"Hawkeye. Kate Bishop" - [RECENZJA]
![Hawkeye. Kate Bishop - komiks Marvela od Egmont Polska - okładka "Hawkeye. Kate Bishop" - [RECENZJA]](https://gfx.antyradio.pl/var/antyradio2/storage/images/news/hawkeye-kate-bishop-recenzja-45909/15141596-1-pol-PL/Hawkeye.-Kate-Bishop-RECENZJA_article.jpg)
Kate Bishop, czyli druga postać Marvela posługująca się pseudonimem Hawkeye, doczekała się polskiego wydania swoich solowych przygód. Czy warto po nie sięgnąć?
Oryginalny Hawkeye, czyli Clint Barton, chociaż nigdy nie był gwiazdą Marvel Comics, od zawsze miał swoich fanów. Przynajmniej w Stanach Zjednoczonych. W Polsce zaczął być rozpoznawalny dopiero dzięki filmom Marvela. W produkcjach MCU w heroicznego łucznika wcielił się Jeremy Renner. Już niedługo w kinowym świecie stanie się podobnie jak w komiksowym uniwersum - zadebiutuje żeńska odpowiedniczka Hawkeye'a, czyli Kate Bishop. Zanim to nastąpi, warto sięgnąć po papierowy pierwowzór bohaterki z łukiem w dłoni.
Kate Bishop nie ma tak długiej historii jak Clint Barton. On zadebiutował w 1964 roku i od tego momentu praktycznie cały czas pełni ważną rolę w świecie Domu Pomysłów. Ona pojawiła się po raz pierwszy dopiero w roku 2005 na kartach "Young Avengers", ale od tego czasu idzie jak burza, zdobywając rzeszę wiernych fanów. Przez lata pojawiała się jako członkini grup Avengers, albo jako partnerka pierwszego Hakweye'a. Szczególnie ważnym dla tej postaci komiksem był run "Hawkeye'a" autorstwa Matta Fractiona i Davida Aji, w którym na obie postacie rzucono zupełnie nowe światło.
W końcu w roku 2016 Kate Bishop doczekała się swoich solowych przygód. Autorką serii, która w oryginale ukazywała się jako 5. volume "Hawkeye" jest Kelly Thompson - pisarka i scenarzystka komiksowa pracująca dla czołowych w branży wydawnictw. Za rysunki odpowiadają Leonardo Romero i gościnnie Michael Walsh. W polskim wydaniu przygód Kate Bishop od Egmont Polska znalazł się cały run Thompson i Romero, czyli 16 zeszytów wydawanych od 2016 do 2018 roku.
Historia zawarta w komiksie pokazuje losy tytułowej bohaterki, która postanawia stanąć na swoich nogach. Przeprowadza się do Los Angeles, gdzie otwiera agencję detektywistyczną. Zaczyna od pozornie błahej sprawy, ale sytuacja się komplikuje i Kate miesza się w o wiele grubszą aferę, która okazuje się ważna nie tylko dla niej, ale również jej nowych i starych przyjaciół.
Fabuła nie jest skomplikowana, ale nie jest też prostacka. "Hawkeye. Kate Bishop" to zręczne połączenie komedii, kryminału i komiksu superbohaterskiego, z którego co chwila tryska pozytywna energia oraz humor, ale nie brakuje też scen walk czy zmyślnych zwrotów akcji. Ogólnie rzecz biorąc, tom należy raczej do komiksów lekkich, które z pewnością spodobają się osobom, szukającym satysfakcjonującej rozrywki. Nie oznacza to, że brakuje wątków nieco poważniejszych, czy momentami nawet wzruszających - też się pojawiają, ale nie grają pierwszych skrzypiec.
Klimat "Hawkeye. Kate Bishop" jest specyficzny i powinien przypaść do gustu czytelnikom lubiących luźny sposób narracji. Czasem pojawia się w niej chaos, ale w żadnym wypadku nie wynika z braków warsztatowych Thompson - wręcz przeciwnie. Scenarzystka stosuje go celowo, żeby podbić charakter tytułowej bohaterki, która jest młodą dziewczyną, napotykającą na swojej drodze wiele przeszkód, nie do końca radzącą sobie z otaczającą ją rzeczywistością. Jeśli lubicie oglądać dobre seriale, to ten komiks przypadnie Wam do gustu - narracja jest prowadzona tak, że "Hawkeye. Kate Bishop" z powodzeniem mogłaby być gotowym storyboardem telewizyjnej produkcji.
