Najlepsze metalowe i rockowe płyty 2020 roku. Podsumowanie Antyradia.pl

Oto subiektywna lista najlepszych rockowych i metalowych płyt, które ukazały się w 2020 roku. Spoiler: nie będzie AC/DC.
Dzięki! Tak optymistycznie i nietypowo chciałam zacząć swój kolejny wywód na temat muzyki, której moim zdaniem warto posłuchać. Z moich skrzętnie prowadzonych statystyk wynika, że jednak istnieje spora grupa ludzi, którzy szukają nowych dźwięków i chcą poznawać muzykę razem ze mną. To bardzo motywujące. Przez ostatnie 12 miesięcy polecałam Wam swoje ulubione krążki, które szczególnie skradły moje czarne serduszko. Co miesiąc umieszczałam typy w cyklu "Podsłuchane w Antyradiu". Jeśli ominęliście któreś zestawienie lub chcecie sobie je przypomnieć, poniżej zostawiam Wam listę tekstów, które powstały w 2020 roku.
Podsłuchane w Antyradiu
Najlepsze płyty rockowe i metalowe 2020
Nie muszę chyba nikomu przypominać jak trudny i dziwny był 2020 rok. Wszyscy tęsknimy za koncertami, wyjściem do knajpy czy spacerem bez maski. Wielu z nas sporo straciło, pewnie niejeden też zyskał. Z jednej strony doceniliśmy bliskich, a z drugiej pogłębiliśmy podziały, których w Polsce, na świecie i w sieci nigdy nie brakowało. Rośnie nasza niepewność, strach przed przyszłością, frustracja i złość. Jednym z ratunków przed tym wszechobecnym chaosem może być muzyka, a nowości w 2020 roku nie brakowało.
Z kilkuset (sic!) przesłuchanych w minionych miesiącach płyt, wybrałam 20, które po roku nadal wydają mi się świetne i chciałabym, żeby dotarły do jak największej grupy słuchaczy. Na liście znalazło się wielu polskich artystów, także takich, o których sama siebie bym nie podejrzewała. W zestawieniu przeważa metal, jednak znajdziecie tam także kilka pozycji rockowych i jedną, która pewnie wzbudzi kontrowersje. Ulver z black metalem, z którego się wywodzi, nie ma już wiele wspólnego, jednak nie wyobrażam sobie podsumowania 2020 roku bez płyty "Flowers of Evil", która dumnie widnieje na moim podium.
- Algiers - There Is No Year
- Blaze of Perdition - The Harrowing of Hearts
- King Dude - Full Virgo Moon
- Body Count - Carnivore
- Artur Rojek - Kundel
- Igorr - Spirituality and Distortion
- Rotting Kingdom - A Deeper Shade ff Sorrow
- Ulcerate - Stre Into Death and be Still
- Black Curse - Endless Wound
- Oranssi Pazuzu - Mestarin Kynsi
- Odraza - Rzeczom
- Paradise Lost - Obsidian
- Imperial Triumphant - Alphaville
- Over the Voids... - Hadal
- Ulver - Flowers of Evil
- Ragehammer - In Certain Death
- Idles - Ultra Mono
- Napalm Death - Throes of Joy in the Jaws of Defeatism
- Sodom - Genesis XIX
- Underground Fire - Ashes of Life
W styczniu zachwycił mnie krążek "There is No Year" grupy Algiers. Album jest intensywny i z gracją miksuje zestaw nowoczesnych muzycznych patentów. Przebojowe funkowe brzmienia nie ustępują tu rockowej energii czy post-punkowym akcentom. I chociaż dźwiękowo muzyka Algiers pcha na parkiet, to tekstowo zmusza do zostania przy barze i opróżnienia kolejnego kieliszka, ewentualnie dziesięciu.
W lutym zasłuchiwałam się w "The Harrowing of Hearts" Blaze of Perdition. Z kolei marzec był jednym z najbardziej owocnych w świetne premiery miesiącem. Ukazał się wówczas mój najbardziej wyczekiwany album minionego roku - "Full Virgo Moon" King Dude. Muzyk wrócił do starych rozwiązań, odarł krążek z ozdobników, eksperymentów i wycieczek w nowe rejony, które serwował nam na poprzedniej płycie. I chociaż na albumie nie znajdziemy energii i entuzjazmu z "Music To Make War To" to nadal świetny materiał pełny emocji, które kupuję.
Marzec to także solowa płyta Artura Rojka, która bardzo mnie zaskoczyła i poruszyła. To nie są moje muzyczne klimaty, a mimo to coś kazało mi wracać do albumu kolejne kilkanaście razy. To dojrzały, osobisty, a momentami nawet niezręczny dla odbiorcy materiał. Wiosna przyniosła nam także "Carnivore" Body Count. To płyta, która brzmi, jakby przeleżała długie lata i została wydana w dzień, w którym akurat kończy mu się data ważności. I to największa jej zaleta. Najciekawszą płytą marca była za to "Spirituality and Distortion: Igorrra, artysty, któremu nie wystarcza "zwykłe" eksperymentalne granie. To muzyk, który kwestionuje zasady gatunku, który z założenia ich nawet nie ma. Marcowe płyty zamykam "A Deeper Shade of Sorrow" grupy Rotting Kingdom. To masywny, ciężki i ponury krążek czerpiący garściami z doom i death metalu lat 90.
