10 ciekawostek o „The Dark Side of the Moon” Pink Floyd na 45-lecie wydania płyty

Jakub Gańko
10.03.2016 17:26
10 ciekawostek o „The Dark Side of the Moon” Pink Floyd na 45-lecie wydania płyty Fot. materiały prasowe

Legendarny, ósmy krążek progresywnego kwartetu obchodzi dziś 45. rocznicę wydania w USA. Z tej okazji przygotowaliśmy dla Was garść ciekawostek.

Album „The Dark Side of the Moon” ukazał się na amerykańskim rynku 10 marca 1973 roku. Ósmy album studyjny Rogera Watersa i Davida Gilmoura stanowił odejście od psychodelicznych, długich form instrumentalnych, które charakteryzowały poprzednie płyty. Jednocześnie rozpoczął w karierze zespołu okres powszechnie uważany za najwybitniejszy: przez krążki „Wish You Were Here”, „Animals” aż po słynny „The Wall”.

Z okazji 45. urodzin amerykańskiego wydania „The Dark Side of the Moon” zapraszamy Was do zestawienia najciekawszych faktów związanych z tym kultowym concept albumem.

1. Druga ciemna strona Księżyca?

Niewiele brakowało, a nie mówilibyśmy dziś wcale o „ciemnej stronie Księżyca”, a po prostu o zaćmieniu. Kiedy grupa odkryła, że progresywno-folkowy zespół Medicine Head wydał w 1972 roku album zatytułowany w ten sam sposób, rozważała przemianowanie swego dzieła na „Eclipse (A Piece for Assorted Lunatics)”. Jednak kiedy krążek konkurencji okazał się klapą, muzycy wrócili do pierwotnego pomysłu.

2. Roger Waters chciał stworzyć płytę zrozumiałą dla każdego

„The Dark Side of the Moon” był pierwszym przypadkiem w dyskografii zespołu, kiedy wszystkie teksty utworów napisał Roger Waters. Muzykowi bardzo zależało, by używać prostych słów i kreować łatwy do zrozumienia, bezpośredni przekaz. Mimo szczegółowo przemyślanej koncepcji i rozbudowanej symboliki, twórca „The Pros and Cons of Hitch Hiking” uważał, że nie ma w jego utworach większej zagadki.

Album opiera się na symbolach Słońca i Księżyca, które można odczytywać jako światło i mrok, dobro i zło, siłę życiową w opozycji do siły śmierci. Wydaje mi się, że to bardzo prosta teza, wedle której wszystkie dobre rzeczy, jakie może nam zaoferować życie, są w naszym zasięgu, ale wpływ pewnych ciemnych mocy powstrzymuje nas przed sięgnięciem po nie.

Kiedy wokalista zwraca się w ostatnim utworze płyty bezpośrednio do słuchacza słowami „spotkamy się po ciemnej stronie Księżyca”, chce mu przekazać, że zna jego wady i gorsze momenty, ponieważ sam się z nimi zetknął. Zamysł albumu stawia na cykliczność całego ludzkiego życia, co sugeruje odgłos bijącego serca obecny zarówno na początku, jak i na końcu płyty.

3. Ikoniczna okładka z pryzmatem została wybrana w 3 minuty

Storm Thorgerson, ceniony grafik i fotograf, współtwórca studia Hipgnosis, odwiedził zespół jeszcze w trakcie nagrań, by zaprezentować muzykom siedem propozycji szaty graficznej powstającej płyty. Jak sam wspominał po latach, ich decyzja była zgodna i natychmiastowa, nie musiał im tłumaczyć swoich pomysłów, a zaraz po jej podjęciu wrócili do studia kontynuować prace.

Po prostu wkroczyli do pomieszczenia, rzucili okiem na moje projekty, wymienili spojrzenia i zgodnie kiwnęli głowami. Wskazali jednomyślnie na motyw z pryzmatem. Wszystko trwało jakieś trzy minuty.

Co ciekawe, na okładce jednej z najsłynniejszych płyt w historii rocka mógł się znaleźć... superbohater z komiksowego uniwersum Marvela. Jeden z odrzuconych projektów Thorgersona przestawiał bowiem Srebrnego Surfera, mężczyznę o metalicznej skórze, który podróżuje na desce surfingowej osiągającej prędkość szybszą niż światło.

