Kazik + Zdunek Ensemble: Antyprzeboje, które stały się przebojami [WYWIAD]
![Kazik + Zdunek Ensemble: Antyprzeboje, które stały się przebojami [WYWIAD]](https://gfx.antyradio.pl/var/antyradio/storage/images/muzyka/wywiady/kazik-zdunek-ensemble-antyprzeboje-ktore-staly-sie-przebojami-wywiad-25723/1792531-1-pol-PL/Kazik-Zdunek-Ensemble-Antyprzeboje-ktore-staly-sie-przebojami-WYWIAD_article.jpg)
Kazik Staszewski i Janusz Zdunek, muzycy zespołu Kult, specjalnie dla Antyradio.pl opowiedzieli o swoim nowym projekcie Kazik + Zdunek Ensemble oraz albumie „Warhead”, z utworami brytyjskiego punka i nowej fali z przełomu lat 70. i 80.
Kazik + Zdunek Ensemble to nowy projekt dwóch muzyków Kultu – wokalisty Kazika Staszewskiego i trębacza Janusza Zdunka. Na albumie „Warhead” koledzy z zespołu postanowili połączyć dwa na pozór zupełnie różne światy – punk rocka oraz jazzu, tym samym powracając do swoich muzycznych korzeni.
Żywioł punkowy reprezentuje oczywiście Staszewski, którego fascynacja brytyjskim punkiem i postpunkiem zmobilizowała do zostania wokalistą i założenia pierwszych kapel – Poland, Novelty Poland, a wreszcie Kultu w 1982 roku. Z kolei Zdunek to jazzman, który ze światem rocka zetknął się dopiero po nawiązaniu współpracy z Kultem 20 lat temu.
Kazik + Zdunek Ensemble - „Warhead”
Na płycie „Warhead” muzycy rockowi, między innymi inni członkowie Kultu, Jarosław Ważny i Wojtek Jabłoński, grają razem z jazzmanami, takimi jak saksofonista Alek Korecki, basista Ireneusz Kaczmar czy perkusista Przemysław Borowiecki. Polem doświadczalnym dla tego punkowo-jazzowego eksperymentu stały się uwielbiane przez Kazika od czasów młodzieńczych klasyki punka, new wave i ska, śpiewane - z jednym wyjątkiem - w języku oryginałów.
O kulisach wydanej 8 czerwca 2018 przez SP Records płyty opowiedzieli specjalnie dla Antyradio.pl jej pomysłodawcy, Kazik Staszewski i Janusz Zdunek.
Kazik i Janusz Zdunek – wywiad dla Antyradio.pl
Choć wybrane przez Kazika utwory nie są ze sobą powiązane tekstowo, to można w pewnym sensie nazwać „Warhead” koncept albumem. Większość piosenek z płyty łączy postpunkowa stylistyka oraz czas i miejsce powstania, czyli przełom lat 70. i 80. Zaaranżowane są przez Zdunka w niebanalny sposób, jakby w pół drogi między punkiem i jazzem. Ale czy rzeczywiście album powstał jako realizacja określonego konceptu?
Janusz Zdunek: Tutaj nie było żadnego założonego odgórnie konceptu, że robimy płytę, która będzie łączyła jazz z punkiem. To wynikło z naszych naturalnych skłonności – ja lubię muzykę okołojazzową, Kazik okołopunkową. Zebrał się taki skład ludzki, że są tu muzycy, którzy wywodzą się ze świata rocka i ze świata jazzu, ale też tacy, którzy grali w zespołach ludowych, reggae’owych, eksperymentalnych. Opracowaliśmy ten zbiór utworów bez jakichś założeń. Przede wszystkim praca nad nim miał być to nas dużą przyjemnością.
Co jest tak wyjątkowego w punku i nowej fali przełomu lat 70. i 80., że lider Kultu postanowił odkurzyć niekiedy zapomniane już utwory z tamtych czasów i przedstawić je polskiej publiczności?
Kazik Staszewski: Simon Reynolds w książce „Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz” postawił dość karkołomną tezę, z którą się natychmiast zgodziłem, choć całe życie uważałem, że jest inaczej. Wierzyliśmy przez lata, że punk rock był rewolucją, która o ile nie zniszczyła, to w dużym stopniu naruszyła struktury i formy muzyczne, istniejące do tej pory. Reynolds twierdzi zaś, że wcale tak nie było. Punk rock nie był rewolucją, która zniszczyła cokolwiek – był tylko łabędzim śpiewem podejścia stricte rock’n’rollowego do muzyki, które zostało tylko podane w bardziej brudny i podarty niż wcześniej sposób, z ostrzejszymi wokalami i tekstami. Ale jednocześnie punk był zaczynem bardzo ciekawych historii, które pojawiły się natychmiast po nim.
