Lider Disturbed: Streaming nie jest demonem, YouTube nim jest

Wokalista Disturbed rozprawia się z mitem serwisów streamingowych jako przyczyny spadku sprzedaży fizycznych nośników i sugeruje, że powody leżą gdzie indziej...
Frontman Disturbed jest kolejnym muzykiem, który postanowił podzielić się własną opinią na temat Spotify. Kilkanaście dni temu w podcaście The Jasta Show mówił o serwisach streamingowych, ich wpływie na przemysł muzyczny i samych twórców oraz ogromnych zmianach, jakie przechodzi aktualnie cała branża. Zauważył, że odpowiedzialność za bolączki i spadające zyski artystów nie leży po stronie internetowych dostawców legalnej muzyki, a upatruje jej raczej w znacznie starszym elemencie branży - wielkich wytwórniach płytowych.Jego zdaniem problem współczesnych muzyków leży w roli, jaką przypisują sobie najwięksi gracze w branży i ich relacjach z twórcami:
To prosta sprawa. Chodzi o bardzo, bardzo proste zasady. Pytanie brzmi, w przypadku waszych indywidualnych kontraktów, z kimkolwiek ich nie podpisaliście - jakie są wasze tantiemy z dystrybucji cyfrowej? Jeżeli jest to traktowane jako licencja - jest to podział pół na pół. Jeżeli jest to traktowane jako cokolwiek, co oni chcą robić, a Ty podpisujesz się pod tym drobnym druczkiem i dają Ci 0.04% tego, co oni biorą - cóż, wtedy możesz winić tylko siebie za brak przeczytania kontraktu.
David Draiman uważa widocznie, że artysta narzekający na kiepski udział w zyskach z internetowego streamingu jest przede wszystkim sam odpowiedzialny za swoją sytuację. Składając podpis pod kontraktem powinien rozważyć, czy określony w nim profit z dystrybucji cyfrowej mu odpowiada. Umowy oczywiście można nie podpisywać, jednak wielu muzyków na początkowym etapie kariery decyduje się nawet na niezbyt szczodre kontrakty, wiążąc nadzieję z działem marketingowym wytwórni i mając nadzieję, że w ten sposób łatwiej dotrze do potencjalnych słuchaczy.W ten sposób dochodzi jednak do problemu, jaki występuje przy podziale zysków z takiej formy rozpowszechniania muzyki:
Największym problemem jest, że serwisy oferujące streaming muzyki podpisują umowy z wytwórniami na podstawie ich całego katalogu. Dlatego każda wytwórnia będzie licencjonowała pełny katalog za, powiedzmy, 10 milionów dolarów. Tylko, że w ciągu całego tego roku to wszystko generuje obrót rzędu jedynie pięciu milionów dolarów. Co się dzieje z pozostałymi pięcioma milionami? Zatrzymują je. To nie idzie do artystów ani nie wraca do serwisu streamingowego. Wytwórnie zatrzymują to wszystko w swojej kieszeni.
Rozmówca The Jasta Show zauważył jednak, że nawet giganci branży, którzy mogą dla niektórych sprawiać wrażenie niereformowalnych, dostrzegają zmiany w rynku i strukturze własnych dochodów:
Warner Bros w ostatnim kwartale wydało oświadczenie, według którego odnotowano najniższą stratę od lat i idą coraz bardziej w kierunku dodatnim - z powodu tego, co generują z dystrybucji cyfrowej i serwisów oferujących streaming muzyki.
Wokalista rozgrzeszył co prawda serwisy podobne do Spotify, jednak przy okazji nie zapomniał zaznaczyć, co jego zdaniem jest zatrutym źródłem internetowego muzycznego piractwa:
Niezależnie, czy to lubimy, czy nie - streaming nie jest tu wielkim demonem. YouTube nim jest.
Nie zapomniał jednak wyjaśnić słuchaczom podcastu, jak ważną alternatywą dla tradycyjnych metod dystrybucji muzyki spełniają serwisy udostępniające ogromne ilości muzyki za darmo:
Jest pewna grupa osób, które robią to jak należy, ale ludzie chętnie demonizują serwisy streamingowe. Spotify i jemu podobne byty zostały powołane, aby bezpośrednio wydać wojnę piractwu.
Wspomniał też, że jego zdaniem główna niesprawiedliwość leży w fakcie, że 70% dochodów m.in. Spotify wraca do właścicieli licencji, nie do artystów, po czym podzielił się własnym spojrzeniem na przyszłość dystrybucji muzyki:
Możesz spojrzeć na streaming jako coś, co ma na celu zastąpienie sprzedaży fizycznej. Sprzedaż płyt się skończyła. Oni się skończyli. Za dwa lata nie zobaczysz już sklepów z płytami, kropka. CD wymrze, podobnie jak stało się niedawno z VHS. To kwestia czasu, więc całe środowisko się zmienia. Przemysł w końcu dostosowuje się do tego.
Opinia o całkowitym zniknięciu CD z półek sklepowych wydaje się być przedwczesna, zwłaszcza biorąc pod uwagę choćby renesans płyt winylowych, jednak fakt, że w branży zauważono wzrost zainteresowania cyfrową dystrybucją wydaje się być bardzo obiecujący. Prawdopodobnie coraz częściej przy zakupie fizycznego nośnika będziemy mogli się spodziewać dołączonego kodu do ściągnięcia wersji cyfrowej.
Na koniec udzielił garści dobrych rad osobom stawiającym pierwsze kroki w przemyśle muzycznym:
To bolesny okres przejściowy. To zajmie trochę czasu, ale dojdzie do tego i niezależnie czy nam się to podoba czy nie, strumień zysków nigdy już nie będzie taki sam. Toteż musimy wtedy zmierzyć się z pewnymi rzeczami, po prostu poradzić sobie ze status quo, spróbować zmienić te tantiemowe procenty na naszą korzyść, rozsądnie podchodźcie do podpisywanych kontraktów, zwracajcie uwagę na rzeczy pisane drobny drukiem i upewnijcie się, że wiecie, co robicie.
To już kolejny artysta, który podzielił się z fanami swoim spojrzeniem na sprawy cyfrowej dystrybucji muzyki. Wcześniej przemyśleniami, choć w zgoła odmiennym tonie, podzielili się też m. in. Roger Waters oraz gitarzysta Def Leppard czy klawiszowiec Children of Bodom.
Podzielacie opinię wokalisty Disturbed, czy może bliżej Wam tej, którą wydała legenda Pink Floyd?
Maciek Daszuta
Oceń artykuł