10 polskich horrorów

Czy polska kinematografia nie może się pochwalić filmami grozy? Może, ale ograniczają się one do zaledwie kilkunastu pozycji, z czego większość z nich pamięta jeszcze poprzedni ustrój.
Epoka romantyzmu pokazała, że polscy literaci są za pan brat z pełnymi niesamowitości opowieściami o duchach. Gdzie szukać widm, upiorów, nimf i podobnych widziadeł jeśli nie w twórczości Adama Mickiewicza? W Anglii rodzi się powieść gotycka, w Paryżu mamy do czynienia z pokazami typu „światło i dźwięk” wywołującymi nastrój grozy i niepokoju. U nas jednak element fantazji zostaje wyparty przez społeczny przeciw wobec narodowemu zniewoleniu i rodzą się idee romantycznego zrywu.
Skąd wynika brak rozwiniętego gatunku horroru w naszym kraju? Powodów można by się doszukiwać wielu. A to cenzorskie ingerencje, które ostatecznie doprowadziły do emigracyjnego rozpowszechniania „Diabła” przez Andrzeja Żuławskiego. Czy to, że brak w naszym kraju horrorów w kinowym obiegu sprawiał, że twórcy nie posiadali wyrobionej świadomości gatunkowej. Wreszcie problemu można się doszukiwać dużo głębiej. Za dużą barierę w rozwoju rodzimego kina, jak i literatury grozy uznać chyba można brak zachowanych przykładów literatury dworskiej polskiego średniowiecza. Słowiańskie legendy były chętnie wyplewiane przez Kościół, inspiracji trzeba było szukać m.in. w zagranicznych powieściach.
Co zatem z okresem po transformacji systemowej, kiedy nastąpiła era kaset VHS, a dostęp do światowego kina był ograniczony co najwyżej zasobnością portfela? To już pozostanie zagadką nie mniejszą niż te z dreszczowców. Polscy twórcy nie zachłysnęli się grozą z Fabryki Snów, a wręcz przeciwnie. Horrorów powstawało jeszcze mniej niż kiedyś, a te które udało się zrealizować mogły jedynie (o ironio) zapędzić do grobu.
Jakie są te nieliczne przykłady, które dałoby się spisać na pierwszym lepszym świstku papieru? Lubią się one skrywać pod płaszczykiem filmu kostiumowego, odwołują się do minionych czasów. W wielu wypadkach cechuje je niestety nieudolność lub co najwyżej wtórność fabularna i formalna. W ogóle rodzime kino gatunkowe kuleje, tylko czasami pokazując swoje przebłyski. Jednak czemu się dziwić skoro w PRL-u rozwijano produkcje autorskie, narodowe i o zaangażowaniu społeczno-politycznym. Trend się zresztą utrzymuje do dziś. Kino gatunkowe to kino gorszego sortu?
Spróbujmy jednak wytypować 10 wartych zobaczenia polskich horrorów, jeżeli nawet nie pod względem artystycznym, to chociaż kronikarskim - dokumentującym obraz grozy znad Wisły. Filmy przedstawiamy w ciągu chronologicznym.
1. „Opowieści niezwykłe” (1967-1968)
Serial, którego odcinki stanowiły zbiór ekranizacji opowiadań polskich pisarzy rozgrywających się w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Każdy z epizodów zrealizował inny reżyser, z wyjątkiem Ryszarda Bera, który podpisał się pod dwoma.
W skład serii wchodzą:
- „Szach i mat!” (1967, reż. Andrzej Zakrzewski)
- „Ślepy tor” (1967, reż. Ryszard Ber)
- „Ja gorę!” (1968, reż. Janusz Majewski)
- „Mistrz tańca” (1968, reż. Jerzy Gruza)
- „Pożarowisko” (1968, reż. Ryszard Ber)
Odcinki zostały zrealizowane na podstawie prozy Józefa Korzeniowskiego, Henryka Rzewuskiego i Stefana Grabińskiego.
2. „Lokis. Rękopis profesora Wittembacha” (1970)
Janusz Majewski oparł swoje dzieło na tekście Prospera Merimee, dziewiętnastowiecznego francuskiego pisarza. „Lokis. Rękopis profesora Wittembacha” nie wpisuje się w pełni w gatunek horroru, obraz pozostaje na pograniczu „opowieści niesamowitej”. Nie brak mu jednak uczucia niepokoju, do czego przyczyniła się m.in. muzyka Wojciecha Kilara.
3. „Diabeł” (1972)
Za ten film Andrzej Żuławski został wygoniony przez władze z kraju. Podobno za sceny przesiąknięte erotyką i przemocą, jednak bardziej prawdopodobne wydaje się, że za to, iż twórca odważył się na zawarcie w swoim obrazie politycznego komentarza. Dopatrzono się w filmie aluzji do wydarzeń z roku 1968, dlatego do dystrybucji dopuszczono go dopiero w 1988 roku. Czy jednak „Diabeł” jest horrorem? Z pewnością czerpie elementy z tego gatunku, ale jednocześnie nie jest jego pełnoprawnym przykładem.
