Firmie Marvel od lat zarzuca się, że jest skierowana głównie do dzieci. Zarówno jeśli chodzi o filmy, jak i komiksy Domu pomysłów. Kolorowi bohaterowie, mało realistyczne historie, pozbawione brutalności walki - to najczęstsze słowa krytyki w kierunku Marvel Comics. Czy jednak są prawdziwe?
Oczywiście, świat Marvela jest tak złożony, że można na to pytanie odpowiedzieć zarówno twierdząco, jak i przecząco. Poniższa recenzja stoi na drugim biegunie podejścia do uniwersum Marvela, bo poświęcona jest komiksowi, który został poświęcony jednej z najbrutalniejszych postaci istniejących pod szyldem wydawnictwa - Punisherowi.
Frank Castle znany lepiej jako Punisher ukazywany był w mrocznych, brutalnych, o wiele poważniejszych historiach, z których biła większa doza realizmu, niż na przykład z komiksów o Avengers. W 2004 roku postanowiono to dodatkowo pogłębić i nakładem imprintu MAX, pojawiła się seria o Punisherze, w której twórcy nie musieli się ograniczać, jeśli chodzi o treści przeznaczone wyłącznie dla dorosłych odbiorców. Punisher stał się więc jeszcze bardziej mroczny.
Wydany w Polsce przez Egmont "Punisher MAX" tom 8, to w rzeczywistości pierwsza część zbiorczego wydania historii w oryginale ukazującej się w latach 2010-2012 stworzonej przez Jasona Aarona i Steve'a Dillona. Niech nie zwiedzie Was numer tomu, bo tak naprawdę to odrębna opowieść, którą można czytać bez posiadania poprzednich części serii Egmontu. Akcja nie dzieje się bowiem w kanonicznym świecie znanym jako Earth-616, tylko w alternatywnej rzeczywistości Earth-200111.
Czym różni się ten świat? Przede wszystkim tym, że nie istnieją w nim żadni superbohaterowie o nadprzyrodzonych mocach, a czas płynie normalnie. Oznacza to, że Punisher jako weteran wojny w Wietnamie, od trzydziestu lat regularnie morduje złoczyńców pleniących się na ulicach Nowego Yorku. W ten sposób twórcy postanowili jeszcze bardziej urealnić i tak już realną postać jednego z ulubionych antybohaterów Marvela.
Tego typu podejście wiązało się z zarysowaniem nowych zasad działania świata, w którym Spider-Man jest jedynie postacią z filmu. Rzeczywistość ta jest tak samo brutalna, jak nasza i chociaż istnieją w niej niektórzy bohaterowie dobrze znani z Earth-616, są zazwyczaj pozbawieni wszelkiej ponadnaturalnej aury. Z tego powodu Frank Castle praktycznie niczym nie różni się od swojego kanonicznego pierwowzoru. Nadal jest szorstkim, skupionym na zabijaniu przestępców mężczyzną, który nie działa pod wpływem emocji i potrafi odnaleźć się w nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji i wyjść z niej (niemalże) cało.
Jedyną różnicą jest fakt, że Punisher w komiksie Aarona i Dillona przekroczył 50-tkę i powoli zaczyna odkrywać, że jego ciało nie reaguje już na wieczną wojnę tak samo, jak miało to miejsce kilkanaście lat wcześniej. Ten wątek można porównać do filmu "Logan". Mimo oznak starzenia Punisher nadal działa w ten sam sposób, co jego oryginalna wersja.
Historia rozpoczyna się od momentu, w którym do nowojorskiego półświatka wkracza nowy, poważny zawodnik - tajemniczy Kingpin. Do tej pory istniał tylko w celowo rozpuszczanych przez mafiozów plotkach. Nikt go jednak nigdy nie widział. Nagle pojawia się znienacka, czym przyciąga uwagę Punishera. Frank rozpoczyna prywatne śledztwo, które odsłania prawdę na temat Wilsona Fiska. Kiedy Kingpin dochodzi na sam szczyt, życie Punishera zmienia się jeszcze bardziej. Do miasta przybywa bowiem seryjny zabójca do wynajęcia, który ma za zadanie zamordować Castle'a. Szaleniec znany tylko jako Bullseye robi wszystko, by przygotować się do konfrontacji ze swoim nowym celem.
