Paul Stanley: Powinniśmy nagrać kolejną płytę Kiss

Czyżbyśmy mieli doczekać się następcy „Monster”? Wokalista i gitarzysta amerykańskiej grupy uważa, że powinien powstać jeszcze jeden album.
Kiss ma często problemy z decyzjami. Kończyć karierę czy jeszcze nie? Wydawać kolejną płytę czy już dać sobie spokój? W międzyczasie korzysta z niesłabnącego zainteresowania w Stanach Zjednoczonych i ogłasza następną trasę koncertową - taką jak Freedom To Rock Tour, która rozpoczęła się 4 lipca 2016 i potrwa do 10 września 2016.
W kwestiach nowej płyty, muzycy są wciąż niezgodni. O ile Gene Simmons jest zapalonym orędownikiem pomysłu i twierdzi, że ma już komplet gotowych utworów, pozostali członkowie podchodzą do niego bardziej sceptycznie. Jak jednak wyznał Paul Stanley, sam się nad tym coraz częściej zastanawia.
Starchild najwyżej stawia potrzebę artystycznego wyrazu:
Kiedy skończyliśmy „Sonic Boom”, uznałem, że to już koniec. Ale kilka lat później zacząłem się zastanawiać: „Czemu nie iść jeszcze dalej i zbliżyć do korzeni, do ludzi, których kochamy?”. W ten sposób nagraliśmy jeszcze jeden album i myślałem, że to by było na tyle. Ale ostatnio znowu myślę, że tak, powinniśmy nagrać kolejną płytę.
Paul Stanley zdaje sobie sprawę z głównego problemu, który pojawia się, gdy klasyczny zespół rockowy postanawia nagrać nowy materiał w dzisiejszych czasach. Jego zdaniem większość słuchaczy nie jest zainteresowana takimi utworami, a w najlepszym wypadku jest w stanie je tolerować.
Jeśli wyłączysz dźwięk i puścisz mi koncertówkę The Rolling Stones albo Paula McCartneya, bez problemu wskażę Ci, kiedy grają nowe kawałki, bo publika będzie wtedy siedzieć. Tolerują świeży materiał, bo nie mogą się już doczekać „Brown Sugar”. Wytrzymają te nowe kawałki, bo chcą usłyszeć „She Loves You” albo „Strawberry Fields”...
W takiej sytuacji muzyk zdaje sobie sprawę, że tworzenie kolejnego krążka to bardziej kwestia jego osobistej satysfakcji niż rzeczywistej potrzeby fanów. Zapewnił przy tym, że gdyby sam nie czuł, że tego pragnie, nie zabierałby się za nowy materiał. Sytuacja w zespole jednak do tego zachęca, zwłaszcza że już wyjaśnił sobie wszystko z Genem Simmonsem, który oburzył go swoimi komentarzami po śmierci Prince'a...
Jesteśmy prawdziwą rodziną, razem z Genem i jego żoną Shannon, mamy wielkie szczęście. Chodzi mi o to, że przeżyliśmy już tyle czasu. To ponad czterdzieści lat, tak długo... Wtedy nie chodziło mi o to, że przesadził, po prostu tylu ludzi nas ze sobą utożsamia, że musiałem się odciąć od tych wypowiedzi. On się czasem nie potrafi pohamować i potem sam żałuje swoich słów. Nie chciałem mu truć, tylko uważałem, że to nieodpowiednia chwila na takie rzeczy i obraża czyjąś pamięć.
Stanley przyznał również, że Kiss postrzega bardziej jako drużynę sportową i w ten sposób pogodził się już ze zmianami składu, jakie zachodziły w zespole. Darzy go jednak tak wielką miłością, że sam nie miałby nic przeciwko, gdyby któregoś dnia ktoś go zastąpił. Nie ma jednak konkretnych kandydatów na to miejsce.
Szczerze mówiąc, o ile uwielbiam wszystkie nasze tribute bandy, żaden z nich nie ma odpowiedniego Paula. Stawiałbym więc na kogoś, kto połączyłby moje dokonania z rzeczami, które mnie inspirują. Ostatnią trasę graliśmy na stadionach w Ameryce Południowej i Europie - ludzie przychodzili po prostu zobaczyć Kiss. To pokazało, że wszyscy, którzy uważali, że grupa nie może istnieć bez oryginalnych muzyków, byli w połowie w błędzie. Dla mnie to po prostu kolejny krok.
Gdyby ktoś z Was chciał dla odmiany spróbować własnych sił jako Gene Simmons, możemy zaoferować specjalną maskę.
Pełną rozmowę z Paulem Stanleyem obejrzycie poniżej:
Czekacie na kolejny album Kiss?
Oceń artykuł