artykuł