W kwietniu ochrzciłam płytę Ulcerate "Stare Into Death and Be Still" najlepszą płytą metalową 2020 roku. Nie odszczekuję tych słów. Żaden materiał przez cały rok nie zrobił na mnie większego wrażenia - koniecznie sprawdźcie. Kwiecień to też genialny album Oranssi Pazuzu - "Mestarin Kynsi". Ten przebogaty, różnorodny, piekielnie trudny i połamany materiał jest jednocześnie przemyślany i na wskroś konkretny. Kapela po raz kolejny udowodniła, że nie zna słowa "umiar", a ja życzę jej, żeby nie zaglądała w tym celu do słownika. Ostatnie kwietniowe wydawnictwo, które dołączyłam do rocznego podsumowania to "Endless Wound" Black Curse. Cieszy fakt, że istnieją jeszcze tak mocne debiuty. Ten klimat retro, ach.
W maju pojawiły się dwie płyty, które szczególnie polecam Waszej uwadze. "Rzeczom" Odrazy nadal uważam za krążek niezwykle osobisty, poruszający, smutny i muzycznie nieskazitelny. Z nazwaniem go najlepszą polską płytą blackmetalową minionej dekady, chyba trochę popłynęłam, ale to tylko podkreśla, jak duże emocje wywołuje w słuchaczu ta płyta przy pierwszych przesłuchaniach. Mrok, uliczny brud i społeczna degrengolada. Drugi album to "Obsidian" Paradise Lost. Jeśli czytaliście o nim jakieś dobre opinie - pod każdą się podpisuję.
W środku roku najwyraźniej emocje nieco opadły, bo żaden materiał z tego miesiąca nie trafił do mojego podsumowania. W lipcu ukazała się natomiast płyta "Alphaville" grupy Imperial Triumphant. Nasycenie dźwięków, różnorodność i przepych na tym wydawnictwie powala. Płyta jest intensywna, momentami wręcz groteskowo patetyczna, a nawet absurdalna. Krążek na tyle wyrył mi się w pamięci, że śniły mi się koncerty formacji. Ponawiam pytanie sprzed pół roku, jak oni to zrobili?
W sierpniu ukazała się płyta "Flowers of Evil", której obecność w moich zestawieniach może się Wam nie spodobać. Jednak tak, jak pisałam kilka miesięcy temu:
Za każdym razem, kiedy słucham tej kapeli mam ochotę założyć Uniwersytet dla Trv Metalowców i puszczać uczniom ich muzykę (z różnych okresów), jako podręcznikowy przykład poprawności stwierdzenia "klapki na uszach ograniczają i czynią z ciebie dzbana".
Podtrzymuję i wrzucam do podsumowania.
Sierpień to też miesiąc, w którym pojawiła się moja zdecydowanie ulubiona płyta tego roku. Album "Hadal" Over the Voids jest niesamowity. Do dziś nie doszukałam się w nim żadnego słabego momentu i też podtrzymuję, że taką muzykę chciałabym grać, gdybym potrafiła. To materiał, który w 2020 roku grał mi w głośnikach najczęściej.
Jesień to moja ulubiona pora roku, a wrzesień przyniósł muzyce aż trzy świetne krążki, które trafiły do mojego posumowania roku. Płytę wydał wówczas Ragehammer. I to jaką płytę. "Into Certain Death" to kontynuacja tradycyjnego dla zespołu gruchotania słuchaczowi kości i bezlitosnego deptania po jego mózgu. Wrzesień to też "Ultra Mono" od postpunkowców z Idles. Świetny materiał zdominowany przez gitary, ironię i złość. Płyta tak samo ważna w przekazie, jak po prostu przyjemna dla ucha. Na deser wrzesień przyniósł nam "Throes of Joy in the Jaws of Defeatism" od Napalm Death. Ich międzyepokowe lawirowanie po swoich różnych etapach kariery sprawia, że z krążka wylewa się swoboda tworzenia, na którą pracowali przez niemal 40 lat.
Moje podsumowanie 2020 roku zamykają dwa wydawnictwa z listopada. "Ashes of Life" Underground Fire to Johnny Cash na sterydach. Na płycie gotycki klimat i melodyjność country okraszone metalowymi riffami stanowią idealne tło dla głębokiego głosu wokalisty. Coffinshaker buja swoją ciepłą barwą, która podkreśla przebojowość numerów, z których każdy ma potencjał mrocznego hitu. Listę zamyka "Genesis XIX" - najnowsze dzieło Sodom. To najlepsze thrashmetalowe łojenie, jakie słyszałam od dobrych paru lat. Tej energii może pozazdrościć kapeli niejeden młodziak.
Wyróżnienia
Chociaż tytuł artykułu wyraźnie mówi o płytach metalowych i rockowych, chciałabym wyróżnić jeszcze kilku wykonawców spoza gatunku. Mój muzyczny rok byłby pusty bez obu krążków Taylor Swift, chociaż bardziej podpasował mi wydany w lipcu "Folklore". To przepełniony smutkiem i nostalgią album, stojący w opozycji do "Lover" zarówno w warstwie muzycznej, jak i tekstowej. Na muzycznym rynku namieszała też Poppy, która w smaczny sposób połączyła zalety popu z siłą metalu. "ProjectDreamin" to świetny stereotypołamacz, który ma szansę otworzyć uszy największym metalowym konserwom.
Królową popu w 2020 roku była jednak zdecydowanie Dua Lipa. "Future Nostalgia" nawiązuje do lat 80., jednak nie znajdziemy na niej kiczu. Wokalistka zgrabnie łączy klimaty retro dyskotek ze współczesnymi wymaganiami słuchaczy. To pozycja obowiązkowa każdej imprezy 2020, gdyby takie się odbywały. W czerwcu kazała się absolutnie bezkonkurencyjna, fenomenalna płyta Run The Jewels. RTJ4" to definicja protestu, rebelii, buntu, walki z krzywdzącym systemem, a każdy kolejny kawałek na krążku to uniwersalny hymn w drodze po tolerancję i lepsze jutro.
Oceń artykuł