Reynolds uważa, że przełom lat 70. i 80. to był najciekawszy okres w muzyce, a ja się z nim zgadzam. Johnny Rotten odszedł z Sex Pistols i założył Public Image Ltd. Pojawiły się takie zespoły, jak Killing Joke, Human League, Joy Division, narodziła się cała scena gotycka. Pojawiło się elektroniczne disco, ale nie takie, jak to zachodnioeuropejskie w stylu Boney M, tylko takie w rodzaju Depeche Mode czy Soft Cell. To był jedyny moment, kiedy piosenki zawierające cechy antyprzebojów trafiały na czoło list przebojów. Łebkowie mający po 20 lat nie zdawali sobie sprawy, jak genialne rzeczy robią.
Tą płytą chcemy słuchaczom w pewnym sensie powiedzieć: posłuchajcie tej muzyki, zobaczcie, jakie to były oryginalne rzeczy, jak to wszystko wtedy kipiało. To jest zadanie edukacyjne tej płyty, bo ta muzyka dla większości słuchaczy, nawet tych w średnim wieku, jest trochę bajką o żelaznym wilku.
Jak wyglądał zatem dobór utworów?
Kazik: Wybrałem zestaw utworów, które nie były mi obojętne. Są to piosenki, które w owym czasie w ogromnym stopniu ukształtowały mnie jako muzyka i człowieka w ogóle. Moim marzeniem było, żeby je kiedyś samemu zaśpiewać. I te piosenki nie zestarzały się, są aktualne. Bo dobre piosenki są zawsze aktualne, a chu*owa muzyka przemija bardzo szybko.
Staszewski odpowiada na płycie za pierwiastek punkowy, Zdunek za jazzowy. A co pierwszy sądzi o jazzie, a drugi o punk rocku?
Zdunek: Nie jestem za bardzo znawcą ani fanem punk rocka, ale fascynuje mnie jego ideologia, postawa punkrockowców - zarówno życiowa, jak i twórcza. Ich zaangażowanie było całkowite, byli skupieni na przekazie, autentyczności i prawdzie. Nie obchodził ich warsztat. Punk polega na wskakiwaniu na scenę i wykrzykiwaniu tego, co ma się do powiedzenia, głośno, z przekonaniem. W tym sensie z punk rockiem mam wiele wspólnego. Zaś jeśli chodzi o formy muzyczne, dobór dźwięków i instrumentów, to rzeczywiście mam korzenie jazzowe, ale nie widzę w tym żadnego konfliktu.
Kazik: Swoją edukację muzyczną rozpocząłem od dwóch podmiotów. Tata edukował mnie w kierunku Beatlesów, mieliśmy w domu „Magical Mystery Tour” i „Biały album”. Mama zaś bardzo lubiła Louisa Armstronga. Zawsze wydawało mi się, że jego głos brzmi jak trąbka. To, jak grał i jak śpiewał się nie różniło zbytnio (śmiech). Mimo wszystko poszedłem w swoim muzycznym życiu dróżką raczej Beatlesów, ale zacząłem poznawać ludzi, którzy pokazywali mi różne rzeczy spoza rocka i punka.
Kiedyś w Polsce, jeśli chodzi o koncerty rockowych wykonawców z zagranicy, to było raczej średnio. Za to przyjeżdżał do nas jazzowy top. Byli tu i Dizzy Gillespie, i Sonny Rollins, i Duke Ellington. Była taka edycja Jazz Jamboree, że za jednym zamachem przyjechali Wynton Marsalis, Jack DeJohnette, Jan Garbarek, a na koniec zagrał Miles Davis [w 1983 – przyp.].
Na początku lat 80. wybuchło coś, co nazywano punk jazzem. To była scena trochę wariackiego grania, wyczuwałem na niej ekspresję tożsamą z punkiem. James Chance, Lounge Lizards, James Ulmer, Defunkt, Lester Bowie. Nie wiem, czy ci Amerykanie byli świadomi, co się wtedy w Anglii działo, czy niezależnie wpadli na podobny pomysł, ale tego też słuchałem.
Na płycie jest również sporo nawiązań do reggae i ska – są tu covery „Rivers Of Babylon” The Melodians (najbardziej znanego z wersji Boney M), „Police And Thieves” Juniora Murvina (spopularyzowane przez The Clash) i „Gangsters” The Specials. Muzyków Kultu raczej rzadko do tej pory słyszeliśmy w jamajskich klimatach – skąd się wzięły na „Warhead”?
Kazik: Do mnie reggae przyszło mniej więcej w tym samym czasie, co punk. Te dwie rzeczy się w ogóle ze sobą nie gryzły – nawet Bob Marley miał piosenkę „Punky Reggae Party”. W myśleniu o utworach i kompozycjach kapel z tamtych czasów wyczuwało się reggae. Najbardziej wyraźnie u Clashów.
Zdunek: Dla mnie w reggae, jeśli patrzeć od strony tylko muzycznej, jest wszystko. Mamy trans, mamy ostinata basowe... Wszystko co najpiękniejsze, czego chcieć więcej?
Album promuje piosenka, której oryginalny tytuł dał nazwę całemu wydawnictwu. Na liście utworów figuruje ona jednak z polskim tytułem „Wojny” i po polsku jest zaśpiewana. Chodzi oczywiście o „Warhead” U.K. Subs.
