Scott Weiland był paranoikiem i złym ojcem

Aleksandra Degórska
09.12.2015 10:57
|north Fot. face to face/Reporter/East News

Była żona artysty postanowiła napisać list, w którym pokazała prawdziwe oblicze muzyka, jako zwykłego człowieka, a nie utalentowanego rockmana...

Artysta znany ze Stone Temple Pilots i Velvet Revolver zmarł 3 grudnia 2015 roku w wieku 48 lat. Tragiczne wydarzenie było dla wszystkich szokiem, również dla najbliższych. Była partnerka muzyka, Mary Forsberg, napisała osobisty list, w którym pożegnała Scotta, jednocześnie zdradzając szczegóły ich życia.

W całej tej sytuacji najbardziej poszkodowane są dzieci artysty. Ich wspólne pociechy to 15-letni Noah i 13-letnia Lucy. W związku z niespodziewaną śmiercią ich ojca, rodzina otrzymała wielkie wsparcie z całego świata:

Potok kondolencji skierowanych dla naszych dzieci był druzgocący, wzruszający i dodający otuchy. Prawdą jest jednak, że tak jak większość innych dzieciaków, stracili swojego ojca parę lat temu. To, co naprawdę przepadło 3 grudnia 2015 roku to nadzieja.

Kobieta odkryła rąbek tajemnicy wspominając o rodzinnym życiu muzyka, pokazując tym samym, że nie był on przykładnym ojcem, choć media kreowały go właśnie w taki sposób:

Możecie zapytać: „Skąd mieliśmy wiedzieć? Czytaliśmy, że uwielbia spędzać czas ze swoimi dziećmi i że przez lata nie brał narkotyków!”. W rzeczywistości był to paranoik, który nie pamiętał tekstów własnych utworów i był fotografowany wraz z dziećmi parę razy w czasie 15 lat swojego ojcostwa.

Mary opowiada, jak starała się, by Scott mógł w miarę normalnie funkcjonować i uczestniczyć w ważnych dla ich dzieci momentach, jednak z kiepskim skutkiem:

Nawet, gdy rozstaliśmy się, spędziłam niezliczoną ilość godzin próbując uspokoić jego ataki paranoi, pchając go pod prysznic i wypełniając kawą, tak bym mogła go zabrać na widownię talent show, gdzie występował Noah, czy na musical Lucy. Te krótkie spotkania były moją próbą, by dać dzieciom poczucie normalności z ich ojcem. Ale coś takiego przez dłuższy czas zamieniało się dla niego w coś strasznego i niezręcznego.  

Problemy Scotta również odbiły się na zdrowiu byłej żony, która popadła w depresję i zaczęła martwić się, by ta cała sytuacja nie wpłynęła negatywnie na pociechy. Poskutkowało to tym, że organizacja Child Protective Services zabroniła muzykowi samemu przebywać z dziećmi. Artysta ponownie się ożenił i powoli usuwał się z ich życia. Mary opisuje tę całą sytuację nie po to, by go oceniać, ale w celu przestrogi dla innych.

Była żona podkreśla również, że do końca swoich dni muzyk czuł się zagubiony, nie potrafił dorosnąć i poradzić sobie ze swoimi problemami:

To jest ostatni krok w naszym długim pożegnaniu Scotta. Mimo, iż czułam, że nie mieliśmy innego wyboru, może nigdy nie powinniśmy pozwolić mu odejść. Albo możliwe, że te parę lat separacji były jego prezentem na rozstanie – jedyny sposób, by złagodzić to, co wiedział, że pewnego dnia złamie nasze serca. W czasie tych ostatnich lat, słyszałam jego smutek i chaos, kiedy dzwonił do mnie późną nocą, często płacząc z powodu jego niezdolności odseparowania się od negatywnych osób i złych wyborów.

Mary zauważa, że nikt nie jest idealny, ale warto starać się, by robić cały czas krok do przodu. Jednocześnie prosi, by fani widzieli w Weilandzie człowieka z krwi i kości, a nie gwiazdę rocka:

Nasza nadzieja związana ze Scottem umarła, ale nadal jest nadzieja dla innych. Po raz pierwszy nie gloryfikujmy tej tragedii.

Śmierć muzyka spowodowała, że wielu twórców złożyło hołd Scottowi Weilandowi. Również Matt Sorum wspomniał w wywiadzie zmarłego kolegę, podkreślają, że był jednym z najlepszych frontmanów.

Aleksandra Degórska Redaktor antyradia
Logo 18plus

Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych jeżeli nie masz ukończonych 18 lat, nie powinieneś jej oglądać.