50 lat temu ukazał się „Paranoid” Black Sabbath

Krążek został wydany 18 września 1970 roku i wywarł wpływ na całego rocka. Przeczytajcie jak powstawał album, dlaczego skomponowano niektóre utwory i co płyta ma wspólnego z zespołami jak Anthrax, Van Halen czy Ramones.
„Paranoid” jest drugą studyjną płytą heavymetalowej formacji Black Sabbath. Mimo, że zespół pochodzi z Birmingham, krążek został nagrany w Londynie. Co ciekawe, płyta została wydana w tym samym roku co debiut zespołu z tym, że siedem miesięcy później. Krążek ze wszystkich albumów zespołu odniósł największy sukces komercyjny i szacuje się, że we wszystkich formatach (fizycznych i cyfrowych) sprzedał się w ponad 5 milionach egzemplarzy.
Czego jeszcze o nim nie wiecie?
Szybka i krwawa płyta
Kapela, „Paranoid” nagrała w przeciągu 5 dni w dwóch studiach nagraniowych. W pierwszym z nich, malutkim Regent Sound Studios, zespół The Rolling Stones w 1964 roku nagrał swoją debiutancką płytę, a w drugim Island Studios, w tym samym roku Led Zeppelin zarejestrowało „Led Zeppelin IV”, a Jethro Tull „Aqualung”.
Co ciekawe w przeciągu tych pięciu dni tekściarz i basista zespołu Geezer Butler zdążył wdać się w bójkę z niemałą grupą skinheadów. Podczas jednej z nocy, muzyk musiał gdzieś zadzwonić. Zszedł do budki telefonicznej stojącej pod Regent Sound Studios. Nagle został otoczony przez grupę 20 skinheadów. Przerażony krzyknął po swoich kolegów z zespołu, żeby mu zeszli i pomogli. Wszystko skończyło by się dla kapeli pechowo, gdyby nie Ozzy Osbourne i jego młotek, którym uderzył jednego z napastników w oko.
Tony Iommi nie ma negatywnych wspomnień po tamtym wydarzeniu.
Szczerze, to wydarzenie w ogóle nie wpłynęło na nagrywanie albumu. Wszyscy pochodziliśmy z przemysłowego i robotniczego środowiska. Cały czas się biliśmy. Taki był wtedy przemysł muzyczny.
O tej sytuacji może opowiadać utwór „Fairies Wear Boots”, który według Geezera skupia się na bójce ze skinheadami. Iommi twierdzi jednak, że tytuł i tekst wzięły się z wizji Geezera i Ozzy'ego, których doświadczyli w pewnym parku będąc na haju.
„Paranoid” Black Sabbath - Utwór hit
„Paranoid”, czyli najsłynniejszy utwór zespołu powstał tak naprawdę przez przypadek (jak i większość utworów) i w dodatku jako ostatni. Black Sabbath jamowali sobie w studio i nagle Tony zaczął grać główny riff, a grupa zaczęła do tego grać. Bill Ward wspomina, że skomponowanie kawałka zajęło im mniej niż pół godziny.
Nie mieliśmy wystarczająco dużo piosenek na album, Tony wziął gitarę, zagrał i to było to! Od początku do końca poświęciliśmy temu kawałkowi maksymalnie jakieś 25 minut.
Ostatnio pojawiły się nawet pogłoski, jakoby „Paranoid” był plagiatem utworu „Get Down” grupy Half Life. Na ile jednak jest to prawda, nie wiadomo.
Jak wspominają sami muzycy, mnóstwo dziennikarzy w latach 70. uważało, że kawałek opowiada o tym, jak obce osoby starają się dorwać bohatera piosenki, co było kompletną bzdurą. Basista tłumaczy całą sprawę.
Ten utwór głównie był o depresji. W tamtych czasach nie wiedziałem za bardzo jaka jest różnica między depresją a paranoją. A one przecież wiążą się z narkotykami. Kiedy palisz jointa, zaczynasz być paranoikiem, nie jesteś w stanie się z nikim skumać. W tym kawałku chodzi właśnie o paranoję jakiej dostajesz po zapaleniu i depresję jaka zostaje w tobie, gdy wszystko schodzi.
Utwór okazał się ogromnym hitem. Singiel dostał się na 4 miejsce brytyjskiej listy przebojów i dotarł do 61 miejsca amerykańskiej listy przebojów Billboard HOT 100.
Dziwna nazwa i dziwna okładka
Na samym początku album miał się nazywać „War Pigs”, jednak wytwórnia nalegała, żeby zmienić nazwę na „Paranoid”. Przede wszystkim dlatego, że obawiano się ostrej reakcji ze strony zwolenników trwającej wtedy wojny w Wietnamie.
