Quentin Tarantino chciał usunąć najlepszą scenę z "Django". O który fragment chodzi?

"Django" to największy sukces komercyjny Quentina Tarantino. Reżyser wyznał niedawno, że mało brakowało, by najbardziej zapamiętana scena nie trafiła do filmu.
Film "Django" chociaż ukazał się w roku 2012, do dziś jest produkcją Quentina Tarantino, która zarobiła największą ilość pieniędzy. Nic dziwnego. Genialny western z doborową obsadą, w której znaleźli się Jamie Foxx, Christopher Waltz, Leonardo Di Caprio oraz Samuel L. Jackson opowiadający o zemście jest uznawany za jeden z najlepszych filmów reżysera. O mały włos do finalnej wersji mogła nie załapać się słynna scena z "Django".
"Django": Quentin Tarantino chciał usunąć najlepszą scenę z filmu
Chociaż Tarantino uznawany jest za genialnego reżysera, prawda jest taka, że film to praca zespołowa i bez wspólnych decyzji nawet wizjonerskie pomysły nie będą miały szansy zobaczenia światła dziennego. Tak właśnie było w przypadku "Django", kiedy okazało się, że część ekipy na czele z Tarantino obawiała się, iż jedna ze scen nie spełni swojej zamierzonej funkcji. Okazało się, że obawa była zupełnie bezpodstawna.
Tarantino był niedawno gościem audycji scenarzysty Edgara Wrighta zatytułowanej Empire Film Podcast. Filmowcy zainspirowani brakiem kinowych doświadczeń spowodowanych pandemią koronawirusa, postanowili powspominać najlepsze z nich. Okazuje się, że jedna z bardziej pamiętnych reakcji sali kinowej związana jest z filmem "Django". Chodzi o scenę, w której widzimy naradę członków Ku Klux Klanu. Rasiści sprzeczają się na temat charakterystycznych białych kapturów i ich funkcjonalności. Tarantino zdradził, że scena miała zostać usunięta z finalnej wersji filmu, mimo że na poziomie scenariusza uchodziła za jeden z najlepszych momentów "Django".
Nigdy nie słyszałem takiej ilości histerycznego śmiechu, na żadnym pokazie jakiegokolwiek filmu na całym świecie. Wszyscy po przeczytaniu scenariusza mówili, że to była ich ulubiona scena. Dla Amy Pascal z Columbii, jednym z głównych powodów pracy nad tym filmem, była ta scena. Ale przez to, że to była jedna z tych scen, które są wielkim hitem na papierze, zacząłem się zasanawiać, czy będzie tak samo dobra na ekranie. Czy chodzi o to, że wszyscy tylko bardzo uwielbiają tę stronę scenariusza, ale straci na jakości, kiedy kilku aktorów dostanie ją do zagrania?
Wątpliwości były tak duże, że Tarantino radził się w tej kwestii swojego montażysty Freda Raskina, który też nie był do końca przekonany, czy fragment zadziała w kinie.
Więc kręcimy tę scenę, zapominając o tym, że jest to długa sekwencja komediowa - to pięciominutowy błąd formalny w filmie, który bez niej jest już naprawdę długi. Więc ja i mój montażysta Fred [Raskin] razem montowaliśmy film, wycięliśmy tę sekwencję i byliśmy z tego naprawdę zadowoleni… Ale przychodzili redaktorzy, którzy mieli przeprowadzić ze mną wywiady. Wychodziłem z montażowni, o czymś tam rozmawialiśmy, a ja w pewnym momencie mówiłem: "Hej, chcesz zobaczyć scenę z filmu?". On na to: "Jasne, byłbym szczęśliwy!". Albo inny reżyser lub ktokolwiek, kto nas odwiedził. Stało się to czterokrotnie, kiedy ktoś przychodził z jakąś wizytą i chcieliśmy mu pokazać ten fragment. Więc włączaliśmy tę scenę i pokazaliśmy ją im. I nigdy nie otrzymaliśmy odpowiedzi, którą chcieliśmy usłyszeć. Tak naprawdę nie wiedzieli, co do cholery oglądają. To prawie jak w "Prestiżu", kiedy Christian Bale wykonuje magiczną sztuczkę, a Hugh Jackman mówi: "On nawet nie robi tego dobrze! Publiczność nawet nie zdaje sobie sprawy, jak ta sztuczka jest naprawdę dobra!".
Badania na przypadkowych widzach nie zdały testu, więc Tarantino zdecydował się nieuwzględniań sceny z Ku Klux Klanem podczas kolaudacji ze studiem filmowym.
Jeśli chodzi o tę sekwencję, mieliśmy tylko przygnębiające nas odpowiedzi. Więc kiedy nadszedł czas, aby po raz pierwszy pokazać film The Weinstein Company i Sony na AVID, zdecydowaliśmy się usunąć tę scenę. Pokazaliśmy im film bez tej sceny, a potem Amy Pascal powiedziała: "Co do cholery stało się ze sceną z workiem na głowie?", A ja na to: "Układ jest taki. Chciałem, żebyś obejrzała film bez niej, po to, żebyś wiedziała, że jej nie potrzebujemy. Na razie odłóżmy to na pierwsze screeningi z publicznością. Zobaczmy, jaka jest reakcja publiczności i gdy usłyszymy reakcję publiczności, dowiemy się, co zrobić".
Dopiero pod koniec postprodukcji, czyli podczas pierwszego pokazu "Django" z grupą widzów, okazało się, że scena z kapturem KKK działa i jest jednym z fragmentów filmu, na który publiczność reaguje bardzo żywiołowo.
Zrobiliśmy pierwszy pokaz badania rynku i cała sala po prostu wybuchała śmiechem przez pięć minut bez przerwy. (...) Wtedy pomyślałem sobie: "Dobra, myślę, że ta scena jednak będzie w filmie".
Chociaż z punktu widzenia sztuki scenariopisarstwa, scena jest zbędna, ponieważ nie popycha fabuły do przodu i bardziej przypomina wciśnięty w wydarzenia skecz o rasistach, w rzeczywistości pełni bardzo ważną funkcję - rozładowuje napięcie towarzyszące "Django", bo, mimo że to film bardzo rozrywkowy, to jednak pełen sytuacji, wywołujących negatywne emocje odbiorcy.
Czy Tarantino zaskoczy widzów podobnym komediowym twistem w swojej ostatniej produkcji? Czas pokażę. Na razie finałowy film reżysera jest owiany ścisłą tajemnicą. Miejmy jednak nadzieję, że kiedy dojdzie do jego premiery, będzie ona miała miejsce w kinach, by widzowie ponownie mogli wspólnie przeżywać wydarzenia rozgrywające się na dużym ekranie.
Oceń artykuł