„Blade Runner 2049”, reż. Denis Villeneuve [RECENZJA]

06.10.2017 14:01
„Blade Runner 2049”, reż. Denis Villeneuve [RECENZJA] Fot. kadr z wideo

Nowy „Blade Runner” to kino, za którym się tęskni. Po pierwsze dlatego, że rzadko ogląda się dziś takie filmy, po drugie – że kiedy już się je obejrzy, ciągle chce się do nich wracać. 

Kiedy w ubiegłym roku, przy okazji promocji książki „Świt Robotów”, zapytałam pewnego profesora o to, co sądzi o zagrożeniach, jakie niesie ze sobą coraz bardziej zautomatyzowana przyszłość, zaśmiał się i odpowiedział, że on o naszą przyszłość się nie martwi. Ludzkość zawsze dawała sobie radę i niezależnie od mrocznych wizji, jakimi straszy się nas raz za razem, nie ma co zakładać najgorszego. 

Tę rozmowę przypomniałam sobie oglądając pierwsze kadry filmu „Blade Runner 2049”. Oto za 32 lata nasza planeta ma być wyjałowioną pustynią, pełną replikantów i nowinek technologicznych zastępujących prawdziwe relacje. Ba! Miała taką być już za 2 lata, według wizji, jaką przedstawił nam Ridley Scott w pierwszym „Łowcy Androidów” z 1982 roku. A jednak 35 lat po premierze filmu Scotta wciąż mamy się całkiem dobrze, a nawet coraz chętniej czynimy ukłony w stronę natury – być może mniej, niż chcieliby tego ekolodzy, ale na pewno bardziej, niż zapowiadały to filmy sci-fi z ubiegłego wieku. 

blade runner - recenzja 9 Fot. foto: kadr z wideo

To, że „mamy się całkiem dobrze” ma też oczywiście swoje skutki uboczne. Coraz częstsze zabawy w boga, pragnienia, by stworzyć coś na swój obraz (które w filmie ucieleśnia postać grana przez Jareda Leto) mogą okazać się katastrofalne w skutkach. I wcale nie chodzi tu o bunt maszyn rodem z „Matrixa” czy „Terminatora”, a o zatarcie się granicy między tym, co ludzkie a tym, co przez człowieka wytworzone. A więc o naszą tożsamość, bez której faktycznie możemy sobie nie poradzić. 

blade runner - recenzja 11 Fot. foto: kadr z wideo

Siła Blade Runnera 2049 tkwi właśnie w tej filozoficznej wymowie, a także w tym, że – by ją zobrazować – film sięga po uniwersalne motywy i z ich pomocą głosi uniwersalne prawdy. Biorąc przykład z części pierwszej, zadaje pytania o to, czym tak naprawdę jest człowieczeństwo, jednak w pytaniach tych posuwa się jeszcze dalej, a przez to dociera jeszcze głębiej i doskwiera jeszcze mocnej. Bohaterowie sequela, z ich marzeniami, potrzebami i tęsknotami, są raczej syntetycznymi ludźmi, niż replikantami (o androidach nawet nie wspominając!), a w swych dążeniach do złudzenia przypominają mi postać Pinokia. 

blade runner - recenzja 6 Fot. foto: kadr z wideo

Kto od sequela „Łowcy Androidów” oczekiwał więc rozrywki na miarę typowego kina science fiction z właściwymi dla tego gatunku bitwami, wybuchami i fajerwerkami, ten raczej się zawiedzie. Owszem, efektów specjalnych w tym filmie nie brakuje, i to efektów na bardzo przyzwoitym poziomie, jednak zdecydowanie więcej w nim emocji niż akcji. Zapierające dech w piersiach, malarskie kadry i bardzo klimatyczna muzyka również są tylko dopełnieniem tego, co dzieje się w warstwie fabularnej. Jak na dobry film przystało. 

blade runner - recenzja 3 Fot. foto: kadr z wideo

Nie da się ukryć, że najnowszy film Villeneuve’a stworzyła bardzo zgrana orkiestra, którą sprawnie poprowadził utalentowany dyrygent. Nawet Hansowi Zimmerowi (być może za sprawą współpracy z Benjaminem Wallfischem) wyjątkowo udało się skomponować muzykę, która nie brzmi tak, jak jego wszystkie pozostałe kompozycje i jest dużo bliższa ścieżce dźwiękowej stworzonej przez Vangelisa, niż oprawie muzycznej „Incepcji”/ „Mrocznego Rycerza”/ „Gladiatora” etc.

Niewątpliwie jednak pierwsze skrzypce w utworze o nazwie „Blade Runner 2049” gra Ryan Gosling, który zagrał tu być może swoją rolę życia (piszę to z pełną odpowiedzialnością, bo w niejednej roli już Goslinga widziałam). Wiem, że są tacy, którzy mylą jego minimalistyczne aktorstwo z byciem „aktorem jednej miny”, ja jednak uważam, że to bardzo krzywdzące wobec tego młodego, zdolnego aktora. Nie muszę oglądać, jak wykrzywia się w najróżniejszych grymasach i wylewa hektolitry łez, by na jego twarzy zobaczyć emocje. A w Blade Runnerze 2049” jest ich cała gama. 

blade runner - recenzja 10 Fot. foto: kadr z wideo

W oszczędności środków, których używa, by te emocje wyrażać, jest zresztą bardzo zbliżony do swojego poprzednika, a zarazem kolegi z planu - Harrisona Forda. I nie jest to jedyna nić łącząca starego i nowego „Blade Runnera” (nie wspominając już o fabule). Niemal w każdym kadrze i w każdym dźwięku można dostrzec hołd złożony oryginalnemu „Łowcy Androidów”. I choć film Villeneuve’a powstał w zupełnie innych czasach niż film Scotta, wciąż można dostrzec w nim pewną nostalgię za stylistyką lat 80., co sprawia, że obydwie części tworzą naprawdę piękną i spójną całość. W tym miejscu nasuwa się więc często zadawane pytanie - czy można obejrzeć Blade Runnera 2049 bez oglądania pierwszej części? Odpowiedź brzmi: można. Tylko po co? Skoro traci się tym samym połowę przyjemności z seansu...

blade runner - recenzja 8 Fot. foto: kadr z wideo

Aby więc nie pozbawiać Was przyjemności do reszty, na tym zakończę swój wywód, bo tak naprawdę wszystko, co można napisać o warstwie fabularnej „Blade Runnera 2049”, może być spoilerem. A nie miałabym serca psuć seansu nikomu, kto czeka na ten film choć w połowie tak, jak czekałam na niego ja. 

foto blade runner 1 Fot. foto: kadr z wideo

Moje oczekiwania zostały spełnione. I to nie dlatego, że na ekranie zobaczyłam konkretne zwroty akcji i wydarzenia, których już wcześniej się spodziewałam. Zostały spełnione, bo „Blade Runner 2049” należy do tego rzadkiego gatunku filmów, których się nie ogląda, a które się przeżywa i zostawia w głowie na zawsze.

Premiera filmu już dziś – 6 października 2017 roku (i data ta wcale nie jest przypadkowa!). Na ekranie zobaczymy Ryana Goslinga, Harrisona Forda, Jareda Leto, Robin Wright, Anę de Armas i Sylvię Hoeks.

Ocena: 10/10

Natalia Hluzov
Natalia Hluzow Redaktor antyradia
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.