"Eternals" - wielkie rozczarowanie czy powiew świeżości w MCU? [RECENZJA]
!["Eternals" - wielkie rozczarowanie czy powiew świeżości w MCU? [RECENZJA]](https://gfx.antyradio.pl/var/antyradio2/storage/images/filmy-i-seriale/filmy/eternals-czy-warto-obejrzec-nowy-film-marvel-w-kinie-recenzja-48916/15976154-1-pol-PL/Eternals-wielkie-rozczarowanie-czy-powiew-swiezosci-w-MCU-RECENZJA_article.jpg)
Po długiej przerwie MCU powróciło w 2021 roku z trzema kinowymi produkcjami. Przyszedł czas na ostatnią z nich, czyli "Eternals" z gwiazdorską obsadą i kosmicznymi stawkami. Czy nowa seria wprowadza do filmowego świata Marvela coś świeżego?
Eternals - recenzja nowego filmu Marvel Studios
Gemma Chan, Brian Tyree Henry, Lauren Ridloff, Salma Hayek, Angelina Jolie, Richard Madden, Kumail Nanjiani, Lia McHugh, Don Lee i Barry Keoghan. Uff - oto główna obsada tworząca tytułową grupę "Eternals", czyli nową kosmiczną drużynę w Marvel Cinematic Universe. Dodajmy do tego Kita Haringtona w roli Dane'a Whitmana, który w komiksach zostaje herosem o ksywie Black Knight i od razu rysuje nam się podstawowy problem - jak zrobić porządny film z tak ogromną obsadą?
Na takie pytanie postanowiła odpowiedzieć Chloe Zhao, laureatka Oscara za film "Nomadland", dla której jest to pierwszy tego typu wysokobudżetowy projekt. Poprzednie produkcje Marvela robione przez niszowych twórców (jak chociażby "Thor: Ragnarok" od Taiki Waititiego) odnosiły spore sukcesy i były wymieniane raczej wśród najlepszych produkcji z MCU. Raczej nieco inaczej będzie z "Eternals".
Zacznijmy od oczywistych rzeczy na plus - film o budżecie wynoszącym grubo ponad 100 milionów dolarów dolarów wygląda bardzo dobrze. Niektóre ujęcia są śliczne, efekty specjalne są na bardzo wysokim poziomie i "Eternals" ogląda się momentami jak niezależny film studencki (jak chociażby zdjęcia z obszaru pustynnego), a kiedy trzeba to zachwyca pięknymi wirtualnymi krajobrazami, które sprawiają, że wyprodukowanie tych filmów jest takie drogie. Zatem czapki z głów dla Zhao i spółki za aspekty wizualne produkcji, ale przejdźmy do mięsa, czyli postaci i scenariusza.
Chociaż film jest momentami bardziej niszowy, intymny i "artystyczny", niż inne produkcje spod bandery Marvel Studios, to nadal cierpi z powodu przedłużonego wielkiego finału z dużą ilością CGI, a także jest zwyczajnie za długi. Ilość postaci, mitologii i zażyłości między tymi bohaterami wymusza bowiem na twórcach wciśnięcie niewyobrażalnie dużej ilości wątków do produkcji, przez co niektóre się dłużą, niektóre są w pewnym momencie pomijane, a film ciągnie się i ciągnie (ma trochę syndrom "czterech zakończeń" z "Powrotu króla" - tylko tam Peter Jackson kończył prawie 12-godzinną trylogię, a tutaj kończą pojedynczy obraz, który jest zaledwie wstępem do franczyzy).
Oczywiście Zhao i spółka nie poświęcają wszystkim takiej samej ilości czasu - głównymi bohaterami są w sumie Sersi (Gemma Chan), Ikarus (Richard Madden) i trochę Sprite (Lia McHugh). Reszta Eternals schodzi na drugi plan i pojawiają się raczej jako jednowymiarowe zlepki cech, a nie pełnoprawne postaci, przez co trudno się z nimi identyfikować.
Można je jak najbardziej polubić - zwłaszcza Glilgamesha (Don Lee), Kingo (Kumail Nanjiani) i Makkari (Lauren Ridloff), ale to nie czyni je fascynującymi. I to niestety tyczy się również głównej bohaterki Sersi, która chociaż jest sympatyczna, to Gemma Chan w tej roli nie ma tyle charyzmy, co ScarJo jako Czarna Wdowa, czy Elizabeth Olsen jako Scarlet Witch. Jedynymi Eternals, którzy potrafią zaintrygować są Ikarus i Sprite. To oni są najciekawsi, stoją przed najbardziej pochłaniającymi konfliktami i są zaskakująco "ludzcy" jak na kosmiczne, niestarzejące się byty.
Na pochwałę zasłużył również Kit Harington w roli Dane'a Whitmana. Zanim gwiazdor "Gry o tron" przywdzieje czarny strój i stanie się Black Knightem (powiedziałbym spoiler alert, ale come on - ta postać istnieje w komiksach od lat), to oczaruje nas jako zwykły londyński facet, który po prostu zakochuje się w dziewczynie i chce przenieść związek na wyższy poziom, proponując jej, by zamieszkali razem.
Niby prosty, bardzo rzeczywisty i życiowy wątek, ale jest jednocześnie zrealizowany z urokiem, lekkością i humorem, przez co ogląda się go znacznie lepiej, niż te kosmiczne konflikty, z którymi mierzą się Eternals. Pozostaje mieć jedynie nadzieje, że kolejne filmy opowiadające o tych postaciach pozwolą nam na polubienie reszty ekipy w taki sposób. Pierwsze wrażenie nie jest bowiem specjalnie zachęcające i na kolejne spotkanie z "Eternals" raczej nie będę czekał.
Ocena 6/10
Oceń artykuł