Wokalista Nothing But Thieves dla Antyradio.pl: Szczere utwory trafiają najmocniej do odbiorcy

Conor Mason, frontman Nothing But Thieves wydał solową EP-kę jako Man-Made Sunshine. W rozmowie z Antyradio.pl muzyk opowiedział o swoim bardzo osobistym materiale oraz odpowiedział na pytania polskich fanów zespołu.
Aleksandra Degórska: Twoja nowa EP-ka "Man-Made Sunshine" bardzo różni się od twórczości Nothing But Thieves. Sporo artystów wykorzystało czas pandemii na dodatkowe projekty muzyczne. Czy lockdown wpłynął na twoją decyzję, by ruszyć z projektem Man-Made Sunshine?
Conor Mason: Tak i nie. Myślę, że i tak ten projekt ujrzałby światło dzienne, ale pandemia była dobrym momentem. Mogłem oczyścić głowę i najlepszym na to sposobem było pisanie tych piosenek. Myślę, że prędzej czy później projekt by powstał, ale fajnie, że w końcu udało się wydać te utwory.
Jakie to uczucie pracować po tylu latach bez chłopaków z kapeli? Czytałam, że Dominic Craik pojawił się w roli producenta.
Tak, Don wyprodukował jeden utwór na tej EP-ce. Dobrze mi się pracowało, wzbudziło to we mnie pewność siebie i wiarę w swoje możliwości. Gdy jesteś w zespole zawsze masz wsparcie – pokazujesz jakiś utwór i zaczynacie nad nim razem pracować. Natomiast przy nagrywaniu tej EP-ki uczysz się wierzyć w siebie.
Jak zespół zareagował na Twoją EP-kę?
Świetnie, mocno mnie zachęcali do stworzenia tego materiału. Pisałem piosenki bez większego planu, nie wiedziałem, czy utwory pojawią się jako dodatkowy projekt i czy w ogóle zostaną wydane. Utwory są bardzo osobiste, w klimacie r&b, pop, momentami zahaczają o hip-hop. Pokazałem je chłopakom, zachęcili mnie, żebym to wydał. Mam szczęście, że jestem w takim zespole, gdzie się wzajemnie wspieramy.
Czy pisanie takich szczerych piosenek nie jest trudne? Wychodzisz na scenę i publiczność już wszystko o Tobie wie. Nie każdemu artyście to odpowiada.
Może dla niektórych jest to trudne, ale moim zdaniem wyrzucenie z siebie tych emocji, rozmawianie o nich, akceptacja i przepracowanie to sposób na wyleczenie siebie. Myślę, że to najzdrowszy sposób radzenia sobie z emocjami. Nie jest to dla każdego łatwe, niektórzy tworzą tajemnicze teksty, bo nie chcą pokazać swoich emocji publiczności. Ja się tego nie boję, jestem kim jestem. Nawet w relacjach z moimi przyjaciółmi, rodziną, jestem „otwartą książką”, nie widzę sensu, żeby się zamykać pisząc teksty piosenek. To dla mnie naturalne, że jestem szczery w swoich piosenkach. Tak jak wspomniałem, nie planowałem wydawać tych piosenek, po prostu je pisałem dla siebie, ale nie mam z tym problemu, że tak osobiste utwory zostały wydane. Myślę też, że przez to, że piosenki są tak osobiste to wiele osób może się z nimi utożsamiać. Tak to działa – najbardziej szczere rzeczy trafiają najmocniej do odbiorcy.
To prawda, lubimy słuchać artystów, którzy są szczerzy i prawdziwi w tym, co robią. Czy któryś z utworów, który pojawił się na EP-ce był szczególnie ciężki do napisania? W końcu na płycie poruszasz trudne tematy.
Jeden szczególnie był trudny. „Big” jest o moim ojcu, chciałem, żeby piosenka zmierzała w odpowiednim kierunku. Musiałem się zastanowić, co dokładnie przekazać w tym utworze. Chciałem pokazać jaką miałem z nim relację i pokazać tę zamianę ról, do której doszło, gdy miał trudny okres w swoi życiu. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale sporo dzieje się w rodzinach. Chciałem pokazać te relacje między ludźmi, lubię o tym pisać piosenki, a relacja z samym sobą jest najtrudniejsza. W każdym razie ten utwór był trudny do stworzenia, ale wyszło wszystko bardzo dobrze. Nie widzę sensu rozprawiania o moich piosenkach, ale często dostaję takie pytania. Myślę, że dzieje się tak, ponieważ ludzie nie potrafią rozmawiać na takie tematy i są zaskoczeni, że ja nie mam z tym problemu. Jest mi z tym ok, że o tym mówię, wyzwoliłem się od tego i idę dalej.
Mam kilka pytań od polskiego fanklubu Nothing But Thieves – dlaczego swój solowy projekt nazwałeś Man-Made Sunshine?
Wynika w sumie z pytania, które sobie stawiałem – co sprawia, że czuję się szczęśliwy? Co mnie definiuje? Czy chodzi o rzeczy, które są dla mnie stworzone – chodzi o rzeczy materialne, które kupujesz dla siebie, czy chodzi o to, że sam tworzysz to szczęście. Próbowałem to zapisać jako tekst piosenki i stwierdziłem, że „Man-Made Sunshine” brzmi świetnie. Chodzi o to, czy jesteś sam w stanie sprawić, by czuć się szczęśliwy, czy jednak musisz się „wspierać” rzeczami martwymi.
