The Prodigy – The Day Is My Enemy

Jeśli w muzyce elektronicznej pojawia się utwór „Wall of Death”… to wiedz, że coś się dzieje.
Zastanawialiście się kiedyś nad fenomenem zespołu dowodzonego przez Liama Howletta? W muzyce Brytyjczyków już od 25 lat zakorzeniona jest nuta pociągająca bardzo różnych słuchaczy. Nie można bowiem przejść obojętnie wobec faktu, iż o muzyce elektronicznej przeczytać możecie na stronie Antyradio.pl. Nie jest to jednak przypadek, wszak The Prodigy gościł już na wielu rockowych i metalowych scenach, z Przystankiem Woodstock na czele. Wspomniany koncert również nie obył się bez wielu kontrowersji – w zakresie bezpieczeństwa imprezy doszło do konfliktu pomiędzy zespołem a Jurkiem Owsiakiem.
Kontrowersje to środowisko naturalne dla The Prodigy. Muzyka, w której punk łączy się z drum'n'bass i hip hopem musi bowiem wzbudzać intensywne emocje. Nie inaczej jest na 6. studyjnym krążku zatytułowanym „The Day Is My Enemy”. Tradycyjnie już, kluczowym słowem do określenia muzyki The Prodigy jest agresja. Cel wyznaczony przez Howletta na początku kariery jest osiągany mimo upływu kolejnych lat. I tak, nowa płyta od samego początku pobudza pragnienie headbangingu oraz szaleńczego, koncertowego moshu. Do występu Prodigy na Openerze pozostają nam ponad 3 miesiące, co zmusza do zaspokojenia swoich muzycznych zachcianek w domowym zaciszu.
Oczekiwanie na lipcowy występ w naszym kraju upłynąć powinno fanom w dobrym nastroju. Na „The Day Is My Enemy” znalazło się 14 ostrych kompozycji o postindustrialnym wydźwięku. Jeżeli kojarzycie muzykę Prodigy z ulicznym brudem, dusznym klimatem oraz niepokojem, to bez chwili zawahania możecie pobiec do sklepu po nowy krążek. Inaczej będzie jeżeli oczekujecie od Liama Howletta rewolucji…
Muzyka buntu powinna uderzać bowiem w obecne trendy i kroczyć w miejsca dotąd nieznane. Przez wiele lat udawała się ta sztuka również Brytyjczykom, dzięki czemu śmiało można określić ich mianem bandu kultowego. Przy okazji ćwierćwiecza działalności postawiono jednak raczej na podsumowanie działalności, podkreślenie wypracowanego stylu i sprawdzone patenty. Fani punkowej ekspresji z pewnością zawieszą ucho na utworze „Wall of Death”, najbardziej różnorodne kawałki na „The Day Is My Enemy” to natomiast „Medicine” i „Invisible Sun”. Utwór „Rok-Weiler” jest ukłonem w stronę dubstepu, a numer o wdzięcznej nazwie „Destroy” otwierają dźwięki 8-bitowe. Brzmienia będące kontynuacją płyty „Invaders Must Die” można natomiast odnaleźć m.in. w „Nasty” oraz „Ibiza”.
Szczegółowe opisywanie muzyki The Prodigy nie należy do najłatwiejszych, ale przede wszystkim odsuwa nas od jej istoty, czyli zawartych w niej emocji. Najskuteczniejszym podziałem w muzyce jest ten, który stanowi, iż należy dzielić ją po prostu na tą dobrą i złą. Takie kryterium zastosowałem przy tym wydawnictwie i stwierdzam, że wyprodukowany przez Howletta „The Day Is My Enemy” z pewnością należy do pierwszej ze wspomnianych kategorii. Emanująca gniewem muzyka właśnie z tego powodu przypada do gustu fanom rocka i metalu. Ukryta w muzyce The Prodigy prawda potwierdza także tezę wokalisty Rage Against The Machine: „Anger is a gift!”
W pojedynku na nowe brzmienia w muzyce niniejszy krążek przegrywa co prawda z wydawnictwem Enter Shikari, ale nie zmienia to faktu, że „The Day Is My Enemy” doskonale współgra z opcją repeat mode w odtwarzaczu CD. Życzę Wam udanej ściany śmierci!
Ocena: 4/5
Oceń artykuł