Kazik: Z U.K. Subs się zetknąłem, kiedy już mi mijała fascynacja punk rockiem. Bo już się pojawiło Joy Division, Public Image Ltd., te rzeczy postpunkowe. No i UK.. Subs nie zrobił na mnie dużego wrażenia, ale na jego drugiej płycie [„Brand New Age”, 1980] znalazła się piosenka, która natychmiast mi podeszła. Napisał ją basista Paul Slack, który nie był głównym kompozytorem zespołu, pisał głównie Nicky Garratt. To była trochę sytuacja jak z Paulem Simononem i „The Guns Of Brixton” The Clash. Obie te piosenki noszą wyraźne piętno reggae.
Jak usłyszałem to „Warhead”, to wiedziałem, że Poland musi to wziąć na warsztat. Na lekcji w liceum napisałem polski tekst, który śpiewam aż do dnia dzisiejszego. Na samym początku Kult go grał, potem wykonywałem go też z Buldogiem.
Zdecydowaną większość albumu Kazik zaśpiewał po angielsku – jeszcze na żadnej płycie aż w tak dużym stopniu nie posługiwał się językiem Szekspira. Czy nie kusiło go, by napisać polskie teksty także do reszty utworów?
Kazik: Nie, bo oryginały były po angielsku. Ja ten język w miarę znam, może mój akcent nie jest za mistrzowski, ale myślę że dałem radę. Chciałem te utwory przekazać w takiej wersji, w jakiej one mi zostały w głowie. Zresztą to byłoby śmieszne, żeby 55-letni dziadek brał się za tłumaczenie bądź tworzenie autonomicznych form poetyckich na podstawie rzeczy, które 40 lat temu pisali 20-letni Anglicy, wku*wieni tym, że Anglia została chwycona żelazną ręką Margaret Thatcher (śmiech).
Zaskakiwać może umieszczenie w programie płyty przez Kazika dwóch… własnych utworów – bardzo starego „Zabiłem kolegę na poligonie”, jeszcze z repertuaru Poland, i nowszego „Prosto” Kultu, kompozycji Janusza Zdunka pochodzącej z albumu o tym samym tytule z 2013.
Kazik: „Zabiłem kolegę na poligonie” to takie mrugnięcie okiem, że my, z tego naszego polskiego podwórka, też się czuliśmy „spokrewnieni” z tym, co się w Anglii działo. To utwór bardzo stary, jeden z pierwszych numerów Polandu, z 1979 roku. A co do „Prosto”, to pasuje do tej płyty, bo zawiera wszelkie cechy antyprzeboju, a jednak dotarł do pierwszych miejsc na listach.
Zdunek: Program płyty kształtował się poprzez granie rok po roku na festiwalu Zacieralia. Co roku jakieś utwory dochodziły, aż powstał pewien ich zbiór. W tym zestawie był też „Prosto”, a że całkiem dobrze nam wychodził, to go dodaliśmy na płytę.
Na płycie znalazł się utwór Kultu, a w grającym na niej składzie pojawiło się czterech muzyków tego zespołu – obok Kazika i Janusza także puzonista Jarosław Ważny i gitarzysta Wojciech Jabłoński. Czy dwaj liderzy nie mieli obawy, że w efekcie powstanie de facto nowy album Kultu?
Zdunek: Takie obawy zawsze są, kiedy w składzie jest Kazik, bo jego wokal zawsze będzie się z Kultem kojarzył. Zwróćmy jednak uwagę na sekcję rytmiczną, która jest o wiele mniej rockowa niż w Kulcie. Przemek Borowiecki jest daleki od brzmienia Tomka Goehsa, to zupełnie inni muzycy. Nawet kiedy Przemek stara się grać bardzo proste bity, to w ogóle nie brzmi rockowo. On ma swoje własne brzmienie, wywodzące się z jazzu eksperymentalnego. Z kolei basista Irek Kaczmar gra reggae i funk, więc też ma zupełnie inne brzmienie, niż Irek Wereński.
Czy projekt Kazik + Zdunek Ensemble będzie czymś jednorazowym, czy może jest szansa na kontynuację?
Kazik: Szansa na to zawsze jest, ale dopiero co wyszła płyta „Warhead”, więc nie ma sensu nad tym dywagować. Może być różnie - za chwilę możemy się pokłócić o miliony dolarów i się spotkać w sądzie (śmiech). A po drugie, to nie chciałbym powtarzać tego, co już było. Jest wiele utworów, które moglibyśmy zagrać dla frajdy, ale myślę, że wtedy byłaby to już tylko nasza własna frajda (śmiech).
A może Kazik zdecyduje się zrealizować pomysł, o którym mówi od wielu lat w wywiadach i nagra własną wersję kultowego albumu „Pink Flag” Wire, swojej ulubionej płyty wszech czasów?
Kazik: Nawet jeśli, to nie z tym składem. Mam wyobraźnię dosyć obszerną, ale nie wiem, jak można by zagrać „Pink Flag” z sekcją dętą. Hmm… A może właśnie zaaranżować ją tylko na sekcję dętą?
Oceń artykuł