4. „Wilczyca” (1982)
Pierwszy przykład polskiego rasowego horroru. Groza w dziele Marka Piestraka budowana jest poprzez klimat niesamowitości - na subtelnościach, zamiast na dosłownym straszeniu. Co prawda tytułowy potwór może bardziej rozbawić niż przestraszyć ze względu za poziom charakteryzacji. Jednak pomimo rzucającego się w oczy niskiemu budżetowi oraz licznym niedociągnięciom, jest to dość sprawnie zrealizowany film, odwołujący się poprzez krążenie po lasach i wiekowych dworkach do powieści gotyckiej czy epoki romantyzmu.
Piestrak, który pracował na planie „Dziecka Rosemary”, zrealizował kontynuację „Wilczycy” w postaci „Powrotu Wilczycy” (1990). Wyrządził tym samym X Muzie dużą krzywdę.
5. „Widziadło” (1984)
Lata 80. to rosnące zainteresowanie tematami parapsychologicznymi i zjawiskami paranormalnymi. Wzięciem zaczynają się cieszyć książki Ericha von Dänikena i kwestie związane z UFO. Z tej tendencji skorzystał Marek Nowicki reżyserując „Widziadło” inspirowane powieścią Karola Irzykowskiego, „Pałuba”. Obraz określono jako „horror erotyczny”. Hasło mocno nad wyraz, gdyż film ani nie straszył, ani nadmiernie nie epatował negliżem.
6. „Medium” (1985)
Film skupia się na wątkach seansów spirytystycznych i hipnozy w Wolnym Mieście Gdańsk lat trzydziestych XX wieku. Znalazło się też miejsce na przedstawienie atmosfery rodzącego się faszyzmu. Na ekranie pojawili się m.in. Grażyna Szapołowska, Jerzy Stuhr i Michał Bajor. To prawdopodobnie jeden z najlepszych polskich horrorów.
7. „Klątwa doliny węży” (1987)
Pozycja z serii „guilty pleasure”. Propozycja dla osób będących smakoszami bardzo złych produkcji. Obraz w reżyserii Marka Piestraka uchodzi nie tylko za najgorszy rodzimy horror, ale i film jako taki.
„Klątwa doliny węży” była realizowana w Wietnamie, gdzie została uznana za zbyt „imperialistyczną”, przypominała tamtejszym władzom dzieło amerykańskiej kinematografii. Dlatego obraz był wyświetlany na sekretnych pokazach.
8. „Pora mroku” (2008)
Próba stworzenia hollywoodzkiego horroru na polskich ziemiach. Faktycznie koszmar udało się wykreować, ale prawdopodobnie nie w takim rozumienia tego słowa, jakim życzyliby sobie twórcy. Schemat amerykańskiego dreszczowca, z nastawieniem na „Piłę” i „Hostel”, został skopiowany w nieudolny sposób. To debiut reżyserski Grzegorza Kuczeriszki, jeżeli chodzi o film kinowy i na szczęście jego ostatnia próba zmierzenia się z wejściem na duże ekrany.
9. „Silent Lake” (2013)
Co mają do siebie „Listy do M. 2” i horror? Łączy je osoba Mariusza Kuczewskiego. Autor scenariusza do świątecznej komedii romantycznej jest fanem kina grozy. W 2013 roku zrealizował „Silent Lake”, będący odpowiedzią na „Blair Witch Project”. Jedynie zamiast znanej z amerykańskiej produkcji wiedźmy doświadczamy motywów znanych ze „Świtezianki”. Obraz zrealizowano w konwencji found footage, która obecnie zdominowała kino grozy. Być może da się wytknąć twórcy kilka warsztatowych błędów, jest to jednak udana próba przeniesienia zachodnich standardów na rodzime podwórko.
10. „Demon” (2015)
Podobnie jak w przypadku „Diabła” Żuławskiego, nie mamy tu do czynienia stricte z horrorem. Film tragicznie zmarłego Marcina Wrony to gatunkowa mieszanka czerpiąca jednak garściami z kina grozy, ale tyle samo z klasyki, jak np. z „Wesela” Andrzeja Wajdy, czy też może raczej Wyspiańskiego. Wszystko zrealizowane z pietyzmem. Groza miesza się z komedią, to z kolei popada w absurd. Idealne wyważenie między tym co straszyło w dreszczowcach epoki PRL-u (odwołanie do romantycznych idei) a tym czego boimy się dziś plus odrobina estetyki kojarzącej się z dokonaniami Wojciecha Smarzowskiego.
Niestety określenie „polski horror” pozostaje w wielu wypadkach oksymoronem. Jest jeszcze dużo do zdziałania na tym polu. Miejmy nadzieję, że Polak pokaże w przyszłości, że potrafi.
Macie swoje ulubione rodzime horrory?
Oceń artykuł