„Twarz”, reż. Małgorzata Szumowska [RECENZJA]

09.03.2018
Aktualizacja: 18.04.2019 11:36
Twarz Małgorzata Szumowska|undefined Fot. materiały prasowe

W tytule najnowszego filmu Małgorzaty Szumowskiej kryje się klucz do odbioru jej dzieła. Głównym celem reżyserki jest bowiem zaprezentowanie znanej nam z dziesiątek filmów twarzy typowego Polaka. Pytanie tylko, ile jest w tej prezentacji prawdy, a ile dorobionej gęby?

Małgorzata Szumowska jest jedną z najbardziej uznanych polskich reżyserek zarówno w kraju, jak i zagranicą. Jej kolejne filmy zdobywają prestiżowe nagrody na międzynarodowych festiwalach, poruszają ważne tematy, łamią tabu i odznaczają się charakterystycznym stylem. Ostatnie dzieło reżyserki, „Twarz” z Mateuszem Kościukiewiczem w roli głównej, otrzymało Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale 2018. Film wciąż czeka jeszcze na swoją ogólnopolską premierę, jednak wiemy już, że zachwycił krytyków i festiwalowych jurorów. Czy w Polsce ma szanse na podobnie pozytywny odbiór, kiedy 6 kwietnia 2018 trafi do kin? Z przykrością muszę stwierdzić, że szczerze w to wątpię.

Mateusz Kościukiewicz Fot. foto: materiały prasowe

Zacznijmy jednak od tego, co w filmie Szumowskiej wypada najlepiej. W obrazie zapowiadanym jako baśń o człowieku, który w wyniku tragicznego wypadku stracił twarz i po jej rekonstrukcji nie został zaakceptowany przez otoczenie, zdecydowanie najbardziej udanym elementem jest drugi plan. Tło, które reżyserka zbudowała dla swojego bohatera i które - jak się szybko przekonamy - jest w „Twarzy” ważniejsze niż on sam, pod względem realizacyjnym jest na najwyższym poziomie. Postaci drugoplanowe są doskonale poprowadzone, aktorzy świetnie grają, naturszczycy znakomicie odnajdują się przed kamerą, a sceny zbiorowe wypadają wyjątkowo naturalnie. Czerpałam ogromną przyjemność z oglądania scen odbywających się w domu rodzinnym głównego bohatera i - co rzadko zdarza mi się przy tego typu filmach - czułam dużą sympatię do członków jego rodziny, granych przez Agnieszkę Podsiadlik, Darka Chojnackiego czy Roberta Talarczyka, nawet pomimo ich oczywistych wad. 

Reżyserka nie chce jednak byśmy ich za bardzo polubili, przypominając nam raz za razem, że jako Polacy są rasistami i skorymi do agresji, zawistnymi prostakami. Na ich tle główny bohater, Jacek, wypada nad wyraz pozytywnie, choć sam jest tylko prostym chłopakiem z małej miejscowości, którego szczytem marzeń jest wyjazd do pracy zagranicę i/lub ślub z osiedlową femme fatale. Kościukiewicz również radzi sobie w tej roli bardzo dobrze - zarówno jako radosny i pełen życia fan metalu przed wypadkiem, jak i jako smutny i rozczarowany człowiek po wypadku. Niestety, nie ma to większego znaczenia, gdyż reżyserka nie jest szczególnie zainteresowana tzw. głównym bohaterem „Twarzy”.

Szumowska wspominała wprawdzie w wielu wywiadach, że prawdziwa historia Grzegorza Galasińskiego stanowiła tylko inspirację i punkt wyjścia do opowieści o polskiej hipokryzji i strachu przed innością. Jednak skupiając się na tych elementach, uczyniła z Jacka zaledwie pretekst do wyrażenia swojego zdania na temat Polaków. Główny bohater filmu nie przechodzi żadnej przemiany, nie pokonuje żadnych przeszkód i wiemy o nim jedynie tyle, że był wesoły i szczęśliwie zakochany przed wypadkiem, a po wypadku jest smutny i nieszczęśliwie zakochany. To zdecydowanie za mało jak na postać, która zmaga się z ogromną traumą po tragedii i odrzuceniem ze strony najbliższego otoczenia.

kadr z filmu Fot. foto: materiały prasowe

Faktem jest, że Szumowska jak zwykle bardzo trafnie wypunktowała wszystkie przywary Polaków-katolików: od pazernego księdza, przez dzieci wysyłane w sukniach balowych do pierwszej komunii, po uleganie głupim przesądom i wiarę w to, że woda święcona jest lekarstwem na wszystko. Świetnie zaprezentowała też to, jak wiele osób wśród tych, które deklarują przynależność do kościoła katolickiego, nie ma pojęcia o tym, jakie zasady w nim obowiązują, nie wspominając już o głównych założeniach chrześcijaństwa. Dziewczyna, która nie wie, że seks oralny jest grzechem czy kobieta, która idzie poskarżyć się księdzu, że nie akceptuje własnego syna, bo brzydko wygląda to tylko niektóre z zaprezentowanych przez reżyserkę absurdów. 

