Jak być legendą, która nie została karykaturą samej siebie i składanka mroku, czyli najlepsze płyty czerwca 2021

Niekwestionowana legenda muzyki ekstremalnej, różnorodna składanka o wspólnym mrocznym mianowniku, na wskroś obrzydliwe wydawnictwo prosto ze Szwecji, a także trochę artystycznego sludge'u i rytualnego post-metalu. Oto najlepsze płyty rockowe i metalowe, jakie ukazały się w czerwcu 2021 roku.
Muszę się Wam do czegoś przyznać. Latem słucham zdecydowanie mniej metalu niż w przeciągu pozostałych 9 miesięcy w roku. W ogóle nie lubię lata, nic mi się nie chce, nic mi się nie podoba, mam ochotę tylko leżeć w wannie i okładać się lodem. Ale że nie mam wanny, za to obowiązków nie brakuje, odliczam niecierpliwie do września (i Summer Dying Loud, który tę znienawidzoną porę roku wypędza z należytym przytupem).
Z pokorą przyznaję też, że przesłuchałam w ostatnich miesiącach znacznie mniej płyt niż zwykle, za to chętniej wracałam do osłuchanych już wcześniej na wszystkie strony krążków. Władcami mojego tegorocznego lata są panowie - Harry Styles i RAU. Jeśli chcecie się oderwać od gitarowego grania, a np. klasyczny hip-hop to nie do końca Wasza bajka - "Mieszane Uczucia" mogą się lepiej sprawdzić. To płyta mocna, kontrastowa, z wesołymi bitami ścierającymi się z powagą tekstową. Świeża, trudna do zaszufladkowania i różnorodna - tak jak lubię.
Najlepsze płyty rockowe i metalowe: czerwiec 2021
Ale mieliśmy tutaj gadać o czerwcu, o rocku i o metalu. A w czerwcu w tym temacie się całkiem sporo zadziało. Jeśli kilku wykonawców z moich propozycji nie kojarzycie nawet z nazwy - spokojnie, ja do niedawna w dwóch przypadkach miałam podobnie. Jednak zgodzimy się wszyscy, że jesteśmy tutaj, żeby poznawać nową muzykę, więc do dzieła.
Boss Keloid - Family The Smiling Thrush
Są takie płyty, które już po pierwszych kilku dźwiękach po prostu "klikają". Kolejne numery to formalność, żeby wiedzieć, że krążek zostanie z nami na dłużej. Dokładnie takie wrażenie towarzyszyło mi, kiedy z głośników popłynął numer "Orang Of Noyn" otwierający album "Family The Smiling Thrush". Jak mówi francuska Wikipedia, zespół istnieje już ponad 10 lat, a mimo to nigdy wcześniej niedane mi było poznać ich twórczości. Bardzo żałuję, bo kupuję tę artystyczną formę sludge'u w stu procentach. Artystyczną w wyważony i bardzo konkretny sposób, nie znajdziecie tutaj przerostu formy nad treścią, o co w progresywnym graniu nietrudno.
W XXI wieku, kiedy każdy powtarza mantrę, że wszystkie riffy napisał już Tony Iommi, trudno o oryginalność. Boss Keloid ją ma. Patentami z ich ostatniej płyty można byłoby obdarować kilka kapel i jeszcze trochę zostawić na czarną godzinę. Cieszę się, że z tak otwartymi głowami, muzycy Boss Keloid nie przegięli. Postawili na riffy, wielowarstwowe gitary i mocny wokal, który daje radę w jednej chwili czysto zaśpiewać, żeby w drugiej wydać z siebie zwierzęcy ryk. W ich graniu na pewno znajdą coś dla siebie fani Toola, Mastodon, Orange Goblin, a może nawet Pearl Jam?
General Surgery - Lay Down and Be Counted
Z melodyjnych, przyjemnych dla ucha dźwięków przechodzimy do czegoś wymagającego od słuchacza fascynacji brzydotą. General Surgery najłatwiej porównać do kapeli Carcass, a ich najnowsza epka jest po prostu... obrzydliwa. Jednak pod warstwą wymiotującego słowami wokalu, zepsutymi riffami bombardującymi uszy brudem, znajdziemy świetne, rozbudowane kawałki - wyprodukowane na tyle dobrze, że uważny słuchacz doceni każdy ich element.
Dark Nights: Death Metal Sountrack
Cykl "Podsłuchane w Antyradiu" ma już 1,5 roku i chyba nigdy nie poleciłam w nim żadnej składanki. Jeśli takie twory kojarzą Wam się głównie z "Bravo Hits" lub innymi krążkami za piątaka zalegającymi w koszach supermarketów, to trzymajcie się mocno.