Tak mniej więcej można zarysować fabułę 8. tomu "Punisher MAX". Widać, że historię można podzielić na dwie wyraźne części. Wynika to z faktu, że wydawnictwo Egmont zdecydowało się zamieścić w jednym tomie pierwsze 11 numerów runu Aarona i Dillona, które zawierały dwie historie - "Kingpin" i "Bullseye". W pierwszej z nich czytelnik ma okazję poznać historię Wilsona Fiska i zobaczyć, co musiał zrobić ten żądny władzy mężczyzna, by stać się Kingpinem. Fani serialowego "Daredevila" na pewno zobaczą kilka pomysłów, które wykorzystali później twórcy hitu Netfliksa.
Na szczególną uwagę w tej historii zasługuje może trochę oklepane, ale w tym wypadku całkowicie uzasadnione zestawienie Punishera i Kingpina. Twórcy postanowili zadać pytanie, na ile fanatyczna walka Castle'a z przestępczością przypomina machiawelistyczną drogę do celu Kingpina. Ciekawe jest też spostrzeżenie sugerujące, że prowadzenie mafii, nie różni się za bardzo od tego, jak szefuje się w korporacji.
Druga historia to kompletna podróż w głąb szalonego umysłu Bullseye'a, który mimo urealnienia, jest o wiele bardziej przerażający niż swój odpowiednik z Earth-616. Nadal jest świetnym strzelcem, który nigdy nie chyba, ale w tym wypadku chodzi raczej o metaforyczny sens tego stwierdzenia. Widzimy więc odwrotną sytuację niż zazwyczaj. Tym razem złoczyńca poluje na Punishera i zastawia na niego śmiertelnie niebezpieczne pułapki. Ponownie pojawia się pytanie podważające istnienie antybohatera. Czy 30-letnia syzyfowa walka z przestępczością, nie jest przypadkiem oznaką choroby psychicznej?
Twórcy postanowili więc zdekonstruować mit popularnego bohatera z komiksów Marvela. Rozprawili się z wieloma absurdami otaczającymi oryginalną postać, jednocześnie podchodząc do Castle'a w bardzo nowatorski sposób. Chociaż nie zmieniono jego metody działań, ideałów i umiejętności, zmodyfikowano fundamenty tej postaci. Mimo że w komiksie pojawiają się trudne pytania, nie można zaliczyć go do wydawnictw filozoficznych. Na pierwszym miejscu stoi bowiem brutalna walka głównego bohatera z szumowinami działającymi w Nowym Jorku.
Akcja jest bardzo ważnym elementem tego tytułu i w wielu wypadkach wysuwa się na pierwszy plan. Komiks można więc porównać do dobrego kina akcji, skierowanego do osób dorosłych. W 8. tomie "Punishera MAX" niejednokrotnie padają niecenzuralne słowa, pojawia się golizna, i bezpardonowe momenty, które mogą przyprawić bardziej wyczulonych czytelników o mdłości. Ten komiks to prawdopodobnie zmaterializowanie idei, która przyświeca większości filmów Patryka Vegi. Pokazuje brutalne kulisy świata przestępczości, z tym tylko, że Aaronowi i Dillonowi udaje się to wyśmienicie, a polskiemu reżyserowi nie za bardzo.
Warto też zwrócić uwagę na drobne smaczki, przygotowane dla wiernych fanów komiksów Marvela. Chociaż świat Earth-200111 zdecydowanie różni się od typowej rzeczywistości, w której działa Punisher, niektóre zależności pozostają bez zmian. Z tego powodu w komiksie pojawiają się odświeżone wersje kilku klasycznych postaci.