4. Richard Wright nalegał, by nie używać fotografii

To klawiszowiec zespołu przekonał Storma Thorgersona, by tym razem zamiast skomplikowanych zdjęć, które tworzyła jego agencja, użyć charakterystycznej grafiki. Choć artysta początkowo protestował, muzyk przekonał go odwołując się do jego ambicji i nakazując potraktować to zlecenie jako prawdziwe wyzwanie. Efekt jego pracy przerósł najśmielsze oczekiwania.

Do użycia słynnego pryzmatu zainspirowały Thorgersona robiące duże wrażenie pod względem oprawy scenicznej koncerty Pink Floyd. Symbolika piramidy była tłumaczona przez niego jako oznaka ambicji, jednak egipskie budowle kojarzą się też z kosmicznymi siłami i oszałamiającymi wymiarami, niemożliwymi do objęcia przez ludzki umysł. Takie ujęcie tematu koresponduje z tekstami Watersa zawartymi na krążku.

Wewnątrz winylowego wydania „The Dark Side of the Moon” umieszczono rozkładany plakat, przedstawiający właśnie piramidy. Storm Thorgerson udał się specjalnie do Egiptu, by wykonać ich zdjęcia w podczerwieni.

darkside1 Fot. foto: discogs.com

Okładka doczekała się wielu odświeżonych wersji, przygotowywanych z okazji kolejnych reedycji kultowego albumu. Z okazji jego 20-lecia przygotowano bardziej realistyczny obraz zbliżony do zdjęcia, natomiast wydanie z okazji 30. rocznicy posiadało zupełnie zmienioną grafikę uzupełnioną o dodatkowe motywy.

darkside2 Fot. foto: materiały prasowe
darkside3 Fot. foto: materiały prasowe

5. Na płycie słyszymy odźwiernego...

Album daje nam okazję na usłyszenie wiele gościnnych głosów, które wplatają się w jego koncepcję. Roger Waters miał zwyczaj zadawać ludziom obecnym przy nagraniach najdziwniejsze pytania w stylu „kiedy ostatni raz używałeś przemocy?” albo „czym jest dla ciebie ciemna strona Księżyca?”. W ten sposób został uwieczniony m.in. odźwierny studia Abbey Road, Gerry O'Driscoll, który na ostatnie pytanie udzielił następującej odpowiedzi:

Tak naprawdę nie istnieje ciemna strona Księżyca, gwoli ścisłości cały jest ciemny. Wygląda jak wygląda tylko i wyłącznie dzięki Słońcu.

Wycięte z jego wypowiedzi frazy wieńczą utwór „Eclipse” i zarazem cały album.

6. ...i prawie trafił na nią Paul McCartney

Z bardziej znanych nazwisk niewiele brakowało, by na opus magnum Pink Floyd znalazł się... sam Paul McCartney. Wokalista The Beatles również trafił w krzyżowy ogień pytań Rogera Watersa, jednak jego odpowiedź nie trafiła ostatecznie na krążek. Być może muzykom zależało na mniej znanych głosach, podczas gdy kolega Johna Lennona zostałby przez wielu słuchaczy momentalnie zidentyfikowany.

Innym gościem, na którego warto zwrócić uwagę, jest autor diabolicznego śmiechu, który słyszymy w utworach „Speak to Me” i „Brain Damage”. Użyczył go ówczesny organizator tras koncertowych zespołu, Peter Watts. Choć jego drogi z grupą rozeszły się już rok po premierze „The Dark Side of the Moon”, przyczynił się jeszcze dla świata kultury jako ojciec Naomi Watts, aktorki znanej m.in. z filmów „King Kong” i „Mulholland Drive”.

7. Bez „The Dark Side of the Moon” nie powstałby „Monty Python i Święty Graal”

Muzycy Pink Floyd - podobnie jak m.in. John Lennon - byli zapalonymi miłośnikami twórczości grupy Monty Pythona. Producent Alan Parsons wyznał nawet, że dzięki temu, iż robili regularne przerwy w nagraniach na oglądanie kolejnych odcinków „Latającego cyrku Monty Pythona”, mógł dokonywać kolejnych eksperymentów brzmieniowych z rejestrowanym materiałem.

Roger Waters i spółka jednak nie tylko wiernie oglądali kolejne produkcje komików, lecz także aktywnie przyczynili się do powstania jednej z ich kultowych produkcji kinowych. Część uzyskanych ze sprzedaży „The Dark Side of the Moon” funduszy przeznaczyli na wsparcie produkcji filmu „Monty Python i Święty Graal”.

