28 lutego 2019 po raz kolejny w Polsce pojawił się The Australian Pink Floyd Show przyciągając wielu fanów twórczości Brytyjczyków. Show Australijczyków cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem, bo jest doprecyzowane w najmniejszym szczególe. Nie inaczej było na warszawskim Torwarze, gdzie już od pierwszych taktów słuchacz przeniósł się do niesamowitego świata muzyki Pink Floyd.
The Australian Pink Floyd Show w Warszawie [RELACJA]
Czy taki koncert jest atrakcyjny tylko dla tych, którzy pamiętają czasy świetności Pink Floyd i twierdzą, że "kiedyś to była muzyka"? Otóż na The Australian Pink Floyd Show przyszły całe rodziny, co tylko świadczy o tym, że tego typu widowisko jest atrakcyjne zarówno dla starszych, jak i młodszych pokoleń. Zespół zagrał największe przeboje Pink Floyd, nie zabrakło zatem piosenek zarówno z "The Wall", " Wish You Were Here", "Animals" czy "The Dark Side of the Moon". Torwar nie jest najlepszym miejscem na koncerty, ale Australijczycy brzmieli naprawdę dobrze - szczególnie głośno "podbito" brzmienie basu.
Muzycy wiernie odtworzyli takie hity, jak chociażby "Another Brick in the Wall", "Wish You Were Here", "Money", "Shine On You Crazy Diamond". Niekiedy decydowali się na wydłużenie solówek i zaprezentowanie własnej interpretacji piosenki, ale były to tylko drobne modyfikacje utworów. Wokalista Chris Barnes miał podobną barwę głosu do Rogera Watersa, zaś basista Ricky Howard świetnie sprawdzał się w partiach wokalu Davida Gilmoura.
Na szczególne brawa zasługuje wokalistka, która w "The Great Gig in the Sky" sprawiła, że człowiek mógł rzeczywiście odlecieć. Świetnie wybrzmiały również solówki saksofonisty Mike'a Kidsona, który podczas gry zabawiał publikę śmiesznym tańcem.
Australijczycy zdają sobie sprawę, że zwykłe odtworzenie muzyki Pink Floyd to za mało i słuchacz tak naprawdę oczekuje czegoś więcej. Zarówno David Gilmour jak i Roger Waters mają ciekawą oprawę wizualną koncertów, więc również tribute band dwoi się i troi, by zadowolić fana muzyki Brytyjczyków. Okrągły telebim na scenie od razu nasuwa skojarzenie z tym, co widzimy na koncertach Gilmoura - takich nawiązań do produkcji scenicznej muzyków Pink Floyd jest bardzo wiele. Nie wspominając już o wizualizacjach, które są pokazywane na ekranie - wszystko odnosi się do grafik z kultowych płyt Brytyjczyków, jak również do ich teledysków. Ciekawym pomysłem jest wplatanie elementów, które kojarzą się nam z Australią - nie zabrakło zatem motywu latającego kangura nad fabryką, jak również zamiast pryzmatu z okładki płyty "The Dark Side of the Moon" pojawił się zegar w kształcie Australii.
Show The Australian Pink Floyd zostało podzielone na dwie części i chociaż w secie pojawiło się ponad 20 utworów, to oczywiście warszawska publiczność domagała się bisu. Wisienką na torcie stał się utwór "Comfortably Numb", który chyba nigdy się nie znudzi. Po takim koncercie aż nie chciało się wychodzić z sali i wracać do szarej rzeczywistości. Show australijskiej kapeli jest dowodem na to, że fani rocka są spragnieni melodyjnych utworów i widowiskowego show. Wszystko to zaserwował w czwartkowy wieczór The Australian Pink Floyd Show - nic dodać, nic ująć.
Oceń artykuł