"Dark Nights: Death Metal Sountrack" to kawał świetnego grania, mieszanka różnorodnych artystów, którzy nagrali materiał inspirowany komiksami. Czy mogło być lepiej? DC spotyka się tutaj z Chelsea Wolf, IDLES i wieloma innymi, a magia mroku roztacza się pod czujnym okiem producenta Tylera Batesa, który sprawił między innymi, że po latach znowu mogłam odpalić numery Mansona bez ciar żenady. Ale do rzeczy.
Muzyka na "Dark Nights: Death Metal Sountrack" jest tak różnorodna jak jej wykonawcy. Znajdziecie tu syntezatory, indie rock, trochę elektroniki, doom, metal tradycyjny i ten bardziej nowoczesny, a łączy je jeden mianownik - mroczny, komiksowy klimat walki dobra ze złem.
Szczerze mówiąc, nie wszystkie numery z płyty do mnie przemawiają, jest na niej kilka bardzo celnych strzałów jak np. "Diana" nagrana przez Chelsea Wolf, "Skull With A Forked Tongue" Carach Angren czy "Sodium" od IDLES. Jednak znaczna część z nich samodzielnie nie obroniłaby się w moich uszach - od otwieracza w postaci nudnego "Forged By Neron" Mastodona zaczynając. "Dark Nights: Death Metal Sountrack" nie jest bez wad, nie należy rozpatrywać jej w kategoriach monumentalnych dzieł sztuki. Ale to bardzo przyjemna, dopracowana i przede wszystkim spójna rozrywka na dobrym poziomie. A każdy takiej potrzebuje.
Darkthrone - Eternal Hails
Nie zazdroszczę żadnej kapeli, która w jakimkolwiek momencie kariery nagrała kultowy album. Nie dobrą płytę, która się świetnie sprzedała, ale krążek, któremu latami stawia się pomniki trwalsze niż ze spiżu. Jak się tworzy pod taką presją? Szczerze się cieszę, że nigdy się nie przekonam. Przekonał się za to Darkthrone, który wydał ostatnio kolejny album studyjny i po raz kolejny uchronił się przed zostaniem karykaturą samego siebie.
"Eternal Hails" jest mroczniejszy i bardziej posępny niż jego poprzednik. W "Old Star" dało się odnaleźć więcej nawiązań do NWOBHM, z kolei nowy album to materiał ociężały, zamglony i doomowy. Różni się też produkcyjnie. Zamiast przejrzystego brzmienia, wracamy tutaj do wczesnych lat surowego black metalu. Wieje mroźnym oldschoolem. Przy 30 stopniach za oknem - ideolo.
Amenra - De Doorn
Na deser zostawiam Was z nową płytą grupy Amenra. "De Doorn" przepełniają emocje, wrażliwość i ogromna muzyczna przestrzeń. Grupa pozwoliła sobie na pełną swobodę w tworzeniu kawałków, które mogłyby posłużyć jako soundtrack do apokalipsy. I być może to robią, bo jak wiemy - apokalipsa już trwa (wink wink). Ambientowe pasaże potrafią uśpić czujność słuchacza, którego z zamyślenia wyrywa nagły, przejmujący krzyk. Mówione fragmenty nadają albumowi rytualny charakter, jednak ten element jest jedynym, który bym zastąpiła. Jeśli "De Doorn" to nowy kierunek, w którym ma zamiar podążać Amenra to jestem przekonana, że o ich kolejnych płytach również szybko usłyszycie.
Najlepszy koncert czerwca 2021
Wracam również z polecajką koncertową. Tak się składa, że muzyka na żywo wreszcie hehe ŻYJE, a ja cieszę się z tego jak dzieciak z nowego odcinka "Świnki Peppy". Z tej radości wybrałam się do jednego z moich ulubionych klubów w Warszawie - Hydrozagadki, żeby zobaczyć zmartwychwstanie pewnych rock'and'rollowców. The Stubs potrafią się bawić. Wyprawili huczną stypę, pochowali wszelkie nadzieje na powrót i... wrócili. Na ich pierwszy koncert trafiłam w 2015 roku i od tamtego czasu wracałam pod scenę za każdym razem, kiedy pojawiła się ku temu okazja. Nie przesadzę, jeśli powiem, że nie znam drugiej kapeli w Polsce, która gra z takim młodzieńczym, beztroskim zapałem, zaangażowaniem i świeżością, chociaż czas przecież nie jest z gumy.
The Stubs są z Warszawy i grają rock'n'rolla i oby go pograli jeszcze jakiś czas.
Oceń artykuł