"W głębi lasu" to jedna z najgłośniejszych premier ostatnich miesięcy. Przynajmniej na polskim rynku serialowym. Nic zresztą dziwnego, w końcu mamy tu do czynienia z dopiero drugim rodzimym projektem zrealizowanym na potrzeby platformy Netflix. Czy po słabym "1983" polscy filmowcy pokazali w końcu, że stać ich na wiele? Cóż.. i tak i nie.
"W głębi lasu" - opinie
Zaglądając do sieci zauważymy, że "W głębi lasu" zgarnia naprawdę przyzwoite, jeśli nie bardzo dobre, recenzje. Z każdej strony pojawiają się zachwyty nad poziomem technicznym serialu, jego aktorstwem i niesamowitym klimatem. Z uwagi na to, że jest to już kolejny owoc współpracy Netfliksa ze słynnym twórcą kryminałów Harlanem Cobenem, nie obyło się oczywiście bez porównań do amerykańskiego "The Stranger", który ukazał się wcześniej w tym roku. I tutaj zgodzę się z większością recenzentów - "nasz" serial w istocie jest lepszy. Porównujemy się tu jednak do produkcji prezentującej najwyżej średni poziom.
"W głębi lasu" - czy warto obejrzeć polski serial Netfliksa?
"W głębi lasu" to wspólne dzieło Leszka Dawida i Bartosza Konopki, którzy na wielu płaszczyznach dostarczyli nam produkcję spełniającą oczekiwania. Klimat jest wyborny, zagadka intrygująca, a fabuła wciąga od pierwszych minut. Aktorstwo stoi na naprawdę wysokim poziomie, a szczególne laury należą się Grzegorzowi Damięckiemu za wykreowanie doprawdy fantastycznej postaci z krwi i kości, której kibicujemy aż do ostatniej minuty. Pozytywne wrażenie wywarli na mnie również odtwórcy "młodszych wersji" głównych bohaterów - Hubert Miłkowski i Wiktoria Filus oraz (niezawodni jak zawsze) Cezary Pazura i Arkadiusz Jakubik, którzy kradną każdą scenę, w której się pojawią.
Twórcy "W głębi lasu" mieli dość ciężki orzech do zgryzienia, bowiem historia, którą przyszło im przenieść na ekran wydaje się na wskroś amerykańska. Komu bowiem morderstwa i tajemnicze zaginięcia nastolatków podczas letniego obozu, nie kojarzą się z amerykańskimi slasherami z lat 80.? Polska odpowiedź na "Piątek trzynastego", tj. "W lesie nikt nie zaśnie nikt", niemalże skopiowała klimat produkcji zza oceanu. Był to jednak efekt zamierzony, gdyż film jest pastiszem pełną gębą. W przypadku "W głębi lasu" to zagranie nie miało racji bytu. Dawid i Konopka stanęli jednak na wysokości zadania i wykazali się nie lada wyczuciem, przenosząc iście amerykańską opowieść na nasz polski grunt. I wyszło im to świetnie!
Muzyka pełni tutaj dość znaczącą rolę i dobrana została pieczołowicie, robiąc naprawdę fajne wrażenie. Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o dźwięku. "W głębi lasu" cierpi na tę samą przypadłość, co lwia część polskich produkcji - jeśli chcecie zrozumieć, co mają do powiedzenia bohaterowie, musicie włączyć napisy. Inaczej nie usłyszycie absolutnie nic. Historia, która narodziła się w głowie "mistrza kryminałów" (czy Coben faktycznie zasługuje na te tytuł, to już inna kwestia), przepełniona jest tragizmem bohaterów. Jednak chwilami można odnieść wrażenie, że patos wręcz wylewa się z ekranu, przybierając... karykaturalną formę.
Problematyczną kwestią są również postacie. Podczas, gdy główny bohater z łatwością zaskarbia sobie naszą sympatię, tak losy reszty nijak nie poruszają. Postacie są na wskroś sztampowe, stereotypowe i niemalże tekturowe. Przekłada się to na odbiór emocjonalny całości, bowiem trudno tu komukolwiek kibicować. Twarze pojawiające się na ekranie wydają się jedynie pionkami na fabularnej planszy. Największą bolączką "W głębi lasu" jest jednak zawiązanie akcji. Napięcie, które towarzyszyło nam na początku opowieści, mniej więcej na wysokości przedostatniego odcinka traci jakikolwiek impakt. Ponadto, rozwiązanie tej mrocznej i arcyciekawej zagadki okazuje się... porażająco niesatysfakcjonujące.
Reasumując, "W głębi lasu" to produkcja z ambitnym startem i miernym finałem. Serial, który obiecuje wiele, jednak ostatecznie zawodzi na najważniejszym polu. Nie oznacza to jednak, że nie warto dać mu szansy. Dzieło Leszka Dawida i Bartosza Konopki, w ostatecznym rozrachunku, prezentuje przyzwoity poziom i dostarczy wam 6 godzin przyjemnej rozrywki. Nie rozsadzi wam jednak mózgów (w tym pozytywnym sensie). A szkoda. Bo mogło.
Ocena: 6/10
Oceń artykuł