Peter Hook and The Light w Warszawie [GALERIA]

Grupa ex-basisty Joy Division i New Order wystąpiła w klubie Stodoła 30 stycznia 2016 roku. Zobacz nasze zdjęcia z tego koncertu.
Przygoda z projektem Peter Hook and The Light trwa od 2010 roku. Wówczas ex-basista Joy Division postanowił przypomnieć na żywo debiut swojej dawnej kapeli z okazji 30. rocznicy samobójczej śmierci Iana Curtisa. Występ planowany początkowo jako jednorazowy projekt przerodził się szybko w całą trasę koncertową. Po ogrywaniu materiału z „Unknown Pleasures” przyszła pora na „Closer”, a potem nawet pierwsze płyty i single New Order.
Występ w warszawskiej Stodole stanowił połączenie tych dwóch podejść do grania. Peter Hook zaprezentował zarówno materiał z początków kariery New Order, jak i obie płyty Joy Division. Prawie trzy godziny muzyki uzupełnione singlami zespołu Iana Curtisa. Wszystko zaprezentowane w kolejności cofającej nas coraz bardziej w przeszłość.
Na rozgrzewkę dostaliśmy więc niedługi set złożony z wczesnych kompozycji New Order. Przeboje „Temptation” czy „Everything's Gone Green” skutecznie rozruszały liczną publiczność zebraną w klubie, w tym również rodaków Petera Hooka, których nie brakowało na sali. Można jednak było odczuć lekkie rozczarowanie brakiem sztandarowego „Blue Monday” albo chociaż „True Faith”.
Po krótkiej przerwie nie było już na co narzekać: usłyszeliśmy album „Closer” w całej okazałości. Wykonanie robiło wrażenie od samego początku, szczególnie za sprawą rozbudowanej, transowej wersji „Atrocity Exhibition”. Hook ewidentnie wzorował się na specyficznym sposobie śpiewania Curtisa, dzięki czemu można było zamknąć oczy i wyobrażać sobie, że przeniosło się w czasie o 36 lat do zadymionego, londyńskiego klubu. Działało szczególnie przy wolniejszych utworach jak „Passover” czy „Heart And Soul”.
Bo jednak przy „Isolation” czy „Colony” trzeba było się poruszać razem z tłumem. Może nie od razu wpadać w opętańczy taniec à la Curtis, ale te ikoniczne partie basu (co ciekawe: w większości wcale nie grane przez Hooka) tylko zachęcały do bujania. Przy końcówce „Closerowego” setu można już było tylko stać w osłupieniu, chłonąc niesamowitą atmosferę niepowtarzalnych „The Eternal” i „Decades”. W tym drugim basista nawet sięgnął po melodykę, czyli klawiszową harmonijkę. Ciary gwarantowane.
Aż szkoda było w tym momencie, że poznajemy płyty Joy Division w odwrotnej kolejności - wspomniane dwa utwory pasowałyby jak ulał na zakończenie. Ale przed nami był jeszcze cały materiał z nie mniej kultowej płyty „Unknown Pleasures”. I znów cała plejada utworów, przy których szybciej bije serce: od „Disorder” przez „New Dawn Fades” po „I Remember Nothing” (tak, była nawet słynna roztrzaskana butelka).
Natomiast w najżywszych momentach, takich jak „Shadowplay”, zwracały uwagę przede wszystkim gitary. Na żywo jeszcze wyraźniej słychać było kunszt pozornie nieskomplikowanych riffów, co tylko potwierdzało, że wykonawczo Peter Hook and The Light daje sobie radę z materiałem Joy Division bez problemu. Dyskutować można by było jedynie nad wokalem, ale że i był nieco schowany w tle, nikomu nie powinien bardziej zawadzać.
Tak się złożyło, że największe przeboje Ian Curtis wydał poza swoimi długogrającymi albumami, dlatego też bisowy dodatek w postaci singli był jak najbardziej na miejscu. Ale zanim usłyszeliśmy nieśmiertelne „Love Will Tear Us Apart” i „Transmission”, Peter Hook postanowił uraczyć nas czymś wyjątkowym. W Bratysławie był „Digital”, w Pradze „Dead Souls” - w Warszawie oczywiście musiał być kawałek „Warsaw”! Do pełni szczęścia zabrakło tylko „Atmosphere”, ale wybaczamy.
Zobaczcie nasze zdjęcia z koncertu w Warszawie:
Byliście na występie Petera Hooka w Stodole?
Oceń artykuł