Osobnym elementem komiksu jest jego sfera wizualna. Wszystkie powyższe spostrzeżenia są zasługą charakterystycznych rysunków nieżyjącego już Steve'a Dillona. Rysownika powinien kojarzyć każdy, kto przeczytał komiks "Preacher". Nie wszyscy są zwolennikami jego stylu, ale w takich historiach jak "Punisher MAX", sprawdza się on znakomicie. Z jakiegoś dziwnego powodu, każdy komiks, za który wziął się Dillon, spowija charakterystyczna mgiełka brutalizmu, ohydy i absurdalności świata. Tak jakby jego rysunki podkreślały często chore (w ogólnym rozrachunku w pozytywnym tego słowa znaczeniu) pomysły scenarzystów.
Nie inaczej jest w historiach "Kingpin" i "Bullseye". Jeśli nigdy nie czytaliście komiksów z rysunkami Dillona, to określić je można następującymi określeniami: krew, flaki, kał, rzygowiny, obcięte kończyny, brutalny seks i szaleństwo. Styl rysownika nie napawa optymizmem. Mimo tego, że w jego pracach często dominują "brudne" motywy, kreska jest niezwykłe czysta i przejrzysta, dzięki czemu w scenach akcji czytelnik nie ma prawa się pogubić. Wszystko jest narysowane bardzo realistycznie, przy jednoczesnej schematyczności właściwej komiksowi superbohaterskiemu. Jedynym zarzutem w kierunku stylu Dillona jest fakt, że wszystkie twarze bohaterów są do siebie bardzo podobne, ale może właśnie z tego powodu i ze względu na charakterystyczne rysowanie oczu postaci, Dillonowi udawało się niemal zawsze uzyskać atmosferę szaleństwa i niepokoju.
Nie oznacza to jednak, że w niezwykle brutalnym świecie brakuje humoru. Pojawiają się komediowe momenty, chociaż należą raczej do gatunku czarnego humoru i często również obfitują w zjawiska, które postronny odbiorca komiksu może odczytać jako obrzydliwe, a jego autorów za istoty bez serca. Ta atmosfera pasuje jednak do przygnębiającej rzeczywistości świata przedstawionego i często rozładowuje napięcie, nawet jeśli to śmiech przez łzy.
Nie można też zapomnieć o polskim wydaniu tego komiksu. "Punisher MAX" tom 8 został oprawiony w twardą okładkę pokrytą przyjemną w dotyku matową powłoką. Gruby papier kredowy sprawia, że możemy podziwiać niepokojące rysunki Dillona. Pochwała należy się też tłumaczeniu Marka Starosty, które wiernie oddaje oryginał. Na 260 stronach nie tylko zawarto treść 11 numerów serii z 2010 roku, ale również okładki oryginalnego zeszytowego wydania.
Podsumowując, "Punisher MAX" tom 8 nie jest arcydziełem komiksu, ale nie stanowi też zwykłej odmóżdżającej rozrywki. Stoi gdzieś pomiędzy, dzięki czemu ma szansę przyciągnąć osoby lubiące zagłębiać się w portrety psychologiczne bohaterów, jak i miłośników totalnej rozwałki. Świetny scenariusz trzymający do ostatniej strony w napięciu i specyficzne rysunki, które zwielokrotniają zamierzenia scenarzysty, sprawiają, że nad tym komiksem nie łatwo przejść obojętnie. Nie jest jednak dla wszystkich. Osoby o słabych nerwach mogą stracić animusz do dalszego czytania po pierwszym rozdziale, ponieważ jest nadzwyczaj, krwawo, brutalnie i wulgarnie.
Nie zmienia to jednak faktu, że "Punisher MAX" tom 8 to komiks, po który warto sięgnąć. Powinien się spodobać zarówno miłośnikom tradycyjnego Punishera, jak i osobom stroniącym od superbohaterów w kolorowych trykotach. A poza tym udowadnia, że Marvel nie jest tylko dla dzieci.
Ocena: 8/10
Zobacz też: "Sandman Uniwersum: Lucyfer" tom I - [RECENZJA]
Oceń artykuł