Śląski black metal, czyli co żyje w Kopalnioku

Rzecz o pewnym zanieczyszczonym stawie, w którym pływają mutanty. Zobaczcie, co tak naprawdę się wyrabia na tym Śląsku...
Kto lub co żyje w Kopalnioku, czyli zbiorniku wodnym w Czechowicach-Dziedzicach położonym obok kopalni Silesia? Pozwólcie, że odpowiedź na to pytanie poprzedzimy krótkim wprowadzeniem w całą lekko zwęgloną sytuację...
Kopalniok, który niegdyś był bardzo popularnym obszarem dla miejscowej ludności spragnionej wypoczynku, dziś w niczym nie przypomina wymarzonego miejsca na spędzenie wakacji w mieście. No, może nie dla odważnych wędkarzy...
Podmiot liryczny opowieści mimo nieprzyjemnej pogody postanowił wybrać się w to nieciekawe miejsce w poszukiwaniu interesujących okazów natury. Bohater jest czynnym uczestnikiem ryzykownej wyprawy i wchodzi w interakcję z napotkanymi zwierzętami (karp poruszany kijem) czy też przedmiotami (ręka w gnoju).
Cóż jeszcze może funkcjonować na takim terenie na stałe? Czy to możliwe, aby narodziło się tam jakieś życie? Okazuje się, że tak i jest to nie byle jaka kreatura. Szczególne znaczenie nabiera w okresie przedświątecznym z prostego powodu... Jest to Ryba-Koń, za którą niejedna gospodyni dałaby się pokroić - wyobrażacie sobie, jak wyglądałaby na wigilijnym stole?
Co porykuje z pidła? „Karp przyklejony do niego ryjem”...
Podoba Wam się „black death metal” po śląsku?
Oceń artykuł