To jednak nie jedyny związek dzieła Pink Floyd z filmami. Przez lata utarła się miejska legenda, według której ósmy album zespołu dało się idealnie zsynchronizować z „Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz”. Miałaby na to wskazywać przede wszystkim scena tańca Stracha na wróble, która - jeśli włączyliśmy płytę i film w tym samym momencie - przypadałaby na utwór „Brain Damage”. Zespół jednak przy każdej okazji zaprzeczał tego typu plotkom.

8. Album wyciekł niemal rok przed premierą

„Ale jak to?!” - spyta z pewnością część z Was, przecież przedpremierowe wycieki płyt to dopiero wynalazek przełomu wieków, przy którym znaczną rolę odegrał internet. Otóż wcale nie! Rynek bootlegów i pirackich nagrań istniał już o wiele wcześniej. A okoliczności powstawania „The Dark Side of the Moon” tylko sprzyjały temu, by utwory trafiły do słuchaczy szybciej niż chcieli tego muzycy.

Zespół dopracowywał bowiem nowe pomysły na trasie, ogrywając wczesne wersje materiału na koncertach. Publika oczywiście nie miała jeszcze pojęcia, z czym tak naprawdę obcuje, niemniej już na początku 1972 roku wstępna wersja całej suity była grana niemal w całości. Tak się złożyło, że ktoś z zebranej na jednym z występów publiczności postanowił ją zarejestrować...

Kiedy nieoficjalne (a mimo to profesjonalnie przygotowane) wydawnictwo z jej nagraniem trafiło do sklepów - niemal rok przed oficjalną premierą! - David Gilmour i spółka byli przerażeni. Płyta, którą wielu fanów brało za autentyczny nowy album Pink Floyd, osiągnęła nakład 100 tys. egzemplarzy. Na szczęście z dzisiejszej perspektywy wyraźnie widać, że cała sytuacja w żaden sposób nie zaszkodziła sprzedaży krążka.

9. „The Dark Side of the Moon” miał oficjalną premierę w londyńskim planetarium

To takie oczywiste, prawda? Skoro płyta traktuje o ciemnej stronie jedynego naturalnego satelity naszej planety, a i sam zespół kojarzony był wówczas przede wszystkim z kosmicznymi klimatami. Na dodatek miejsce idealnie nadawało się do prezentacji laserowego show, z którym nieodmiennie kojarzony jest dziś Pink Floyd.

Mimo to Roger Waters wcale nie był zadowolony z takiej decyzji. Już przy pisaniu tekstów specjalnie zależało mu na jak najprostszym przekazie, by uciec przed chętnie doklejaną jego zespołowi etykietką space rocka. Uroczystą premierę zbojkotował wreszcie cały zespół, wyłączając jedynie Richarda Wrighta.

Powodem takiego stanu rzeczy był fakt, że wytwórnia nie zdążyła przygotować na czas czterokanałowego miksu materiału, w związku z czym w planetarium zaprezentowano jedynie stereofoniczną wersję, na dodatek w pozostawiającej wiele do życzenia jakości. Mimo to zebrani krytycy i przedstawiciele branży muzycznej byli pod wrażeniem albumu.

10. Ponad 50 milionów sprzedanych egzemplarzy, 14 lat na liście Billboardu i przegrany zakład Gilmoura

„The Dark Side of the Moon” to najlepiej sprzedający się album Pink Floyd w całej dyskografii zespołu. Szacuje się, że nakład krążka i jego licznych wznowień osiągnął na całym świecie około 50 milionów egzemplarzy. Czyni to go jednym z najlepiej sprzedających się albumów muzycznych w historii.

W roku premiery płyta sięgnęła szczytu amerykańskiej listy sprzedaży Billboardu. Choć spędziła tam tylko tydzień, wystarczyło to, by David Gilmour przegrał zakład ze Stevem O'Rourkiem. Muzyk postawił w umowie z menedżerem, że płyta nie wejdzie nawet do pierwszej dziesiątki. Krążek spędził zaś ostatecznie w zestawieniu 741 tygodni - czyli ponad 14 lat!

Jego wpływ na historię szeroko pojętego rocka ciężko przecenić. Płyta wywindowała Pink Floyd do kojarzonej do dziś przez masową publikę ekstraklasy, uznawana jest też za jedno z najwybitniejszych arcydzieł rocka progresywnego. Utwory doczekały się niezliczonej liczby coverów i tribute'ów, a także były wielokrotnie samplowane przez innych artystów.

A jak Wy wspominacie „The Dark Side of the Moon”?

Jakub Gańko Redaktor antyradia
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.