"Noir burlesque" Tom 1, Enrico Marini - [RECENZJA]

21.11.2022 13:32
Noir burlesque. Tom 1 Fot. Noir burlesque. Tom 1

"Noir burlesque" Tom 1, to pierwsza część klasycznej gangsterskiej historii autorstwa włoskiego twórcy Enrico Mariniego. Czy warto przeczytać tę brutalną opowieść podszytą erotyką?

Miasto grzechu spowite w mroku, femme fatale, czerń, biel i szorstki główny bohater wplątany w historię, którą przygotowało mu złośliwe fatum. Oto słowa kluczowe, od których wyszedł Enrico Marini. Zresztą wskazuje już na to sam tytuł - "Noir burlesque". Jeśli kiedykolwiek oglądaliście film noir, a do tego lubicie historie o gangsterach z przełomu lat 40. i 50., to poczujecie się jak w domu.

Rysownikiem i scenarzystą komiksu "Noir burlesque" jest znany włoski twórca, odpowiadający za takie serie wydane w naszym kraju, jak "Drapieżcy", "Skorpion" czy "Cygan", a także tytułem bardziej kojarzonym przez fanów superbohaterów - "Batman. Mroczny książę z bajki". Wydawnictwo Egmont Polska przygotowało "Noir burlesque" w ramach cyklu PLANSZE EUROPY i nie ma się co dziwić, bo chociaż komiks jest nasiąknięty amerykańskością, wizualnie to tom typowy dla klasycznych rysowników ze Starego Kontynentu.

"Klasyczny" to słowo, które idealnie opisuje "Noir burlesque". Nie tylko ze względu na rysunki Mariniego, ale przede wszystkim z powodu wykorzystanych motywów, sposobu budowania historii, postaci oraz prowadzenia fabuły. Twórca postawił na sprawdzone rozwiązania. Pod wieloma względami ten komiks nie zaskoczy odbiorcy niczym, szczególnie kiedy zjadł na kinie noir zęby, a do tego "Ojciec chrzestny" to jego ulubiona powieść. Jest to jednak przypadek klasycznego kryminału. Co z tego, że dany autor posługuje się powtarzalnymi do bólu schematami, skoro daje czytelnikowi, czy odbiorcy satysfakcję, której od tego gatunku się wymaga? Podobnie jest z "Noir burlesque" - chociaż na żadnym poziomie nie jest to innowacyjny komiks, idealnie spełnia swoje zadanie.

Noir burlesque Fot. foto: Egmont Polska/materiały prasowe

Dość zawile podana historia opowiada o mężczyźnie o pseudonimie Slick, który po latach wraca do rodzinnego miasta. Z czasem poznajemy coraz więcej szczegółów na jego temat - wrócił z wojny, na którą sam się zgłosił, musi spłacić długi zaciągnięte u szefa jednego z gangów przez członka jego rodziny i na domiar złego jego dawna miłość to piękna i uwodzicielska narzeczona rzeczonego bossa. Jak nietrudno się domyślić para ponownie nawiązuje relację, co wciąga Slicka w niemały kłopot.

Fabuła nie jest więc zbyt skomplikowana, a nawet można by powiedzieć, że przewidywalna. Tym, co jednak daje przyjemność z obcowania z "Noir burlesque" jest idealnie uchwycony klimat filmu noir. Zostało to osiągnięte zarówno na poziomie scenariusza, jak i przede wszystkim w warstwie wizualnej komiksu. Marini operuje przejrzystą, czystą kreską charakterystyczną szczególnie dla włoskich twórców komiksowych. W jego pracach pobrzmiewa gdzieś duch takich tuzów jak Gudio Crepax, czy Milo Manara. Podobnie jak oni, Marini nie boi się grać erotyką. Nie ma jej dużo, ale wydawca oznaczył komiks etykietką "Tylko dla dorosłych". Podobnie jest z brutalnością - występuje, ale nie odrzuca. Buduje się za to interesujący kontrast pomiędzy życiem i śmiercią, tym co piękne z tym, co odpychające oraz seksem i przemocą.

Tym kontrastem Marini posłużył się również przy budowie dwóch głównych bohaterów tej opowieści - Slicka i jego niedoszłej ukochanej Caprice. On jest muskularny, postawny i bezpośredni. Ona filigranowa, uwodzicielska i manipulująca. Twórca operuje bardzo wieloma zachowaniami postaci, które mogą kojarzyć się ze "starymi dobrymi czasami". Slick to czuły barbarzyńca, a Caprice przebiegła lisica. W wielu wypadkach nie ma wątpliwości z jakim typem charakteru mamy do czynienia. Mimo dużej dozy wątpliwych moralnie czytnów protagonistów, doskonale wiemy, kto jest tym "dobrym", a kto tym "złym".

Powyższe cechy też nie są niczym nowym w nurcie kina noir i Marini otwarcie pokazuje na każdym kroku, że składa mu hołd. Również w warstwie rysunkowej. Komiks jest czarnobiały. Twórca zdecydował się jednak na pewien zabieg, który przełamuje prosty kontrast między czernią a bielą - wprowadził barwę czerwoną, która pojawia się głównie w postaci rudowłosej Caprice, ale także, kiedy ktoś dostanie po pysku i poleje się krew. Ten zabieg, chociaż również nie jest wybitnie oryginalny, buduje kolejny kontrast, będący zgodny z duchem filmów noir i ich stylistyki. Na uwagę zasługują też całkiem realistyczne rysunki, niekiedy wyglądające jak hollywoodzkie storyboardy. Ta cecha formalna "Noir burlesque" potęguje wrażenie "filmowości" komiksu. Czasem można złapać się nie na czytaniu tej pozycji, a oglądaniu jej.

Pomaga w tym polskie wydanie "Noir burlesque". Podobnie jak inne komiksy z cyklu PLANSZE EUROPY, tytuł ma format albumowy. Duże plansze i przede wszystkim fakt, że tom jest dość cienki, pozwalają na podziwianie rysunków Mariniego w pełnej krasie. Pojawiła się również skromna sekcja dodatków, dzięki którym czytelnik może zobaczyć część procesu twórczego rysownika.

Noir burlesque Fot. foto: Egmont Polska/materiały prasowe

Nie każdy tekst kultury musi być przełomowy. Istnieje wiele komiksów, filmów, książek, czy gier, które są wtórne. Często nie jest to jednak wada, a zaleta, szczególnie kiedy twórca doskonale wie, jak operować sprawdzonymi motywami. W przypadku "Noir burlesque" tak właśnie jest. Mimo że Marini nie odkrywa niczego nowego, jego opowieść trzyma w napięciu i sprawia, że odbiorca jest szczerze zaciekawiony, jak potoczą się dalej losy Slicka i Caprice oraz w jaki sposób interpretować dramatyczną scenę otwierającą komiks.

OCENA: 7,5/10

Sergiusz Kurczuk
Sergiusz Kurczuk Redaktor antyradia
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.