Może i Kate Bishop nie ogarnia wszystkiego tak, jakby chciała, może i nie wszystko załatwia w "profesjonalny" sposób, może czasem wydawać się, że nie powinna zajmować się pracą detektywki i w ogóle urodziła się pod złą gwiazdą, ale prawda jest taka, że te wszystkie negatywne doświadczenia w życiu bohaterki, budują ją jako pełnowymiarową postać. Oczywiście "Hawkeye. Kate Bishop" to komiks przede wszystkim superbohaterski, w którym nie brakuje uproszczeń i przerysowanych sytuacji, ale trzonem całej historii jest przyziemność protagonistki.
Bo Kate nie jest jak Kapitan Ameryka, Spider-Man czy Thor. Nie jest nawet jak Iron Man, którego geniusz i majątek pozwoliły mu zostać szanowanym herosem. Nie posiada żadnych nadprzyrodzonych mocy i jedyne, na co może liczyć to własne umiejętności, swój spryt łuk i łut szczęścia. I właśnie ta "zwyczajność" tytułowej bohaterki, sprawia, że trudno nie pokochać jej od pierwszej strony. Thompson zaprezentowała w tym komiksie, że jest bardzo spostrzegawczą obserwatorką zwyczajnych ludzkich zachowań - niejednokrotnie w "Hawkeye. Kate Bishop" pojawiają się sytuacje rodem z przeciętnego, szarego życia.
Ważnym elementem opowieści o solowych przygodach Kate Bishop są bohaterowie drugoplanowi - w tym wypadku głównie jej nowi przyjaciele, bez których nie poradziłaby sobie w Los Angeles, ani przy rozwikływaniu spraw, które się jej trafiają. I znowu w tej sferze autorka komiksu postanowiła zarysować postacie, które kipią prawdziwym życiem. Może czasami wpadają w pewien utarty stereotyp, ale w ogólnym rozrachunku sprawiają wrażenie prawdziwych osób, przeniesionych na karty komiksu. Nowi bohaterowie dopełniają Kate i sprawiają, że możemy jeszcze bliżej przyjrzeć się jej portretowi psychologicznemu.
Nie mogło jednak zabraknąć dobrze znanych twarzy. Kate nie jest jedyną gwiazdą komiksu. Kilkukrotnie pojawiają się występy gościnne takich bohaterów, jak Wolverine (Laura Kinney), pierwszy Hawkeye, czy Jessica Jones, która jest mentorką tytułowej bohaterki. Większe lub mniejsze epizody pełnią też dobrze znani złoczyńcy - Madame Masque, Lady Bullseye, Swordsman, a nawet Oddball. Ich występy nie zawsze są jednak typowym team-upem czy konfrontacją z superprzestępcą, ograniczającym się do mordobicia. Bardzo często pełnią też bardziej ambitne role i stają się kolejnym narzędziem do opowiedzenia historii o Kate Bishop.
Komiks, chociaż ma już ponad 4 lata jest bardzo na czasie. Nie tylko z powodu młodzieżowego stylu prowadzenia opowieści i zachowań głównych bohaterów, ale również dlatego, że stara się przemycać różnego rodzaju uniwersalne problemy, które dotykają współczesnych młodych (choć nie tylko) ludzi. Nie są to jednak poprawnie politycznie panegiryki, tylko raczej spostrzeżenia na temat otaczającego nas świata, rzucone mimochodem w kierunku czytelnika. Często dotyczą tematów czysto społecznych, czy politycznych, ale przeważnie mają bardziej uniwersalny wymiar, wychodzący poza poglądy jednostki.
Osobną kwestią są rysunki Romero, które idealnie pasują do sposobu narracji i historii wymyślonej przez Thompson. Dość nietypowa, jak na tradycyjny komiks superbohaterski, uproszczona kreska brazylijskiego rysownika, podkreśla niezobowiązujący klimat "Hawkeye. Kate Bishop". Artysta bardzo często stosuje ciekawą technikę, polegającą na rozbiciu danej sekwencji ruchu na poszczególne kadry, dzięki czemu komiks jest niezwykle dynamiczny, a wydarzenia zdają cię ożywać podczas lektury. Nie zawsze wychodzi to perfekcyjnie, ale przerostu formy nad treścią raczej Romero nie można zarzucić. Szkice idealnie uzupełniają jaskrawe i pełne życia kolory nałożone przez Jordie Bellaire, które trochę nadają komiksowi ducha lat 60. i oddają w pełni klimat Los Angeles.
