Najokrutniejsi seryjni mordercy: Edmund Kolanowski - nekrofil z Poznania

Nazywał siebie "zimnym chirurgiem". Miał trzy córki. Przyznał się do trzech morderstw i kilku profanacji zwłok. Schemat zbrodni wyglądał zawsze tak samo: trupom wycinał piersi i narządy płciowe, które przyszywał do manekina używanego w celach seksualnych. Po kilku dniach części zwłok palił w piecu. Kim był Edmund Kolanowski?
Już od wczesnego dzieciństwa życie go nie rozpieszczało. Cudem ocalony z Oświęcimia ojciec pił na umór, a matka po śmierci starszego syna wolała przesiadywać na cmentarzu niż opiekować się małym Edmundem. Psychopata często słyszał od matki, że ta „żałuje, że nie utopiła go w pierwszej kąpieli”. Uczył się słabo, powtarzał klasy pierwszą, trzecią i piątą. Dziecko skierowano więc na leczenie psychiatryczne i zamknięto w zakładzie dla psychicznie i nerwowo chorych. Tam Edek znalazł sobie doskonałą rozrywkę - z drzewa obserwował położone nieopodal prosektorium, zaś w przerwach pomiędzy kolejnymi sekcjami zwłok, eksplorował poniemiecki cmentarz. Już wtedy odkrył, że podniecają go kobiece zwłoki. Wraz z kolegami z ośrodka, onanizował się grupowo obserwując lekarzy dokonujących sekcji.
Pierwszy akt nekrofilski
Po wyjściu z ośrodka zaczął napastować przygodnie napotkane kobiety. Grasował po całym Poznaniu. Złapany na gorącym uczynku, został skazany na pobyt w zakładzie poprawczym, ale wykonanie wyroku zawieszono na okres 2 lat. W tym okresie próbował się zabić, wbijając sobie nóż w brzuch. W 1966 roku, za udział w bójce, trafił po raz pierwszy do więzienia. Odsiedział 13 miesięcy i został tam dwukrotnie zgwałcony. Po wyjściu postanowił się ustatkować. Ożenił się z salową z jednego z poznańskich szpitali. Urodziły się im dwie córki. Jednak mroczna natura wzięła górę. Jak zeznał w czasie późniejszego śledztwa, to wtedy dopuścił się pierwszego aktu nekrofilskiego, onanizując się nad obnażonymi zwłokami zmarłej sąsiadki.
Pierwsze morderstwo
27 października 1970 zamordował po raz pierwszy. Swoją przyszłą ofiarę poznał na dworcu PKP w Poznaniu. Pierwotnie chciał ją zwabić do swojego domu i wykorzystać, jednak po drodze zmienił zdanie. Zabił ją uderzając kilkakrotnie konarem drzewa. Gdy upewnił się, że jest martwa, wyciął jej narządy płciowe. Przyznał się do tego w śledztwie, bowiem ciała 21-letniej Kazimiery G. nigdy nie odnaleziono.
Zaczął również napadać znowu na kobiety, tym razem w okolicach poznańskiego jeziora Rusałka. W 1974 roku został skazany za trzy usiłowania gwałtów. Po odbyciu 6 lat wyroku (z 9 zasądzonych) wyszedł na wolność. Nie miał już jednak do czego wracać - zarówno matka, jak i żona zatrzasnęły mu drzwi przed nosem. Związał się Grażyną, z którą zamieszkał i doczekał się kolejnej córki. Jednak i tym razem normalny związek nie satysfakcjonował go w pełni. Wieczorami spacerował po cmentarzu i szukał świeżych zwłok z którymi mógłby zaspakajać swoje żądze. Na strychu miał też swoją komórkę, do której nikt poza nim nie miał dostępu. Ze skrawków ubrań robił lalki, doszywał do nich fragmenty ciał, a gdy się „zużyły” palił je w piecu i robił nowe. Jak zeznała w późniejszym śledztwie konkubina zwyrodnialca, wiedziała że w piecu znajdowały się niedopalone zwłoki, ale bała się interweniować w tej sprawie.
Kolejne zbrodnie
Drugą kobietę zabił w Warszawie, 16 marca 1981 roku. Niecały rok później (26 lutego 1982 roku) porwał i okaleczył zwłoki z kaplicy cmentarnej na Naramowicach. Ciało (a właściwie to, co z niego pozostało) odnalazła przypadkowa dziewczynka, kilkadziesiąt metrów dalej, w szczerym polu. Jak się potem okazało, w kaplicy kilka miesięcy wcześniej zdarzyły się dwa podobne przypadki znieważenia zwłok. Nie udało się jednak znaleźć sprawcy.
Najgorsze miało się jednak dopiero wydarzyć. 9 miesięcy później (4 listopada 1982 roku), w tej same dzielnicy Poznania zaginęła 11-letnia Alinka. Szeroko zakrojona akcja poszukiwawcza nie przyniosła rezultatów. Dopiero w połowie grudnia okaleczone zwłoki dziecka znaleziono na nasypie kolejowym. Milicja była bezradna. Prowadzona pod kryptonimem akcja A-82, nie przyniosła rezultatów. Dopiero 29 listopada 1982 roku, przy kolejnym rozkopanym i sprofanowanym grobie odnaleziono pierwszy ślad - odciski męskich butów na rozkopanej ziemi.
„Pollena Łaskarzew”
W maju 1983 roku, w czasie prowadzonych na masową skale obserwacji cmentarzy, jeden z patroli dostrzegł mężczyznę pochylonego nad wyciągniętymi z grobu zwłokami. Niestety sprawca ucieka, jednak w miejscu przestępstwa leżą składana łopata i papier, w który była owinięta. Znajduje się na nim na nim pieczątka „Pollena Łaskarzew”. W toku śledztwa podejrzenia spadają na Edmunda. 16 maja prokurator decyduje się go aresztować. Nekrofil przyznaje się jednak tylko do profanacji zwłok. Pierwsze zeznania, dzięki którym udowodniono mu również morderstwa, składa dróżniczka, która widywała go regularnie przy cmentarnej bramie. Kolejnych sąsiedzi, którym konkubina zboczeńca zwierzyła się ze swoich podejrzeń, a także jeden z więźniów, z którym odsiadywał wyrok w jednej celi.
Kara śmierci
4 czerwca 1985 roku Sąd Wojewódzki w Poznaniu skazał Edmunda Kolanowskiego na karę śmierci za trzykrotne zabójstwo i profanację zwłok 5 kobiet. Wyrok przez powieszenie wykonano rok później, 28 lipca, w celi śmierci Aresztu Śledczego przy ulicy Młyńskiej.
Oceń artykuł