Były wokalista Stone Temple Pilots już nie lubi hard rocka

Scott Weiland wraca do solowych dokonań. Podobno ciągnie go w inne muzyczne strony niż do tej pory.
Temperament Scotta Weilanda był przyczyną rozpadu niejednej grupy. W 2002 roku pokłócił się z gitarzystą Deanem DeLeo i zespół Stone Temple Pilots zamilkł na 6 lat. Muzycy drugi raz z wokalistą wytrzymali już tylko 5 lat (2008-2013). W międzyczasie jeszcze błyskotliwa kariera i równie szybki rozpad Velvet Revolver…
W końcu Weiland uznał, że kapele nie są dla niego i zaczął tworzyć sam.
Kiedy byłem w Stone Temple Pilots i w Velvet Revolver, jeden facet miał pomysł na piosenkę i rozgryzaliśmy to z zespołem. Potem pisałem swoje melodie, a na końcu słowa do tych melodii.
Solowe prace muszą być już dość zaawansowane – Scott w wywiadach wspomina o płycie. Zapewnia, że nadchodzący album będzie inny. Okazuje się, że dotychczas czuł się odrobinę skrępowany rockową stylistyką:
Jako artysta solowy jestem wolny, mogę eksplorować różne style muzyczne i mogę mieć taki kosmiczny tygiel. To jest fajne.
Ukojenie Scotta Weilanda
Dla wielu zaskakujące może być, jak daleko były wokalista Stone Temple Pilot i Velvet Revolver odleciał w kosmos. Co mówi o swoich nowych solowych nagraniach?
To nagranie brzmi indie, ale wciąż jest bardzo rockandrollowe – jest dużo solidnych riffów. To dla mnie całkowicie nowe doświadczenie.
Czegoś w pokroju „Slithera” raczej już nie usłyszymy:
Nie pozostaje nam już nic, jak tylko czekać na melodie, które teraz siedzą w głowie Weilandowi. Może muzycznemu stonowaniu towarzyszyć będzie też utemperowanie charakteru Scotta?
Oceń artykuł