Gene Simmons wyjaśnia sprawę z dziecięcą pornografią

Basista Kiss, Gene Simmons, rzucił więcej światła na sprawę przeszukiwania przez policję jego domu. Funkcjonariusze poszukiwali u niego dziecięcej pornografii. Muzyk wyjawił jak wyglądało to zajście.
Wcześniej wiedzieliśmy tylko tyle, że posiadłość Simmonsa w Benedict Canyon została sprawdzona przez oddział policji z Los Angeles pod kątem odnalezienia niedozwolonych treści. Wiadomo też było, że nikt z członków rodziny nie był podejrzany o rozpowszechnianie dziecięcej pornografii. Nie podane zostały jednak szczegóły dotyczące domniemanej zbrodni. Władze poprosiły artystę i jego najbliższych o nieujawnianie detali odnoszących się do sprawy.
Jednak Gene Simmons zdecydował się przełamać barierę milczenia i opowiedział jak wyglądała akcja funkcjonariuszy:
Policja czekała na nas przed domem i spytała czy może go przeszukać. Zgodziliśmy się. Sprawdzono cały dom i po dwóch lub trzech godzinach mogliśmy w końcu odetchnąć.
Co stało za tym, że władze przeprowadziły takie działania?
To co się wydarzyło miało miejsce jakiś rok temu, kiedy byliśmy poza domem. W jakiś sposób nasze łącze zostało użyte przez bardzo złych ludzi w celu przesyłania pornografii - tej najgorszego typu.
Doprecyzowując słowa Gene'a Simmonsa on sam był wówczas po drugiej stronie Stanów Zjednoczonych w trasie koncertowej, jego dzieci przebywały w Kanadzie, zaś żona wyleciała za granicę państwa.
Basista Kiss dodaje również, że policja jest już na tropie faktycznych sprawców zbrodni, a sam muzyk stara się pomóc władzom, w tym też FBI, w wyjaśnieniu sprawy. Z racji zaangażowania rodziny Simmonsa w tok wydarzeń przez tydzień nie będą aktywne konta w mediach społecznościowych artysty, o czym poinformowała jego żona:
Część z naszych kont zostanie zamknięta na tydzień lub dłużej w czasie trwania śledztwa. Prosimy o cierpliwość, dobre dochodzenie zajmuje trochę czasu. Dziękuję wszystkim.
Gene, powodzenia w uchwyceniu sprawców!
Oceń artykuł