Stephene (dobry Alan Chabat) wiedzie udane życie. Jest szefem kuchni we własnej restauracji gdzieś w małej francuskiej mieścinie. Dnie spędza w kuchni, a następnie siedząc z gośćmi do późnych godzin przy stołach, ciesząc się ich towarzystwem. Życie mężczyzny jest jednak zadowalające tylko na papierze.
Rozwodnik i ojciec dwóch dorosłych synów coraz częściej zaczyna błądzić w obłokach i zastanawiać się, jakie zmiany mógłby wprowadzić w swoje ułożone życie, by nabrało ono dodatkowego smaku i pikanterii.
W tym momencie odkrywa uroki Instagrama i to właśnie w nim dostrzega sposób na ucieczkę od bieżących problemów. Wda się w internetowy romans z piękną Koreanką. Konwersacje z nią nadadzą nowego tempa jego życiu i sprawią, że zacznie się częściej uśmiechać. Relacja tak bardzo pozytywnie zmieni jego nastawienie, że pod wpływem impulsu, postanowi wyjechać do Seulu na spotkanie z nieznajomą.
Rzucić wszystko i wyjechać do Korei
W tym miejscu rozpocznie się właściwa opowieść przedstawiona w filmie Lartigau. Francuski twórca przyjrzy się, jak jego bohater odnajduje się w nowej, nieznanej rzeczywistości. Przez sporą część obrazu scenarzysta celowo zamyka mężczyznę na terenie lotniska w Seulu, aby w ten sposób wystawić jego cierpliwość na próbę i kazać mu odnaleźć radość w najbardziej banalnych codziennych czynnościach.
W tych sekwencjach „#TuITeraz” staje się więc pewnego rodzaju wariacją na temat słynnego „Terminalu” Stephena Spielberga z Tomem Hanksem w roli głównej. Oba filmy operują podobną optyką w pokazywaniu odnajdywania uroku w codziennych powtarzalnych czynnościach na terenie lotniska oraz próby budowania relacji z nowo napotkanymi ludźmi.
#TuITeraz” idzie jednak o krok dalej. W wielu momentach wygląda niemal jak akcja reklamowa lotniska w Seulu. Bohater w szybkim tempie odkrywa bowiem, jakie uciechy kryją się na terenie obiektu i wiele sekwencji poświęconych jest temu, co można robić, oczekując na lot.
Wyjść ze strefy komfortu
„#TuITeraz” pokazuje jednak przede wszystkim, że zmiana w życiu jest możliwa w każdym wieku i że czasem wystarczy krótka podróż, by móc zmienić swoje nastawienie do życia. Scenariusz podkreśla też, że aby tego dokonać, trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu i ruszyć mniej utartą ścieżką. Zwyczajnie dać się ponieść chwili i podążyć za impulsem. Zobaczyć dokąd nas zaprowadzi.
Dzięki temu „#TuITeraz” staje się urokliwą, przyjemną komedią, która pozwoli nam zapomnieć o bieżących bolączkach i zrewidować własne życie.Niestety nie wszystkie decyzje artystyczne są równie udane, jak inne, a niektóre motywy są jedynie ledwo zarysowane. To odbiera nieco z uroku obrazowi, który wydaje się w pewien sposób niepełny.
Z drugiej strony – być może właśnie w ten sposób twórcy zachęcają widzów do przyjrzenia się samodzielnie problemom przedstawionym w filmie i zastanowieniu się, jak sami zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji.
„#TuITeraz” nie zostanie wprawdzie w naszej głowie na dłużej, ale tak jak zdjęcia na Instagramie, może dać nam szybką i chwilową satysfakcję. Na dodatek po seansie aż sami będziemy chcieli kupić bilet na samolot, by na nowo odkryć uroki podróżowania.
Ocena: 6/10
Oceń artykuł