Największe rozczarowania filmowo-serialowe 2021 roku. Jakie produkcje okazały się wpadkami?

Na każdy sukces pokroju "Spider-Mana: No Way Home" przypada kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt filmów/seriali, które zawodzą fanów na praktycznie każdej płaszczyźnie. Przyjrzymy się takim przypadkom z 2021 roku.
Największe rozczarowania filmowo-serialowe 2021 roku. Co poszło nie tak?
Na każdy sukces i każdą porażkę w świecie filmów oraz seriali składają się różne przyczyny - za mały budżet, problemy na planie i za kulisami, zła egzekucja, głupie pomysły, niezrozumienie oczekiwań fanów, a czasami wszystkie te rzeczy na raz. W 2021 roku produkcji, które zostały dotknięte przez te problemy było sporo, więc przyjrzyjmy się kilku najbardziej spektakularnym wpadkom ostatnich 12 miesięcy. Kolejność tytułów jest przypadkowa.
1. Wiedźmin - 2. sezon
Zaczniemy od najnowszej z tych wpadek, czyli nowego sezonu "Wiedźmina". Twórcy poprawiając kilka mniej ważnych elementów produkcji (zachowywanie chronologii zdarzeń, lepsze kostiumy, większy budżet i bardziej spektakularne efekty specjalne), postanowili zepsuć kilka ważniejszych rzeczy, takich jak w miarę wierne odwzorowywanie fabuły książek i skupianie się na słabych i nudnych wątkach postaci pobocznych (Elfy i Nilfgaard), poświęcając za mało czasu na postaci główne (trójka głównych bohaterów zaczyna ze sobą współpracować dopiero pod koniec sezonu). W ogólnym rozrachunku 2. sezon "Wiedźmina" wykonał więc krok w przód, a potem się poślizgnął i cofnął o co najmniej trzy, dając nam rozczarowujący efekt końcowy.
2. Venom: Let There Be Carnage
Umówmy się - pierwszy "Venom" był właściwie filmem komiksowym z jakiegoś 2005 roku, który stworzono przy pomocy współczesnej technologii. Ale to dawało mu pewien czar, którego nie znajdziemy we współczesnym kinie superhero. Taką dziecięcą nieporadność i naiwność, która w pewien sposób jest całkiem urocza. Niestety, kolejna odsłona zrealizowana przez Andy'ego Serkisa jest jeszcze bardziej nieporadna i naiwna, bo twórcy w sumie opowiadają taką samą historie, co w pierwszej części, tylko w gorszy sposób. Z mniejszym czarem, gorszymi występami aktorskimi i słabszymi dialogami. Kompletne nieporozumienie, wielkie rozczarowanie i potencjalne zamordowanie całej serii o Venomie.
3. Cowboy Bebop
Kolejny serial aktorski na podstawie legendarnego anime, który nie spełnił oczekiwań fanów. Tutaj problemów było mnóstwo już przed premierą - nie podobała się obsada, twórcy wyraźnie nie zrozumieli przekazów niektórych odcinków, a i relacje między bohaterami zostały mocno zmienione, co pokazywały nam już zwiastuny. Potem odcinki dostała cała ludzkość i cóż... Najlepszym podsumowaniem całej przygody Netflixa z Bebopem jest to, że serial anulowano po kilku tygodniach od premiery. Szkoda, bo John Cho i Mustafa Shakir byli nieźli jako Spike i Jet. Niestety, cała reszta była do bani.
4. Mortal Kombat
Ktoś mógłby pomyśleć, że twórcy filmów potraktują z szacunkiem markę znaną doskonale od kilkudziesięciu lat. Taką, która już doczekała się dwóch filmów, z których jeden jest uznawany za kultowy klasyk. Niestety, ludzie odpowiedzialni za "Mortal Kombat" postanowili nawiązywać gęsto i często do oryginalnej serii, ale jednocześnie wprowadzili do niej nowego, absolutnie nudnego protagonistę, sprowadzając ikoniczne postaci do ról drugoplanowych i gloryfikowanych cameo. Zapowiadanie sequela w przypadku takiego filmu to bezczelność, bo sądząc po ocenach krytyków i fanów oraz po przychodach w box-office, "Mortal Kombat" za kilka lat doczeka się raczej kolejnego rebootu, a nie kontynuacji.
5. Szybcy i wściekli 9
Seria przeszła niezwykłą ewolucję od niezłych filmów sensacyjnych, do absurdalnych i głupich, ale zapewniających niezwykłą rozrywkę heist movies z samochodami, aż do absurdalnych i głupich, ale do tego nudnych dramatów familijnych z udziałem samochodów, wybuchów i znudzonych aktorów, którzy już nie chcą za bardzo w tej serii grać. Dwayne Johnson i Jason Statham odeszli zrobić własny spin-off, a wszyscy oprócz Vina Diesla wyglądają w F9, jakby chcieli opuścić plan w trybie natychmiastowym. Podczas oglądania tego filmu miałem ochotę go kilkukrotnie wyłączyć, aż w końcu to zrobiłem, kiedy po dwóch godzinach okazało się, że zostało jeszcze 30 minut. A mówi to ktoś, kogo ulubioną wizytą w kinie był seans "Szybkich i wściekłych 7". To na tym filmie powinna się zakończyć ta seria - każda kolejna produkcja po prostu niszczy wizerunek tej marki.
6. Masters of the Universe: Revelation
Gwiazdorska obsada, lubiana marka, a do tego twórca, który jest "ogromnym fanem" oryginalnej serii. Co mogło pójść nie tak? Ano wszystko - główny bohater szybko zostaje zastąpiony inną, mniej ciekawą postacią, a całość ewoluuje w tendencyjną opowieść o magii i mieczach. Owszem - produkcja jest bardzo dobrze oceniana przez krytyków i dziennikarzy, ale wystarczy popatrzeć na oceny fanów, które absolutnie miażdżą ten serial od A do Z. Obrywa się wszystkiemu, a większość osób krzyczy zwyczajnie: "TO NIE JEST OPOWIEŚĆ O HE-MANIE". To chyba wystarczy, żeby uznać produkcję za rozczarowanie.
7. Spiral: From The Book of Saw
Umówmy się - "Piła" nigdy nie była zbyt docenianą artystycznie serią, zwłaszcza jej późniejsze odsłony. Ale zdobyła tytuł kultowej i miała ogromny wpływ na kino grozy XXI wieku. Więc kiedy dowiedzieliśmy się, że tym razem główne role zagrają Chris Rock i Samuel L. Jackson, to fani horrorów mogli poczuć się całkiem podekscytowani nową odsłoną cyklu. Niestety, efekt końcowy był jednym wielkim rozczarowaniem - chociażby dlatego, że praktycznie nikt nie poszedł oglądać tego filmu w kinach. Może to wina przedziwnego tytułu? A może po prostu wina tego, że to nudny, tendencyjny film z drewnianymi dialogami i kijową grą aktorską (a jedną z głównych ról zagrał Sam Jackson!).
(Nie)Warto wspomnieć:
"Kosmiczny mecz: Nowe dziedzictwo" oraz "Tom i Jerry" nie powinny powstać - a przynajmniej nie w takich wersjach. Obie produkcje to bardzo, ale to bardzo dobrze przykłady tego, jak NIE robić filmów dla dzieci.
Oceń artykuł