Film rozpoczyna się na obozie letnim, na którym spotyka się grupa nastolatków. Jako, że to zgromadzenie w klimacie survivalowym, młodzi ludzie szybko rozdzielą się na mniejsze grupy, aby wyruszyć w głąb lasu z opiekunem. Niektórzy z nich jednak już nigdy z niego nie wyjdą.
Tak rozpoczyna się nowy film twórcy głośnego „Placu Zabaw”, będący zgrabną mieszanką motywów, znanych z innych dzieł kultury. Twórca celowo nawiązue do zagranicznych tytułów, zdając sobie sprawę, że slasher jako podgatunek horroru jest jednym z najbardziej schematycznych typów historii, na który składa się utarty zestaw reguł.
Grupa niewinnych nastolatków jest atakowana przez zdeformowanego złoczyńcę. W szczególności muszą zaś mieć się na baczności ci, którzy akurat będą uprawiali seks. Z ekranu leje się zaś naprawdę dużo krwi. W trakcie seansu otrzymamy też scenę retrospekcji, będącą genezą mordercy. Tak mniej więcej da się streścić większość hororów tego gatunku, jak i sam film Kowalskiego
„W lesie dziś nie zaśnie nikt” jest właśnie typowym slasherem, przygotowanym wedle wszelkich najważniejszych prawideł. Na ekranie pojawi się nawet bohater, który wprost wymieni zestaw reguł, których nie wolno łamać, jeśli jest się bohaterem takiego rodzaju historii. Najzabawniejsze jest jednak to, że nawet to zagranie jest częstym motywem zagranicznych opowieści z dreszczykiem.
Kilkakrotnie z ekranu padną nawet cytaty wprost z innych dzieł. Bardzo ciekawym jest, że jednym z tytułów, o których mówi się tu wprost jest „American Werewolf in London”. To obraz Johna Landisa z 1981 roku, który jako swoją inspirację wielokrotnie przytaczał brytyjski reżyser Edgar Wright, twórca „Wysypu Żywych Trupów” – niezwykle humorystycznego filmu wyśmiewającego prawidła opowieści o zombie.
W tej schematyczności tkwi jednak największa siła obrazu Kowalskiego. Nie bez powodu sam reżyser mówi o swoim filmie jako o „liście miłosnym do slasherów lat 80., które oglądał w dzieciństwie”. Film Kowalskiego jest bardzo sprawnym odwzorowaniem wszystkich prawideł gatunku w polskich warunkach. Kilka sekwencji posiada nawet niezwykle wyrazisty polski rys, stanowiąc ciekawy komentarz do czasów i miejsca, w którym żyjemy. Mimo, że film rozgrywa się współcześnie, twórcy znaleźli bardzo ciekawy i prosty sposób na odcięcie bohaterów od technologii, która mogłaby im się przydać w najbardziej newralgicznych momentach.
Film Kowalskiego jest wyśmienicie zagrany. Ekran w szczególności kradną postacie epizodyczne, które są na tyle wyraziste, że mimo małej obecności, zostają w głowie widza na dłużej. W szczególności mowa o znakomitym, umiejętnie bawiącym się rolą Wojtku Mecwaldowski, jako szefie obozu. Aktor dosłownie jedną sceną potrafił skraść serca widzów na cały seans i wywołać niepohamowane salwy śmiechu. Dobry jest też Piotr Cyrwus jako charakterny ksiądz, grający wbrew swoim zwyczajowym rolom i dzięki temu dodający pikanterii obrazowi Kowalskiego.
Wartą pochwalenia jest także wyśmienita ścieżka dźwiękowa autorstwa polskiego producenta muzycznego Jimka. Dźwięki, które padają z ekranu wielokrotnie potrafią pobudzić widza, a choć muzyka kontrastuje kilka razy z wydarzeniami, właśnie dzięki temu potrafi zrobić tak duże wrażenie.
„W lesie dziś nie zaśnie nikt” to kolejna, po wyśmienitym „Demonie” Marcina Wrony, próba polskiego horroru, którą ogląda się z niemałym zainteresowaniem. A choć film nie przeraża tak bardzo jak wspominana wyżej produkcja, wydaje się, że nie takie też było założenie twórców. W końcu slashery lat 80., oglądane po latach też bardziej nas bawią niż przerażają.Wpisując się w te reguły „W lesie dziś nie zaśnie nikt” to wspaniała rozrywka. W szczególności dla fanów gatunku. Ma też szansę stać się dziełem kultowym, do którego chętnie będzie się wracać.
Ocena: 7,5/10
*Podczas pisania tej recenzji, polski dystrybutor - firma Next Film ogłosiła, że przesuwa datę premiery filmu, na bliżej nieokreśloną przyszłość. Wprawne oko zwraca uwagę, że najbliższy piątek 13 przypadnie dopiero w listopadzie. W oficjalnym komunikacie firmy czytamy: "Nową datę premiery podamy w momencie, kiedy sytuacja w kraju się unormuje".
Oceń artykuł