Jest to ciekawe, bo nazwa sugeruje pewną nadzieję, coś przyjemnego, natomiast na twojej EP-ce poruszasz bardzo trudne, momentami wręcz przygnębiające tematy.
To miecz obosieczny – nazwa daje pewną nadzieję sugerując ci, że możesz czuć się szczęśliwy, albo ktoś to szczęście dla ciebie stworzy. Czasami ludzie są w takiej sytuacji, że czują się szczęśliwi, otaczają się przedmiotami, ale tak naprawdę to szczęściem nie jest. W nazwie jest nadzieja, bo sam sobie musisz odpowiedzieć na to pytanie, co przynosi ci to szczęście i jak do niego dążyć.
Fani z fanklubu są również ciekawi, czy planujesz wydać pełny, studyjny solowy album i czy możemy liczyć, że nowe piosenki usłyszymy na żywo?
Jeżeli chodzi o pisanie nowego materiału i wydanie go, to nie mam żadnych narzuconych zobowiązań. Cały czas tworzę kolejne piosenki, nagrywam je, ale nie ma konkretnych planów. Jeżeli zaś chodzi o wykonywanie tego materiału na żywo – pracuję nad tym, bo lubię grać te piosenki na żywo.
Chciałabym również zapytać o okładkę nowego wydawnictwa – przypomina nieco grafikę ostatniej płyty Nothing But Thieves. Czy to przypadek czy celowy zabieg?
Nie jest w żaden sposób powiązana z Nothing But Thieves, nie wydaje mi się, że te okładki są podobne. Grafika do płyty Man-Made Sunshine nawiązuje do wiersza, który kocham – chodzi o "Funeral Blues" W. H. Audena i fragmentu, gdy autor kogoś traci i mówi "Pack up the moon and dismantle the sun", już ich nie potrzebuje. To bardzo mnie poruszyło, czytałem ten wiersz, gdy byłem młodszy i nadal mnie porusza. Pomyślałem, że potrzebuję tych „elementów”, chcę "posklejać" Słońce. Stąd ta okładka – jestem na niej i trzymam w całości Słońce. Nazwa, teksty piosenki i ten wiersz – wszystko pojawiło się w różnych momentach mojego życia. Jednak, gdy zacząłem myśleć o okładce i tym wierszu zdałem sobie sprawę, że nazwa projektu idealnie się w to wszystko wpasowała.
Co dorosły Connor powiedziałby 6-letniemu Connorowi?
Utwór "Little Bird" jest o wewnętrznym dziecku. Musiałem sporo pracować nad tym, żeby porozmawiać z tym wewnętrznym dzieckiem, które czuje się niepewnie, by zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Różne rzeczy dzieją się w naszym życiu i to dziecko szuka kogoś, kto w takich trudnych chwilach jest przy nim i nim się opiekuje. Co bym zatem powiedział 6-letniemu sobie? To podchwytliwe pytanie. Powiedziałbym, że „świetnie sobie radzisz, wspieram cię, nie masz się czego bać, będziesz świetny”.
Polski fanklub również chciałby się dowiedzieć, który utwór wybrałbyś, gdybyś musiał go słuchać do końca życia?
Fajne pytanie, mam taki utwór. Nawet powiedziałbym, że to nie jest moja ulubiona piosenka, ale to bardzo nostalgiczna kompozycja, bo kojarzy mi się z rodziną. To "Landslide" Fleetwood Mac z albumu koncertowego. Utwór pojawił się w filmie, który oglądaliśmy za dzieciaka i na pewno wybrałbym ten kawałek.
Zawsze podczas wywiadów pytam artystów o występy w Polsce – masz może jakieś miłe wspomnienia czy zabawne anegdoty z koncertów w naszym kraju?
W Polsce graliśmy pierwsze koncerty poza Wielką Brytanią, byliśmy tak młodzi i to było prawdziwe szaleństwo, ludziom naprawdę się podobało. To było niesamowite, to są super wspomnienia z koncertów w polskich klubach. Byliśmy zaskoczeni, że możemy mieć taką więź z ludźmi, którzy są oddaleni od nas tyle kilometrów, są z innego kraju. Polscy fani są zawsze świetni, występy są pełne energii. Woodstock był jednym z najlepszych koncertów festiwalowych, jakie daliśmy.
Pamiętam, że wtedy na Woodstocku mieliście jakieś problemy ze sprzętem i ktoś od Was się rozchorował.
Tak, cały nasz sprzęt zaginął na lotnisku. Pożyczyliśmy instrumenty od zespołów Slaves i Franka Cartera, bardzo nam pomogli. Jeden z nas miał zatrucie pokarmowe, którego się nabawił w Hiszpanii, bardzo się źle czuł i miał salmonellę. Mimo tego koncert wypadł świetnie.
Pamiętam właśnie, jak mówiłeś o tym ze sceny, ale mimo tych trudności publika świetnie się bawiła. Byłam 4 razy na waszych koncertach, uwielbiam Ciebie słuchać na żywo. Szczególnie przy wysokich nutach kojarzy mi się Twój śpiew z Jeffem Buckley. Parę lat temu przeprowadzałam wywiad z chłopakami z zespołu i zapytałam o tę inspirację.
Jeff Buckley jest moim idolem jeśli chodzi o śpiew od 15 czy 20 lat. Jego styl to taki słodki, kreatywny soul, to bardzo inspirujące, by to wpleść w rockową muzykę. Cóż mogę powiedzieć, to mój ulubiony wokalista, po prostu go kocham.
Oceń artykuł