Ozzy ma jednak do tego inną teorię. Twierdzi, że wytwórnia chciała, aby płyta nazywała się tak samo jak singiel, po to żeby ją szybciej sprzedać. Sama okładka została dopasowana do wyrażenia „War Pigs”. Po zmianie nazwy, władzom wytwórni nie chciało się jej ruszać i tak już zostało. Sam zespół, chciał aby za okładkę, służyło ich czarno-białe zdjęcie, które finalnie, podzielone ukazało się we wkładce płyty.
Geezer Butler wspomina, że początkowo „War Pigs” miał nazywać się „Walpurgis” od nocy Walpurgii, czyli święta demonów i złych duchów u dawnych Germanów, kojarzonego z sabatem czarownic. Wytwórnia jednak stwierdziła, że brzmi to zbyt satanistycznie i przez to zostało „War Pigs”.
Sam tekst nie został jednak zmieniony. Utwór mimo tematyki czarownic i szatana ma dużo anty-wojennych alegorii. Butler konflikt przedstawił w postaci szatana, a sam utwór według niego opowiada o tym jak „bogaci politycy i obywatele rozpoczynają wojny na swoją korzyść i zmuszają wszystkich biednych ludzi, żeby za nich ginęli.”
Black Sabbath i żelazny superbohater?
Inny słynny kawałek „Iron Man” początkowo miał nazywać się „Iron Bloke”. Pomysłodawcą był Ozzy, który stwierdził, że riff grany przez Iommiego brzmi jak „chodzący, żelazny koleś.”
Zespół zdecydował się zmienić „bloke” na „man”, ze względu na większą moc słów. Mimo, że kawałek ma taką samą nazwę jak popularny bohater wydawnictwa Marvel, który pierwszy raz pojawił się w 1963 roku i przez siedem lat zdążył stać się całkiem popularny, postać i utwór nie mają ze sobą nic wspólnego. W filmie „Iron Man” z Robertem Downey’em Jr., możemy zobaczyć głównego bohatera w koszulce Black Sabbath, co jest swoistym hołdem dla zespołu.
Co ciekawe, w 2000 roku, po 30 latach od wydania, wykonanie live utworu z grudnia 1997 roku na stadionie Birmingham NEC zagwarantowało Black Sabbath nagrodę Grammy. Cały koncert został wydany w formie płyty zatytułowanej „Reunion”.
Pielęgniarka z problemami
W 1971 roku album wywołał sporo kontrowersji. Pewna brytyjska pielęgniarka popełniła samobójstwo słuchając płyty. Gdy ją znaleziono, winyl zespołu wciąż kręcił się w gramofonie. Zespół trafił przez to do sądu. Tony Iommi uważa, że to wszystko było jedną wielką pomyłką.
Na szczęście sąd orzekł, że Black Sabbath nie jest w żaden sposób winny tragedii.
Młody nowojorski nastolatek
W połowie lat 70., pewien młody nowojorski nastolatek Jeff Hyman zafascynowany płytą „Paranoid” postanowił, że zostanie muzykiem i kupił gitarę akustyczną. Młodzieniec przekonał się wkrótce, że w przeciwieństwie do Black Sabbath, Alice Cooper i jego „I’m Eighteen” jest dużo prostsze do zagrania. Zmieniając kombinacje dźwięków, stworzył utwór który nazwał „I Don’t Care”.
Niedługo po tym, chłopak przybrał ksywę Joey Ramone i założył sławną punkową formację Ramones.
Niekończące się inspiracje
Wymienić zespoły, które podają jako swoje inspiracje Black Sabbath i płytę „Paranoid” byłoby bardzo ciężko. To tak jakby starać się wymienić niemalże wszystkie istniejące kapele metalowe. Nawiązania do albumu pojawiały się jako pojedyncze utwory w serialach jak „The Simpsons” czy pierwsze nazwy kapel, jak w przypadku Van Halena. Jedną z wczesnych jego nazw było „Rat Salad”.
Sami muzycy wielu zespołów przyznają ile znaczy dla nich ten krążek. Dla Slasha, jest czymś naprawdę wyjątkowym, przenoszącym słuchacza w inne miejsce.
W tej płycie jest coś takiego, że gdy ją słuchasz i do tego jesteś jeszcze dzieckiem, przenosi Cie w zupełnie inny świat. Otwiera twój umysł na kolejny wymiar. „Paranoid” jest jak zupełnie oddzielne doświadczenie, wskazujące na to jaki zespół był w tamtych czasach. Sam styl gry Tony’ego, nieważne czy to na „Paranoid” czy „Heaven and Hell” jest niesamowicie charakterystyczny.
Scott Ian, gitarzysta formacji Anthrax, wspomniał natomiast o tym jak dzięki Black Sabbath zamyka usta dziennikarzom.
„Paranoid” to nieziemski album. W każdym wywiadzie pytają się mnie o pięć moich ulubionych albumów. Ułatwiłem sobie sprawę i odpowiadam, że jest to pięć pierwszych albumów Black Sabbath.
A ile dla Was znaczy „Paranoid”?
Oceń artykuł