Aleksandra Degórska
27.06.2019 11:55
Aleksandra Degórska
27.06.2019 11:55

W dniu koncertu Phila Collinsa w całym kraju panowała niesamowicie wysoka temperatura, żar lał się z nieba i nawet wieczorem odczuwało się skwar. Taka ekstremalna pogoda jednak nie zniechęciła fanów twórczości Phila Collinsa, którzy tłumnie przybyli na koncert. Wiele osób miało na sobie koszulki z podobizną muzyka, jak również z logo Genesis, a nawet T-shirt z legendarnego już koncertu Live Aid. Wielbiciele muzyka to nie tylko jego rówieśnicy. Na warszawski koncert przyszły całe rodziny i okazywało się, że również młodsze pokolenie zna przeboje Collinsa i cieszy się z możliwości obejrzenia na żywo muzyka.

Phil Collins wystąpił w Warszawie [RELACJA]

Collins nie był jedyną legendą, którą zobaczyła tego wieczoru warszawska publiczność. Jako gość specjalny wystąpili Nile Rodgers & Chic. To właśnie ten gitarzysta pojawił się m.in. w utworze "Let's Dance" Davida Bowiego czy "Get Lucky" Daft Punk. Kapeli szybko udało się namówić widzów do tego, by zaczęli tańczyć, w końcu Chic słynnie z chwytliwych kawałków, przy których ciężko wysiedzieć. Niestety frekwencja na tym koncercie nie dopisała, możliwe, że godzina 19:00 dla niektórych mogła być zbyt wczesną porą. Jednak ci, którzy przyszli na koncert gościa specjalnego bawili się znakomicie przy takich przebojach, jak "Le Freak", "Good Times" czy "Everybody Dance". Nie zabrakło również utworów innych twórców, które współtworzył Nile Rodgers, m.in. wcześniej wspomniane "Let's Dance", "Get Lucky" czy "I'm Coming Out" i "Upside Down" z repertuaru Diany Ross.

Zespół Chic mocno rozbujał publiczność, która przestępowała z nogi na nogę, bo nie mogła doczekać się koncertu Phila Collinsa. W końcu na scenie pojawił się zespół muzyka i sam artysta, który został przywitany przez publiczność owacjami na stojąco. Collins porusza się o lasce i śpiewa prawie cały koncert na siedząco. Niestety całkiem niedawno przeszedł kolejną operację, o czym poinformował od razu widzów mówiąc po polsku, że jego stopa "jest spie*dolona". Taka szczerość artysty spotkała się z ogromnym aplauzem widowni. Koncert rozpoczął się od przeboju "Against All Odds", następnie usłyszeliśmy kawałki "Another Day in Paradise" oraz "Hang in Long Enough".

Oczywiście na występie nie mogło zabraknąć kawałków Genesis - zespół zagrał m.in. utwory "Throwing It All Away" czy "Follow You Follow Me". Na telebimach wyświetlono kadry z klipów oraz koncertów Genesis, zarówno, gdy na czele kapeli stał Peter Gabriel, jak również późniejsze lata z Philem Collinsem na czele. Był to bardzo wzruszający moment koncertu, szczególnie, gdy porównywało się młodego i zwariowanego Collinsa z telebimów z 68-latkiem na scenie, któremu każdy krok sprawia duży kłopot. Mimo tego muzyk dał sobie radę z repertuarem śpiewając takie przeboje, jak "In the Air Tonight", "Dance Into the Light" czy "Don't Lose My Number".

Phil Collins był wspierany na scenie przez znakomitych muzyków, z którymi współpracuje od lat - m.in. na basie zagrał Leland Sklar, zaś na gitarze Daryl Stuermer. Na perkusji pojawił się 18-letni syn Phila, Nicholas Collins. Młody muzyk wraz z drugim perkusistą Luis Conte zaprezentowali spektakularne solo perkusyjne, zaś na sam koniec do dwójki perkusistów dołączył również Collins. Syn muzyka zagrał również na pianinie piosenkę "You Know What I Mean" - to był bardzo wzruszający widok, gdy syn z ojcem sami na scenie wykonali razem poruszającą balladę będącą rzekomo jedynym kawałkiem Collinsa, który spodobał się Nicholasowi.

Od połowy występu atmosfera naprawdę mocno się rozkręciła. Większość widzów na parterze wstała i tańczyła ciesząc się dobrymi dźwiękami ze sceny. Punktem kulminacyjnym koncertu był kawałek "Sussudio", podczas którego pojawiło się kolorowe konfetti i nie sposób było wysiedzieć na miejscu. Chociaż na twarzy Collinsa można było zauważyć zmęczenie, to jednak muzyk zaprezentował jeszcze na bis majestatyczny kawałek "Take Me Home". Po 18 utworach trzeba było wrócić na Ziemię, ale na pewno niejedna osoba wychodząc ze stadionu miała dobry nastrój i uśmiech na twarzy. "Sympatyczny koncert" - to chyba najlepsze określenie tego występu Collinsa.

Przeczytaj także

Phil Collins koncertuje obecnie w ramach trasy Still Not Dead Yet Live. Taka nazwa nawiązuje do tytułu jego biografii i dobrze obrazuje humorek artysty. Collins wiele lat nie pojawiał się na scenie, ale w pewnym momencie za tym zatęsknił i ku uciesze fanów wrócił do koncertowania. Ze względu na problemy zdrowotne, nie jest on w tak dobrej formie koncertowej jak kiedyś, ale mimo to warto zobaczyć żywą legendę na żywo. Fanom nie przeszkadzały pewne niedociągnięcia wokalne Phila, ani niekoniecznie dobre nagłośnienie na stadionie - na widowni panowała jakaś magiczna atmosfera, którą ciężko określić. Ten wieczór pozostanie w pamięci na długo.

Aleksandra Degórska Redaktor antyradia
Polub Antyradio na Facebooku
CZYTAJ TAKŻE
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.