Sex Pistols: Kradliśmy sprzęt od Davida Bowiego

Twórcy „Anarchy In The UK” nie tylko w piosenkach okazywali moralny nihilizm. Nie wzbraniali się nawet przed okradaniem swoich muzycznych idoli.
Sex Pistols w latach 1976-1977 dokonali prawdziwej rewolucji w muzyce rockowej. Punk przekonał tysiące młodych ludzi, że nie trzeba mieć żadnych umiejętności muzycznych ani korzystać z drogiego sprzętu, by zostać gwiazdą. W świecie stworzonym przez menedżera Malcolma McLarena wszystkie chwyty były dozwolone – nawet jeśli przeciętny naśladowca Pistolsów znał ich najwyżej trzy.
Niestety, członkowie Sex Pistols brali to hasło zbyt dosłownie. Przebijając się na szczyty sławy, nastoletni muzycy nie mieli żadnych skrupułów. Niektórzy z nich dorastali w rodzinach, które nazwalibyśmy dziś patologicznymi i drobne przestępstwa były dla nich codziennością.
Tajemnicą poliszynela było, że na początku kariery pionierzy punk rocka byli tak biedni, że sprzęt do grania pozyskiwali, dokonując kradzieży na koncertach innych wykonawców. Perkusista Paul Cook opowiadał ostatnio „Loudwire”:
Tak, to czysta prawda. Musicie nas zrozumieć, nie byliśmy jeszcze wtedy zbyt bogaci, a chcieliśmy założyć zespół. To był po prostu jeden ze sposobów zdobycia wyposażenia.
Wiadomo, że młodzi artyści „zaopatrywali się” na koncertach Roxy Music, a gitary ukradli wprost z domu Roda Stewarta. Wśród słynnych ofiar Sex Pistols był także David Bowie.
Krąży sławna opowieść o Stevie Jonesie [gitarzysta zespołu], który był na którymś z ostatnich koncertów Davida Bowiego na trasie „Ziggy Stardust”.
Pomiędzy występami wychodzili i zostawiali cały sprzęt, który stał na scenie przez całą noc. To był wielki błąd, szczególnie, że byliśmy w okolicy. Akurat mnie przy tym nie było.
Było łatwo dostać się do sali, więc po prostu zakradli się od tyłu. Mieszkaliśmy w Hammersmith [dzielnica Londynu] i wiele zespołów grało w Hammersmith Odeon. Mieliśmy zatem duży wybór sprzętu, w tym nagłośnieniowego, zanim naprawdę zaczęliśmy grać.
Na szczęście dziś muzycy Sex Pistols nie muszą już kraść, by muzykować. Powodzi im się tak dobrze, że lider zespołu, John Lydon twierdzi wręcz, że są za grubi, by reaktywować legendę punka.
Oceń artykuł