Na uwagę zasługuje też pewien rysunkowy element narracyjny, pozwalający czytelnikowi spojrzeć na świat oczami Kate Bishop. Kiedy bohaterka wkracza do akcji, odruchowo rzuca okiem na miejsce, w którym się znajduje i wszystkie elementy, w jakiś sposób mogące pomóc jej wyjść z trudnego położenia. Przypomina to trochę efekt bullet time znany z filmów lub gier komputerowych. Rysownik umieszcza wybrane elementy sceny w fioletowych znacznikach. Obok kółek pojawiają się opisy, które są myślami Kate. W pewnym sensie bohaterka ma więc super moc, ponieważ potrafi natychmiastowo ocenić sytuację i zdecydować się na dalszy ruch.
Inną kwestią są sceny rysowane przez Walsha. Wszystkie rozgrywają się w przeszłości Kate i są przeciwieństwem pełnych scen akcji dziejących się obecnie. Retrospekcje zostały utrzymane w jednej gamie kolorystycznej - wszystko ma odcień fioletu. Kolor fioletowy jest zresztą jednym z symboli rozpoznawczych zarówno Clinta Bartona, jak i Kate Boshop - tej barwy są ich kostiumy. Nic więc dziwnego, że fiolet pełni dominantę kolorystyczną "Hawkeye. Kate Bishop".
Złośliwi komiksowi wyjadacze mogą się jednak pokusić, że w warstwie wizualnej Thompson i Romero jedynie powielają coś, co zostało wymyślone wcześniej. Po części tak jest, bowiem wiele elementów wykorzystywanych przez rysownika, a nawet jego kreska ma coś wspólnego z rysunkami Davida Aji w przywoływanym już runie Fractiona. Chociaż niektóre rozwiązania rzeczywiście pochodzą z tamtego komiksu, należy traktować je jako swego rodzaju tradycję we współczesnych historiach o obojgu Hakweye'ów. Podobnie było zresztą w dwóch poprzednich volume'ach przygód Kate i Clinta, do których "Hawkeye. Kate Bishop" również nawiązuje. Nie jest to więc powielenie, ale świadome odniesienie do czegoś, co już zakorzeniło się w sposobie opowiadania historii Avengerów z łukami.
Polskie wydanie ukazało się w ramach cyklu MARVEL NOW 2.0, więc jak inne komiksy zostało obleczone w miękką okładkę. Wśród dodatków nie zabrakło zbioru oryginalnych i alternatywnych okładek amerykańskiego wydania zeszytowego. Na szczególne uznanie zasługuje tłumaczenie Marcelego Szpaka. Polska wersja została napisana bardzo młodzieżowym językiem, co idealnie komponuje się bohaterami i klimatem komiksu. Brawo.
"Hawkeye. Kate Bishop" to praktycznie same plusy. Osób kochających tytułową bohaterkę, za jej bezkompromisowość, humor i dobre serce nie trzeba namawiać do sięgnięcia po ten komiks. Ci, którzy nie znają poprzednich przygód Kate, też mogą bez problemu zapoznać się z tomem jej solowych losów, ponieważ historia jest niejako nowym startem protagonistki. Oczywiście pojawiają się wątki, sięgające poprzednich komiksów Marvela (czasami naprawdę starych), ale ich nieznajomość, nie powinna nikomu przeszkodzić w dobrej zabawie podczas lektury. Jest to też idealny sposób na zapoznanie się z bohaterką tuż przed premiera nadchodzącego serialu Marvel Studios pod tytułem "Hawkeye".
A wszyscy hejterzy, którzy uważają, że żeńska wersja Hawkeye'a to "lewacka poprawność polityczna", powinni się zamknąć i nie wydawać nieprawdziwych sądów przed zapoznaniem się z komiksem. Osoby, które mówią tego typu rzeczy najwidoczniej nie czytały tej serii (ani żadnej innej z Kate Bishop w roli głównej), bo w przeciwnym wypadku, na pewno nie mówiły takich idiotyzmów.
Ocena: 8,5
Oceń artykuł