Clutch - „Psychic Warfare” [RECENZJA]

Jakub Gańko
28.02.2017 13:27
Clutch - „Psychic Warfare” [RECENZJA] Fot. materiały prasowe

Stonerowcy z Maryland prą do przodu bez najmniejszych oporów i już w dwa lata po poprzednim materiale, „Earth Rocker” z 2013 roku, zaprezentowali kolejny krążek na poziomie. Przed zbliżającym się polskim koncertem, warto sobie przypomnieć „Psychic Warfare”.

Na swoim 10. albumie, wspomnianym „Earth Rocker”, Clutch doprowadził do perfekcji swoją stonerową formułę, mieszaną z psychodelicznymi wpływami, południowoamerykańskim klimatem i bujającymi gitarami. Mając na koncie tak szeroką dyskografię, co jeszcze można dodać w tym temacie? „Psychic Warfare” nie odkrywa Ameryki - co najwyżej jej kolejne mroczne sekrety - ale okopuje zespół na od dawna zajmowanym terytorium.

Lider kapeli, wokalista i multiinstrumentalista Neil Fallon, przyznał, że tym razem kręciły go przede wszystkim klimaty science fiction, a konkretnie Philipa K. Dicka, którego filozoficzne pytania zawsze były mu bliskie i już nieraz inspirowały teksty jego utworów, choćby w „Crucial Velocity” z poprzedniego krążka. W przypadku „Psychic Warfare” takie podejście przyczyniło się do większego niż zwykle zróżnicowania materiału.

Ton całemu albumowi nadaje już otwierający go „X-Ray Visions” - opowieść o przerażonym paranoiku, który ukrywa się w motelu przed tajemniczymi siłami psychicznymi. Kawałek przedstawia nie tylko podwaliny pod całą historię, lecz także od razu wciąga w atmosferę rodem z książek autora „Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?”.

Dalej jest tylko lepiej. W „Firebirds!” poznajemy przygarniętą przez bohatera autostopowiczkę, która jest zafascynowana szybkimi samochodami i bronią palną. „A Quick Death in Texas” wręcz ocieka teksańskim klimatem i przy okazji składa hołd ZZ Top. Przełomowym momentem dla całej płyty jest „Our Lady of Electric Light”. Muzyka pierwszy raz nieco zwalnia, by podkreślić dramaturgię sceny w barze.

Clutch w ogóle udowadniają na „Psychic Warfare”, że znają się na jej budowaniu całkiem nieźle. Choć album ma znamiona koncepcyjnego, muzycy nie szarżowali z typowymi dla tej formy środkami wyrazu. Tak uwielbiane na tego typu krążkach przerywniki występują tu tylko w liczbie dwóch, i to też tylko w instrumentalnej formie, zamiast przeładowywać słuchacza fabularnymi detalami. Do tego dochodzi wieńczące całość outro.

I bardzo słusznie - wystarczą zgrabne historie zawarte w tekstach, które z pełną mocą opowiada Neil Fallon. Wystarczy skupić się na jego słowach i można mieć wrażenie, że ogląda się brudne, przesiąknięte southernową atmosferą, dorosłe kino. Taka narracja pasuje w sam raz do stonerowych, groove'owych kompozycji, ale i do spokojniejszych kawałków jak zamykający całość „Son of Virginia”.

Jeśli chodzi o muzyczną stronę, wielkich niespodzianek tutaj nie ma. Każdy, kto słyszał jakiś kawałek Clutch, raczej wie, czego się w tym hardrockowym temacie spodziewać. Muzycy kontynuują nieco cięższą drogę obraną na „Earth Rocker”. Takie kawałki jak „X-Ray Visions”, „Noble Savage” czy „Decapitation Blues” od razu łapią za głowę i energicznie nią machają.

Połowię roboty wykonuje jak zwykle sekcja rytmiczna w osobach basisty Dana Mainesa i perkusisty Jean-Paula Gastera, którzy są wciąż niezawodni i dbają o odpowiednie szkielety kompozycji. Na uwagę zasługuje również Tim Sult, który nieraz nadaje ostatecznego sznytu utworom swoją rozrywającą gitarą. Nic tylko zabierać takie brzmienia na pustynną wyprawę.

Nic dziwnego, że „Psychic Warfare” spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem fanów, którzy zapewnili płycie rekordowe pozycje na listach sprzedaży. Dla tych zaś, którzy wcześniej nie mieli styczności z twórczością grupy, może to być bardzo udane wprowadzenie. Potem nie pozostaje nic innego, jak wybrać się na koncert w Katowicach.

Ocena: 4/5

Jakub Gańko Redaktor antyradia
TOP 5
CZYTAJ TAKŻE
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.