Nie da się ukryć (nikt zresztą nie próbuje tego ukrywać), że film Szumowskiej ukazuje Polskę i Polaków (szczególnie tych wierzących) w krzywym zwierciadle. Niemniej, wraz z pojawieniem się sceny, w której dzieci na polu bawią się odciętą głową świni zachowując się jakby właśnie wyjęto je z „Władcy much”, zaczyna nasuwać się refleksja, że krzywe zwierciadło Szumowskiej ukazuje obraz zanadto zdeformowany.

I nie mam tutaj na myśli obrazu sensu stricto, choć i w tym przypadku rozmycie sporej części kadru niemal w każdym ujęciu i wyszczególnienie jedynie tego, na czym reżyserka chce skupić wzrok widza, wydaje się zbyt nachalne i w moim osobistym odczuciu jest po prostu nieestetyczne. W efekcie zdjęcia Michała Englerta, które miały nadawać filmowi baśniowy i oniryczny klimat, zwyczajnie męczą oczy, dekoncentrują, a co za tym idzie - odciągają uwagę od treści.

kadr z filmu Fot. foto: kadr z filmu "Twarz"

Wracając jednak do tejże treści, a więc obrazu rodaków, jaki rysuje przed widzami reżyserka - nie jest on niestety ani szczery, ani odkrywczy, ani szczególnie szokujący. Być może dla zagranicznej publiczności jest pewnego rodzaju ciekawostką to, że w najciemniejszych zakątkach Polski B lokalne pijaczki zbierają pod sklepem na pół litra, wierni chętniej zrzucają się na megalomańskie wymysły kleru niż na pomoc potrzebującym, a dziewczyny z wiejskiego sklepu nie zaprzątają sobie głowy czekaniem na księcia z bajki i biorą, co popadnie. Być może wieśniara z krzyżykiem na szyi, którą leje mąż, więc daje d*py sąsiadowi za stodołą albo pijane chłopy i religijne baby lezące na pasterkę „bo tak trzeba” to dla niektórych nowość na ekranie. Niestety, my widzieliśmy już „Cichą noc” o tym, jak zaściankowi Polacy spędzają wigilię, „Pokot” z mszami odprawianymi na cześć zabijania zwierząt, a także „Dom Zły”, „Wesele”, „Cześć, Tereska” oraz milion innych, podobnych filmów o polskiej patologii, które łączy głównie to, że pokazują tylko brudny i smutny skrawek rzeczywistości, tylko ułamek żyjących w Polsce ludzi, tylko jeden i wciąż ten sam typ bohaterów.

Szumowska niestety nie stara się nawet, by w swoim filmie pokazać coś nowego, stawiając na powielanie stereotypów, czego ja osobiście nie mam już ochoty oglądać. Bo choć taki obraz bywa przejmujący, czasem groteskowy, a czasem i tragikomiczny, jest już po prostu nudny, a przede wszystkim niereprezentatywny. I piszę to nie jako Polka, lecz jako widz, któremu przejadło się już oglądanie po raz kolejny tego samego filmu o smutnych, brudnych, zabobonnych i zapijaczonych Polakach. Wierzcie mi, drodzy kinomani z całego świata, że nie tylko tacy w kraju nad Wisłą mieszkają.

Dlatego też wyrzucając z pamięci to uznane przez międzynarodowe jury dzieło Szumowskiej, czekam na kolejne „Ataki paniki”, „Moje rowery” i im podobne filmy, które udowadniają, że pomiędzy komedią romantyczną z Adamczykiem, produkcjami Vegi i „polską patologią” istnieje miejsce na filmy o zwykłych ludziach, które naprawdę da się w Polsce robić, jeśli tylko ma się pomysł i chęć. Niestety, Szumowskiej ich tym razem zabrakło.

Ocena: 5/10

Natalia Hluzov
Natalia Hluzow Redaktor antyradia
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.