Machine Gun Kelly żałuje, że wystartował do Slipknota: "byłem wielkim fanem ich zespołu"

MGK jeszcze kilka miesięcy temu nazwał Slipknota: "pokręconymi 50-letnimi dziadami w zje*anych maskach". Teraz żałuje swoich grzechów.
Machine Gun Kelly żałuje, że pożarł się z Coreyem Taylorem
Raper kilka lat temu postanowił spróbować swoich sił w pop-punku. Od dawna występował na koncertach z całym zespołem, grając covery znanych zespołów, często nawiązywał do muzyki rockowej w swoich tekstach, a później poszedł o krok dalej i wraz z Travisem Barkerem nagrali płytę, na której... miał się pojawić Corey Taylor.
Panowie mieli niesnaski - Taylor zaatakował go publicznie za to, że "nie lubi artystów, którzy zawiedli w jednym gatunku, a potem wzięli się za rocka", co wkurzyło MGK-a, który nazwał potem publicznie Slipknota "dziwnymi 50-letnimi dziadami w zje*anych maskach". Do beefu dołączył potem również m.in. Matt Heafy z Trivium, całość dała nam trochę śmiechu i o sprawie ucichło.
Teraz na Hulu pojawił się film dokumentalny o Kellym, w którym wokalista wyznał, że "mógł załatwić sprawy inaczej". Raper stwierdził, że mógł po prostu zadzwonić do Taylora, zapytać się go, dlaczego powiedział, co powiedział, a potem się przeprosić jak ludzie i przyznać: "obaj zachowaliśmy się idiotycznie".
MGK odniósł się do sytuacji z wokalistą Slipknota kilkukrotnie, zdradzając m.in. swoją wersję wydarzeń z 2020 roku, kiedy to zaprosił Taylora do współpracy:
To jest głupie, bo cała sprawa ze Slipknotem, czy też tak naprawdę z Coreyem, jest totalnie niefortunna. Pozwoliliśmy na to, żeby nasze ego gadało za nas dwóch.
Wyjaśnił, że prywatnie jest fanem Slipknota i Taylora - dlatego też poprosił wokalistę o występ gościnny. Nawet nie był specjalnie zdenerwowany, kiedy Corey odmówił przerobienia swojej zwrotki:
Jestem, czy też byłem fanem Slipknota. Fanem Coreya. Dlatego chciałem go zaprosić na "Tickets to My Downfall". Miał do mnie jakiś szacunek, bo w końcu nagrał dla mnie zwrotkę. Wysłaliśmy mu potem kilka uwag, coś w stylu: "Wiesz co, to nie było do końca to, o co nam chodziło. Mógłbyś spróbować czegoś takiego?". A ten odpowiedział "nie", więc współpraca się skończyła, a zwrotki w końcu nie użyliśmy. A potem słyszę go w tym podcaście.
Całość wydaje się być naprawdę dziecinadą rodem z piaskownicy, więc mamy nadzieję, że panowie się już nigdy nie pogodzą - cały ich "konflikt" to bowiem świetna rozrywka dla osób postronnych.
Oceń artykuł